Spóźnione igrzyska olimpijskie partnera Grubby i Kucharskiego

Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Stefan Dryszel
Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Stefan Dryszel

W latach 80. Stefan Dryszel grał w podstawowym składzie reprezentacji z Andrzejem Grubbą i Leszkiem Kucharskim. Ale na igrzyska olimpijskie nigdy nie pojechał.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: Kiedy dowiedzieliście się, że tenis stołowy zadebiutuje jako sport olimpijski?

Stefan Dryszel: Na potrzeby tego wywiadu sprawdziłem, że głosowanie w sprawie organizatora letnich igrzysk w 1988 roku odbyło się 7 lat wcześniej. Dokładnie miało miejsce pod koniec września 1981. Seul niespodziewanie pokonał Nagoję, bo to jednak japońskie miasto było faworytem. W Polsce w tym czasie były zupełnie inne problemy (stan wojenny wprowadzono 13 grudnia 1981 – red.), dlatego wydaje mi się, że do nas, tenisistów stołowych, informacja o zwycięstwie kandydatury Korei Południowej nadeszła dużo, dużo później. Powiem więcej, o ile pamięć mnie nie myli, jadąc na mistrzostwa świata do Goeteborga w 1985 roku, nie wiedzieliśmy w 100 procentach, że za 3 lata w igrzyskach ma zadebiutować tenis stołowy.

Dla pańskiego pokolenia to była zbyt odległa perspektywa?

Najlepszą drużynę mieliśmy w latach 1984-86, kiedy zdobywaliśmy medale mistrzostw świata i Europy. Andrzej Grubba, Andrzej Jakubowicz i ja urodziliśmy się w 1958 roku, a Leszek Kucharski w 1959. W optymalnym wieku i formie byłem, a mówię o sobie pod kątem rywalizacji olimpijskiej, w czasie igrzysk 1984, na które Polska i wiele innych krajów nie pojechało do Los Angeles. Zadecydowały kwestie polityczne.

IO 1988 odbyły się jesienią, a wy, kadrowicze, byliście już 30-latkami.

Dlatego powtarzam, że najlepsze lata mieliśmy już za sobą. Szkoda, szkoda, że nie mogliśmy zagrać 4 lata wcześniej w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście, „Gruby” i „Kucharz” dalej grali bardzo dobrze, świetnie się spisywali w igrzyskach, ale niestety medalu olimpijskiego nie zdobyli. Choć w tamtych latach Europa miała bardzo wiele do powiedzenia w międzynarodowym tenisie stołowym. W 1992 roku w Barcelonie w finale zagrali Szwed Jan-Ove Waldner i Francuz Jean-Philippe Gatien.

ZOBACZ WIDEO: Gortat odpowiada na zarzuty ws. kadry narodowej. "To jest wyssane z dwóch-trzech źródeł"

Z kolei w Atlancie w 1996 roku dominowali już Azjaci. Natomiast 4 lata później w Sydney znów byli poza konkurencją, chociaż srebro wywalczył Waldner.

Kiedy zbliżały się igrzyska w Seulu, wiele krajów azjatyckich postanowiło mocniej zainwestować w ping-pong. Nie wszystkie w jednakowym tempie i na olbrzymią skalę, jednak progres był widoczny. A nakłady finansowe najlepiej obrazują wyniki w latach 90. i w tym stuleciu. Ostatnim mistrzem globu z Europy jest Werner Schlager, który wygrał turnieju w 2003 roku w Paryżu. Kto i kiedy z naszego kontynentu powtórzy osiągnięcie Austriaka?

Wróćmy do Seulu. Jak wyglądały kwalifikacje do pierwszych pingpongowych igrzysk?

