Siess to jeden z najlepszych polskich florecistów, złoty medalista niedawno zakończonych Igrzysk Europejskich we florecie indywidualnie. W rozmowie z WP SportoweFakty mówi o nie tylko sukcesie, który odniósł w Krakowie, o długiej i trudnej walce o awans na igrzyska olimpijskie i treningach w najlepszym w jego opinii klubie szermierczym na świecie, ale też o swoim stanowisku wobec powrotu do międzynarodowej szermierki zawodników z Rosji i Białorusi.
W marcu, gdy grupa ponad 300 szermierzy i szermierek napisała do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i Światowej Federacji Szermierczej list sprzeciwiający się przywróceniu Rosjan i Białorusinów do międzynarodowej rywalizacji, Siess był głosem tej grupy w amerykańskim programie telewizyjnym CNN World Sport.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Bardziej się stresowałeś, kiedy w marcu tego roku miałeś wejście na antenę CNN International, czy przed finałem Igrzysk Europejskich?
Michał Siess, złoty medalista Igrzysk Europejskich we florecie: W trakcie turnieju nie odczuwam dużego stresu. Natomiast jeśli chodzi o CNN, to stresujący był nie sam wywiad, a obawa, że światowa federacja wyciągnie wobec mnie jakieś konsekwencje. Mówiłem wtedy o powrocie Rosjan i Białorusinów do międzynarodowych zawodów szermierczych. Nie zgadzałem się z decyzją federacji i dałem temu wyraz jako reprezentant ponad 350 zawodników i zawodniczek podpisanych pod listem sprzeciwu. Myśl o ewentualnej karze powodowała jednak, że trzymałem język na wodzy.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski straci opaskę kapitana reprezentacji Polski?
Kary jednak nie było. Co więcej, wasz stanowczy sprzeciw dał pewne pozytywne efekty.
Kiedy w marcu zapadały decyzje w sprawie dopuszczenia Rosjan i Białorusinów do międzynarodowej rywalizacji, my w środowisku szermierczym dziwiliśmy się, że choć MKOl dał związkom sportowym rekomendacje dotyczące zawodników i zawodniczek z tych państw (zalecił, by dopuszczać ich tylko do zawodów indywidualnych jako neutralnych sportowców, jeśli spełniają określone warunki, m.in. nie popierają wojny na Ukrainie i nie mają związków z rosyjską armią - przyp. WP SportoweFakty), to nie dał żadnych narzędzi do weryfikacji tych rekomendacji. Nie poinformował, w jaki sposób sprawdzać, czy dany sportowiec jest powiązany z rosyjskim klubem wojskowym, albo czy nie popiera wojny. Federacja szermiercza na samym początku nie zamierzała w ogóle tego robić, byliśmy przekonani, że rekomendacje MKOlu albo nie będą nic warte, albo Rosjanie jakoś je ominą, na przykład rozwiązując wojskowe kontrakty swoich szermierzy. Nie godziliśmy się na to, zaprotestowaliśmy, napisaliśmy list, pod którym do dziś podpisało się ponad 350 byłych i obecnych szermierek i szermierzy. Finalnie FIE zareagowała. Powstało wewnątrz związku nowe ciało, które skontrolowało, kto z Rosjan i Rosjanek ma związki z wojskiem i zabroniono startów tym, którzy takie związki mieli. Można powiedzieć, że nasz sprzeciw dał efekt.
Jak doszło do tego, że właśnie ty byłeś wówczas głosem ponad 300 zawodników i zawodniczek, którzy otwarcie się tej decyzji sprzeciwili?
Jestem w grupie kilku szermierzy i szermierek z kilku krajów, która co jakiś czas dyskutuje o ważnych dla naszego sportu sprawach, zwłaszcza o sprawach "okołorosyjskich". Właśnie w tej grupie powstała inicjatywa wspomnianego już listu i w niej rozmawialiśmy też o wystąpieniu na antenie CNN International. Szczerze mówiąc, już nawet nie pamiętam dokładnie, dlaczego wybór padł na mnie. Ktoś mnie zapytał, czy bym się tego nie podjął, ja się zgodziłem i to tyle.
Mówiłeś wtedy, że nie godzicie się, by reprezentant kraju, który rozpętał wojnę, był przyjmowany przez międzynarodowy sport z otwartymi ramionami. Pytałeś jaką wiadomość szermierka przesłałaby światu, postępując w ten sposób.
Uważam, że w światowym sporcie brakuje poważnej debaty na temat sposobu postępowania wobec państw, które dopuszczają się agresji wobec innych krajów. Międzynarodowe federacje powinny taką debatę rozpocząć i ustalić, jakie są zasady postępowania. Czy wykluczamy sportowców z tego kraju, czy nie? Czy pozwalamy im walczyć o igrzyska na określonych zasadach, czy nie pozwalamy im na to w ogóle? Przykład rosyjskiej agresji wobec Ukrainy pokazał, że bez takich zasad jest dużo chaosu, niezgody, niejasności. Moje osobiste zdanie jest takie, że reprezentanci państw, które rozpętały wojnę, powinni być wykluczani z międzynarodowej rywalizacji.
