Redakcja PZTS: Jak wygląda pańska codzienna rzeczywistość po igrzyskach paralimpijskich?
Piotr Grudzień, dwukrotny medalista igrzysk paralimpijskich 2024: Wszystko co miłe, szybko mija. Otrzymałem sporo gratulacji i widać, że wielu ludzi w Zielonej Górze, gdzie mieszkam, ale nie tylko, docenia sukcesy osób niepełnosprawnych. Wróciłem już do treningów, a w ten weekend zagram w Grand Prix Polski w Centrum Szkolenia PZTS im. Andrzeja Grubby w Gdańsku. Później jeszcze trochę odpocznę, żadnych startów zagranicznych nie planuję, chociaż reprezentacja ma zaplanowany w październiku wyjazd na turniej do Argentyny. Jestem wysoko w rankingu światowym, więc na razie nie muszę "ganiać" za punktami. Planuję natomiast występ w pierwszoligowym meczu ZKS Palmiarnia II Zielona Góra. To byłby dobry sprawdzian przed dalszą częścią sezonu 2024/25.
Po 8-letniej przerwie znów stanął pan na podium igrzysk i to 2-krotnie.
W 2016 roku w Rio de Janeiro też wywalczyłem 2 medale, obydwa brązowe – w singlu i zawodach drużynowych. We Francji sięgnęliśmy z Patrykiem Chojnowskim po złoto w deblu w klasie MD 18 oraz z Karoliną Pęk po brąz w mikście w XD 17. Każdy krążek paralimpijski jest olbrzymim sukcesem, chociaż apetyt rośnie w miarę jedzenia i po udanych grach podwójnych, liczyłem także na bardzo dobry wynik w singlu w klasie ósmej. Niestety, w 1/8 finału przegrałem 2:3 z wcześniej nieznanym sobie Chińczykiem Peng Weinanem. W kolejnej rundzie, a więc już o medal, uległ on rywalowi z Tajlandii Phisitowi, z którym wcześniej wygrywałem. W zawodach w Słowenii pokonałem go 3:2, mimo że ostatniego seta zacząłem od 0:5. Dlatego i w tej konkurencji mogłem liczyć na medal w Paryżu.
Co przesądziło o niepowodzeniu w pierwszym pojedynku w hali olimpijskiej?
Od początku miałem problem z odbiorem serwisu Penga. Kiedy odbierałem krótko, brakowało mi dokładności i piłka była łatwa do ataku. Z kolei po dłuższym przebiciu, przeciwnik od razu mocno atakował i zdobywał punkty. Przy stanie 0:2 w meczu, wygrałem dwa kolejne sety, chociaż w czwartym było już 6:9. Natomiast w piątym całym czas odrabiałem straty i trochę mi zabrakło. Były momenty, kiedy czułem, że „idę po Chińczyka”, lecz finalnie to się nie udało.
ZOBACZ WIDEO: Invest in Szczecin Open zamieni się w turniej ATP 250? Dyrektor odpowiada
W deblu z Patrykiem Chojnowskim byliście faworytami klasy 18?
Głównymi kandydatami do złota byli Chińczycy Hao Lian i Shuai Zhao, których pokonaliśmy 3:1 w półfinale. Wyszedł nam znakomity mecz. Wcześniej wygraliśmy z duetami z Japonii i Szwecji także po 3:1. Po takich spotkaniach czuliśmy, że możemy zwyciężyć także w finale z kolejną chińską parą Chaodong Liu/Yiqing Zhao. I mimo że ostatecznie było 3:0 dla nas, gra o tytuł nie była taka lekka i przyjemna jak wskazuje rezultat.
Jaki przebiegł miała rywalizacja w tej konkurencji?
Byliśmy rozstawieni z czwórką, zaś z dziesiątką nasi koledzy Maksym Chudzicki i Igor Misztal, którzy osiągnęli ćwierćfinał. Do pierwszej niespodzianki doszło już w 1/8 finału, bowiem najwyżej rozstawieni Hiszpanie Cardona i Cepas przegrali z Brazylijczykami Manarą i Massadem. Na tym samym etapie z zawodami pożegnali się mistrzowie świata Ukraińcy Kats i Mai. Ostatecznie w strefie medalowej były dwa deble z czołowej czwórki, a także pary z numerami 15 i 17.
Wracając do finału, 13:11, 11:8 i 11:7 to jednak duża różnica.
Graliśmy spokojnie i bez pośpiechu. Już przyzwyczailiśmy się do stołów olimpijskich, na których nie gramy na co dzień. Piłka inaczej się na nich odbija, więc potrzeba trochę praktyki. W finale najważniejsze były nasze głowy, bo umiejętności mamy większe od chińskich rywali. Mieliśmy w pamięci pierwszy pojedynek w Paryżu z Japończykami, który zaczęliśmy od 0:1 i 3:6 w drugim secie. Wytrzymaliśmy nerwówkę, zachowując zimną krew. Od spotkania ze Szwedami zaczęła się nasza bardzo dobra gra. Pokazaliśmy taki tenis stołowy jak w finale ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Anglii.