W marcu 1988 roku ME rozgrywano w hali Bercy w Paryżu, a medale zdobyli: Grubba z Kucharskim brązowy w deblu oraz z Andrzej z Holenderką Bettine Vriesekoop srebrny w mikście. I po tych zawodach miał zostać ustalony skład na kwalifikacje olimpijskie. Z tym że Leszek i Andrzej nie musieli w nich uczestniczyć z racji wysokiego rankingu. Byłem trzecim Polakiem w klasyfikacji i to ja miałem pojechać na turniej, ale zrezygnowałem. Decyzję uzasadniłem trenerowi kadry Adamowi Gierszowi w ten sposób: przeciętnie zagrałem w ME, a poza tym na co dzień niewiele już trenowałem.

Co to oznaczało?

Mieszkałem z rodziną, żoną i córką, na francuskiej prowincji koło Lille, gdzie mieliśmy dwa treningi tygodniowo zamiast dziennie. Gdzie indziej trenowała nasza klubowa jedynka Patrick Renverse (wywalczył medale DME 84 i 86 m.in. z Secretinem i Birocheau – red.), który przyjeżdżał tylko na mecze ligowe. Byłem w zespole dwójką, zaś trójką człowiek, który na stałe był zatrudniony w merostwie i zajmował się m.in. halą. Kiedy pomogłem mu posprzątać, wszystko ogarnąć, to dopiero miał wtedy czas na wspólny trening. Czwartym zawodnikiem był zupełny amator, pracujący w biurze. Tak więc miałem mnóstwo wolnego czasu dla siebie i najbliższych, lecz w ogóle nie szło to w parze z podtrzymaniem dyspozycji sportowej. Nie czułem się na siłach grać na wysokim poziomie w polskiej reprezentacji. Dlatego postanowiłem oddać miejsce w składzie na kwalifikacje Piotrkowi Molendzie. Zresztą tylko on był brany pod uwagę w moje miejsce.

Tak więc w singlu w południowokoreańskim singlu zagrali Grubba, Kucharski i Molenda. Dziś trudno w to uwierzyć, ale każdy w grupie miał po 7 rywali.

Tak, to takie prawdziwe igrzyska, z wieloma grami, z mnóstwem emocji i sportowych wyzwań. Obecnie zawodnicy przygotowują się 4 lata, a na igrzyskach można pojechać na jeden-dwa mecze. Liczba miejsce jest ograniczona, czas goni, do programu olimpijskiego chcą wejść kolejne dyscypliny. To sprawia, że dzisiejszy system gier nie jest korzystny dla nikogo. Podobał mi się ten z 1988 roku, kiedy koledzy rozegrali po 7 spotkań. Taka liczba zwiększa szansę, bo przecież raz może się nogą powinąć, ale są następne gry.

Jak zmieniły się turnieje międzynarodowe widać najlepiej po serii World Table Tennis. Są rozciągnięte na wiele dni, bardzo kosztowne dla federacji, a niewielki z nich pożytek pod względem sportowym. Moim zdaniem gra niewarta świeczki. Wiele dająca organizatorom, zaś od strony szkoleniowej wygląda dużo gorzej.

W drugich igrzyskach, w Barcelonie wystąpili w singlu Grubba i Piotr Skierski.

To był czas, kiedy byłem już poza reprezentacją, a także Polską, gdyż sezon 1991/92 spędziłem w Grenzau. To klub, w którym wiele lat spędzili Andrzej Grubba i Lucjan Błaszczyk, był też Marek Skibiński, a od 2 lat w miejscowym Zugbruecke występuje Maciej Kubik. W moim przypadku, zawodnika wtedy 33-letniego, nie było już szans na olimpijski występ.

Mocno doskwiera brak igrzysk w karierze?

Pewnie, że chętnie zabrałbym w tak wielkiej imprezie sportowej. Szkoda, iż tak późno włączono tenis stołowy do igrzysk. Aczkolwiek wielkiego żalu nie mam, bowiem powtarzając słowa, dla mnie w Seulu było już za późno. Mógłbym pojechać, ale w zasadzie na wycieczkę, a tego nie chciałem.

Komentarze (1)
avatar
T J
21.04.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szacun. Ech, to były czasy ...