Polak zwiedził Koreę Północną. "Czułem się jak w teatrze"

Instagram / podroze_wojownika_youtube / Na zdjęciu: Piotr Pająk
Instagram / podroze_wojownika_youtube / Na zdjęciu: Piotr Pająk

- Odszedłem całkowicie z freak fightów - mówi Piotr Pająk, który zapowiada, że w tym roku nie stoczy żadnej walki w Polsce. Skupia się na swoich podróżach. Ostatnio miał okazję zobaczyć "teatr" w Korei Północnej i został deportowany z Libii.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Zrobiło się ostatnio głośno o twojej deportacji z Libii. Co tam się wydarzyło?

Piotr Pająk, zawodników sportów walki, podróżnik: Wyszło coś z niczego. Miałem wizę i pozwolenie na przyjazd. Na lotnisku wbili mi pieczątkę do paszportu i nagle zostałem zatrzymany. Nie pasowała im pieczątka z Mauretanii. Zapytali, gdzie mój kierowca. Odpowiedziałem, że jadę do miasta taksówką, ale nie pozwolili na to. Mówili, że to niebezpieczne.

Przyjechał kierowca z hotelu. Zapytałem, czy może poświadczyć, że przez trzy dni nic mi się nie stanie. Odmówił. Po chwili dostałem wiadomość, że moja rezerwacja została anulowana, że nie mogę wjechać i będę deportowany do Polski.

ZOBACZ WIDEO: Kasprzak otrzymał propozycje od zawodników GP. To dlatego zdecydował się je odrzucić

Co było dalej?

Powiedziałem, że nie chcę wracać do Polski, bo lecę dalej. No to zaproponowano mi deportację do Turcji, bo stamtąd przyleciałem. Ustaliłem z nimi, że jak mam gdzieś lecieć, to do Tunezji. Siedziałem 10 godzin, po tym czasie przynieśli mi picie i jedzenie, po czym zaprowadzili do jakiegoś pokoju przypominającego składzik na miotły. Tam spałem.

O godz. 4.30 zaczęła się deportacja. W biurze odlotów powiedzieli, że w kraju jest zła sytuacja, że jest niebezpiecznie, że musiałbym mieć ochronę policji turystycznej, że zapraszają mnie przy innej okazji.

Przy wylocie jeszcze raz sprawdzano moją pieczątkę. Jedna z Bałkanów jest napisana cyrylicą, a Libia ma teraz napięte relacje z Rosją. I znów się zaczęło. Nie chcieli mnie wypuścić do Tunezji, ale policja namówiła obsługę linii lotniczych do wzięcia mnie na pokład. Akcja była chora. Nic nie zrobiłem, a traktowali mnie jak przestępcę.

Takie rzeczy cię jeszcze zaskakują po odwiedzeniu tylu państw?

Nie. Byłem bardzo wyluzowany w tym wszystkim. Jak ktoś nie podróżuje, to mógłby się wystraszyć. Wiedziałem, że dopóki nie mają mi nic do zarzucenia, nic mi nie grozi. Byłem w dużo gorszych miejscach.

Czy takim miejscem jest Korea Północna, którą też ostatnio wizytowałeś?

To kraj inny niż wszystkie, w których do tej pory byłem. Przygotowałem się na to, że będziemy pod ścisłą kontrolą i będą nam pokazywać tylko to, co chcą, abyśmy zobaczyli. Czułem się jak w teatrze, Koreańczycy odgrywali swoje role. Do tego ciągła inwigilacja. Towarzyszył nam bez przerwy agent, który kontrolował wszystko, co robiliśmy. Oni twierdzili, że to przewodnik, ale dziwnym trafem w ogóle nie gadał po angielsku.

Ciągle nas nagrywali. Oficjalnie niby po to, aby na koniec podróży przygotować dla nas film i faktycznie dali nam takie nagranie, ale chodziło o to, aby nagrywać wszystkie nasze ruchy. Jeden z uczestników wycieczki powiedział nawet, że znalazł podsłuch w pokoju. Ja nawet nie pomyślałem, by czegoś takiego szukać. Nigdzie nie mogliśmy wyjść sami, było to dziwne wszystko.