Jak koledzy i koleżanki z szermierczych plansz odebrali twoje wystąpienie?
Pozytywnie. Dostałem dużo wsparcia zarówno od polskiego, jak i międzynarodowego środowiska, a od reprezentantów Ukrainy dużo podziękowań.
Natomiast cztery miesiące później, po wywalczeniu złota Igrzysk Europejskich, dostałeś pewnie dużo gratulacji. Co poczułeś, gdy w finałowym pojedynku z Duńczykiem Jonasem Winterbergiem-Poulsenem zadałeś ostatnie trafienie?
Finał był naprawdę wyrównany. Było kilka momentów gdy wydawało się, że odskoczę, ale rywal nie odpuszczał. Od wyniku 14:11 dla mnie błyskawicznie doszedł na 14:13. Wtedy szybko przemyślałem sytuację, podjąłem decyzję, co zrobię w kolejnej akcji i to była dobra decyzja, bo akcja dała mi decydujący punkt. A potem była już po prostu radość.
Po turnieju drużynowym tej radości już nie było. Odpadliście w ćwierćfinale, a ty pewnie byłeś na siebie zły, bo w meczu z Niemcami wychodziłeś na ostatnią walkę przy waszym prowadzeniu 38:29, a skończyło się na 45:44 dla rywali.
To pokazuje, że w sporcie w ciągu trzech dni wiele może się zmienić. Trzy dni wcześniej świętowałem wielki sukces, ale to nie było żadną gwarancją, że już cały czas będę walczył fantastycznie. Na tę ostatnią walkę przeciwko Niemcom wyszedłem zbyt pasywny, może trochę uśpiło mnie nasze wyraźne prowadzenie. Pozwoliłem przeciwnikowi się rozkręcić, narzucić swój styl. Próbowałem kontrować, ale nie szło mi ani w obronie, ani w ataku. To zachwiało moją pewnością siebie, pojawiło się zwątpienie, z czego skorzystał rywal. Porażka zabolała drużynę, a mnie w szczególności.
Skończyliście turniej na piątym miejscu. W kontekście walki o awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu to chyba przyzwoity wynik?
Na igrzyska zakwalifikują się cztery najlepsze zespoły ze światowego rankingu, z Europy najprawdopodobniej będą wśród nich Francuzi i Włosi, więc zakładaliśmy, że jeśli w zawodach drużynowych nas wyprzedzą, będzie to do zaakceptowania. Zależy nam jednak, żeby być najlepszym europejskim zespołem spoza tej czwórki, bo tono zagwarantuje nam występ w Paryżu. Dlatego niedobrze, że w Krakowie wyprzedzili nas Niemcy i Brytyjczycy. My zdobyliśmy 32 punkty do rankingu, Niemcy 40, Brytyjczycy 36. Trochę straciliśmy, ale bylibyśmy w jeszcze trudniejszej sytuacji, gdyby Niemcy weszli pokonali w półfinale Francuzów. A byli naprawdę blisko.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ cudne uderzenie. Ręce same składają się do braw
Z tego co mówisz, rywalizacja o miejsce w olimpijskim turnieju florecistów będzie bardzo zacięta.
I długa, bo potrwa aż do marca 2024 roku. Już za miesiąc mamy mistrzostwa świata w Mediolanie, tam do zdobycia będą nie tylko medale, ale też dwa razy tyle punktów rankingowych, co w innych zawodach. Potem punkty będziemy zdobywać jeszcze w pięciu turniejach Pucharu Świata. Najbardziej zależy nam na kwalifikacji drużynowej, bo o nią będzie łatwiej i ona od razu da trzem polskim florecistom kwalifikację indywidualną. Jeśli nam się nie uda, awans na igrzyska będzie mógł wywalczyć tylko jeden Polak, a na dodatek stanie przed niezwykle trudnym zadaniem - musiałby być jednym z dwóch najlepszych europejskich zawodników w rankingu FIE, nie wliczając do tego zawodników z już zakwalifikowanych drużyn.
Status jednej z rund kwalifikacji olimpijskich, a także mistrzostw Europy, miały mieć też Igrzyska Europejskie. Ostatecznie miały, ale tylko w konkurencjach drużynowych. W indywidualnych nie, ponieważ nie mogliby w nich wystąpić Rosjanie i Białorusini. Taka decyzja FIE była dla was, uczestników igrzysk, frustrująca?