A jak to się stało, że Korea Północna wpuściła cię w ogóle do siebie?

Korea Północna zamknęła się w 2020 roku w związku z COVID-19. W tym czasie przygotowywali pokazowe miasto, gdzie można zobaczyć, jak rzekomo żyją Koreańczycy. Chcieli nam pokazać ładne szkoły, hale sportowe, sklepy z pełnymi półkami, dzieci uczące się angielskiego.

Pojechałem tam z biurem podróży, inaczej jest o wiele trudniej.

Twoim miejscem do życia okazała się Tajlandia. Dlaczego akurat ten kraj?

Do Tajlandii przyjeżdżałem od 2011 roku. Z bratem trenowaliśmy tam tajski boks. Pierwszy pobyt trwał trzy miesiące. Zakochałem się w tym kraju i obiecałem sobie, że kiedyś przeprowadzę się tam na stałe. Dla mnie to najlepsze miejsce na świecie, a widziałem wiele. Są tam uśmiechnięci ludzie, pyszne jedzenie i niska cena za dobre życie. Od 2018 roku mieszkam tam na stałe.

W tym czasie nieźle się rozwinął twój profil "Podróże Wojownika". Jesteś zaskoczony skalą tego sukcesu?

Gdy zakładałem kanał na YouTube, nie przypuszczałem, że to będzie mieć taką moc i da takie życie, bo mogę sobie obecnie na wszystko pozwolić, będąc cały rok w podróży i zarabiając na tym pieniądze. Chciałem pokazywać na trochę Tajlandii, podróży i sportów walki. Byłbym zadowolony, gdybym zarabiał 2 tys. zł z tego kanału, tak aby mieć na czynsz w Tajlandii, bo pieniądze zaczęły mi się kończyć, a nie chciałem wyjeżdżać.

Już po pierwszym miesiącu zacząłem zarabiać na YouTube. Po ponad roku miałem 100 tys. subskrybentów. Ja się wstydziłem nagrywać filmy, dopiero z czasem nabrałem pewności siebie. Aż w końcu pojawił się pomysł zdobycia złotego znaczka na YT, czyli 1 mln subskrybentów. Wierzę, że w tym roku osiągnę to jako pierwszy podróżnik.

Wszystko, co osiągnąłem na kanale, zrobiłem bez profesjonalnego sprzętu. Od początku do końca nagrywam filmy telefonem. To udowodnienie ludziom, że jak się chce, to się da. Tylko trzeba cisnąć i nie odpuszczać.

W Tajlandii ruszyłeś też z projektem Nak Muay Camp.

Razem z kolegą stwierdziliśmy, że będziemy robić obozy tajskiego boksu, gdy tylko Tajlandia otworzy się po COVID-19. Na pierwszych obozach nie było wiele ludzi. Przyleciało może z 12 osób z Polski, teraz każdy obóz to 30-40 osób. Trenujemy w jednym z najlepszych klubów na świecie, mamy 10 trenerów. To są sportowe wakacje. Połączenie treningów boksu ze zwiedzaniem Tajlandii. Niektórzy wracają do nas po kilka razy.

To chyba najlepszy dowód na popularność Tajlandii wśród Polaków.

Coraz częściej słyszę tutaj język polski na ulicach, ale też przyczyniłem się do tego kanałem na YouTube. Kiedyś Polacy kochali latanie do Egiptu na all inclusive, a teraz takim Egiptem stała się Tajlandia. Potrafią się cieszyć tym, co można zjeść na ulicy, pozwiedzać. Jest sporo zorganizowanych wycieczek, ale równie wiele Polaków przylatuje na własną rękę.

Ile walk stoczyłeś w Tajlandii?

W sportach walki zakochałem się w 2011 roku. Wcześniej mieszkałem w Irlandii i tam z moim bratem pracował chłopak, który jeździł do Holandii na obozy tajskiego boksu. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby kiedyś zaliczyć taki obóz, a on stwierdziłby, że lepiej, jakbyśmy udali się do Tajlandii. Po trzech miesiącach wylądowaliśmy na Phuket.

Tajlandia w 2011 roku była bardziej dzika. Teraz na Phuket pojawiła się komercja. Treningi trwały po trzy godziny. Stoczyliśmy pierwsze walki MMA w klubie, później na stadionie. Wróciliśmy do Polski, Anglii. Dużo trenowaliśmy, zaliczyliśmy występy w mistrzostwach świata. Mam na swoim koncie ponad 100 walk w ju-jitsu i purpurowy pas.

Ty i walki to zamknięty rozdział?

Ostatnią walkę stoczyłem ponad 1,5 roku temu. Czy będzie kolejna? Zobaczymy. Na razie chcę zrealizować projekt, by odwiedzić wszystkie kraje świata. Przygotowania do walk bardzo by mi w tym zaszkodziły. W Polsce w tym roku na pewno nie stoczę żadnej walki.

Odszedłem całkowicie z freak fightów. Bardzo nie zgadzam się z tym, co tam się wyprawia i nie wrócę tam na pewno, choć dzwonili w grudniu i ostatnio znów, abym walczył w kwietniu. To jest zakończony temat dla mnie. Jednak jakąś walkę jeszcze stoczę na pewno, bo poświęciłem sportom walki tyle lat, że trudno z tego odejść.

Masz 138 z 193 państw na liczniku. Teraz będzie coraz trudniej o kolejne, bo będzie coraz bardziej niebezpiecznie?

Właśnie nie. Te najbardziej niebezpieczne widziałem. Na palcach jednej ręki policzyłbym kraje, w których mogę mieć problemy. Jak polecę do Oceanii, którą zostawiłem na rok 2026, to co wysepka jest inny kraj. Tak samo w Afryce zostało mi 25 państw. Jak w maju ruszę w podróż, to do grudnia będę na walizkach. Zaliczę wtedy wszystkie kraje Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, Europy, Antarktydę. W przyszłym roku "zamknę" Azję, Australię i Oceanię. Zostanie mi tylko Afryka.

Będziesz pierwszym Polakiem, który tego dokona? 

Nie. Jest paru. Największym kozakiem jest Paweł Krzyk. Jest trzecim albo czwartym najlepszym podróżnikiem świata. On zobaczył najwięcej regionów. Według ONZ mamy 193 kraje, ale łącznie jest ich 265 - część nie jest uznawana i terytoria, które nie należą do nikogo. Mamy 1320 terytoriów na świecie i pan Paweł był niemal we wszystkich. O nim się mało mówi w Polsce, a jest ogromnym kozakiem. Łącznie jest ok. 400 osób, które widziały wszystkie kraje świata.

Który kraj uznałbyś za najbardziej niebezpieczny spośród tych, które odwiedziłeś?

Najmniej bezpiecznie czułem się w Afganistanie. W Somalii po wylądowaniu usiadłem w samochodzie kuloodpornym, a ochroniarze położyli obok broń na wszelki wypadek. W Jemenie też ciągle towarzyszyła mi obrona policji, nawet gdy szedłem do toalety. Z Korei Północnej pewnie bym nie wrócił, gdyby nie zorganizowana wycieczka. To samo Erytrea. Dostawałem stamtąd wiele pogróżek, że jeśli tam jeszcze kiedykolwiek wrócę, to mnie zabiją. Dlatego nie da się określić, który kraj był najgorszy.

Rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (75)
avatar
tedy00
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
5
2
Odpowiedz
widać że nie maja o czym pisac takich podrórzników jest na pęczki ale nie każdy ma dostep np do pani red kolestnikowej 
avatar
abcd54
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
same klamstwa; np. zaden turysta nie wjedzie dzis do jemenu 
avatar
Ires
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Zresztą pachnie jakąś ukrytą reklamą. Co innego mówić że sie zarabia a co innego udowodnić. Jak powie ze wygrał w totolotka to nie oznacza że wygrał tylko będzie w tym ukryta reklama 
avatar
Ires
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Super, tylko że co jest z takich dewiacji , oprócz szukania problemów? Zmoczyć się we własnym kiślu można się na jakimś osiedlowym maratonie. Nie trzeba do tego Korei Północnej.Zwykła promocj Czytaj całość
avatar
kidon
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
11
2
Odpowiedz
No i dobrze ze go tak potraktowali,bo sie wymadrza i reklamuje siebie jak pempek swiata na youtube 
Zgłoś nielegalne treści