Znaliśmy ją już od jakiegoś czasu, więc zdążyliśmy się z nią oswoić. Mimo wszystko zawody miały rangę Igrzysk Europejskich, a choć są one dla nas względnie nowymi zawodowymi, to jednak mają swój prestiż. Myślę, że uczestnicy i uczestniczki nie myśleli o tym, że w startach indywidualnych nie wywalczą żadnych punktów. Każdy chciał wygrać.
Każdy, ale we florecie to ty wygrałeś. Myślisz, że w zdobyciu złota pomogły ci treningi we włoskim klubie ASD Frascati Scherma? Klubie, o którym mówisz, że jest twoim zdaniem najlepszy na świecie.
Uważam, że jest najlepszy, ponieważ na co dzień trenuje tam bardzo wielu zawodników ze światowej czołówki. Na pewno dzięki wyjazdom do Frascati rozwinąłem się jako szermierz. Jakość treningu jest tam świetna, w każdej walce sparingowej mierzę się ze znakomitym florecistą. A w naszym sporcie bez dobrych sparingpartnerów trudno o postępy. W Gdańsku, gdzie mieszkam i trenuję w AZS-ie AWFiS, mam możliwość trenowania z mocnymi jak na polskie warunki szermierzami, jednak we Frascati jest pod tym względem jeszcze lepiej.
Jak zostałeś zawodnikiem tego klubu?
Na początku, jeszcze przed pandemią, przyjeżdżałem tam potrenować na tydzień lub dwa. Zobaczyłem, jaki jest poziom, jaka jest atmosfera treningów. Kiedy przyszła pandemia i w Polsce poodwoływano wszystkie zawody, spadła mi motywacja. Brakowało wyzwań, trenowanie dla samego trenowania nie było dla mnie interesujące. Potrzebowałem nowego bodźca, a że wiedziałem, że we Frascati mnie przyjmą, bo dla nich każdy kolejny zawodnik na dobrym poziomie jest wartością dodaną, zdecydowałem się pojechać tam na dłużej. I to była bardzo dobra decyzja. Do dziś regularnie jeżdżę trenować do Włoch, choć już nie tak często, jak rok czy dwa lata temu.
Szermierka to u ciebie sprawa rodzinna, uprawiał ją również twój ojciec, na igrzyskach w Barcelonie zdobył brązowy medal we florecie drużynowo. Marzysz o tym, by mu dorównać?
Na pewno z uwagą słucham taty, gdy mówi o taktyce, technice, czy o zachowaniu na planszy. I często stosuję jego rady w praktyce. On był dwukrotnie na igrzyskach, ja jeszcze nie, ale wierzę, że na te paryskie się zakwalifikuję i powalczę tam o medal. Nie podchodzę jednak do sprawy tak, że muszę mu dorównać, czy go przebić. Mam po prostu swoje cele. A zresztą, gdybym go przebił, on tylko by się z tego cieszył.
W biogramie Cezarego Siessa przeczytałem, że po sukcesie w Barcelonie nie dotrwał do kolejnych igrzysk, w Atlancie, ponieważ musiał wybierać między sportem, a pracą. Ty też stanąłeś kiedyś przed takim wyborem?
Na szczęście nie. Od czasu, gdy tata kończył karierę, a zrobił to w młodym wieku, bo jeszcze przed trzydziestką, dużo się w polskim sporcie zmieniło. Ja zawsze mogłem liczyć albo na stypendium, albo na wsparcie rodziny, a teraz jestem w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym, który zapewnia duże wsparcie i możliwość skupienia się na treningach.
Złoto Igrzysk Europejskich będzie dla ciebie źródłem motywacji na długie miesiące walki o igrzyska?
Zdecydowanie tak. Mam nadzieję, że ten sukces mnie poniesie, pomoże mi w trudnych walkach, bo będzie dawał mi świadomość, że jestem w stanie wygrać z każdym.
Chciałem cię jeszcze zapytać o zdjęcie z twojego Instagrama, które mnie zaciekawiło. To z dziennikarką i reportażystką Krystyną Kurczab-Redlich, specjalistką od spraw rosyjskich i autorką wielu poczytnych książek. Jesteś jej fanem?
Interesuję się tematyką polityczną, kwestiami związanymi z wojną na Ukrainie. Obejrzałem niejeden wywiad z panią Krystyną, czytałem jej książki i kiedy tylko dowiedziałem się, że będzie w Gdańsku na spotkaniu autorskim, z wielką chęcią na nie poszedłem. Przez lata pracy w Rosji zgromadziłaą ogromną wiedzę, ma ogromne doświadczenie, a jej opowieści są fascynujące. Jest osobą, której bez wątpienia warto uważnie słuchać. Cieszę się, że mam w książce "Wowa, Wołodia, Władimir" jej autograf.
Czytaj także:
Jasna deklaracja. Bortniczuk mówi, co musiałoby się stać, by zaakceptował powrót Rosji i Białorusi
Imponujące nagrody dla polskich medalistów. Tak uhonorowano sportowców Igrzysk Europejskich