Julia Szeremeta ponownie otrzymała propozycję walki w federacji freak-fightowej, ale odrzuciła ją błyskawicznie. Jak ujawnił jej trener w rozmowie z Interią, "decyzja została podjęta tak naprawdę w ciągu 10 sekund". - I wróciliśmy do innej rozmowy - zaznaczył Tomasz Dylak w rozmowie z Interią.
Po igrzyskach olimpijskich Julia Szeremeta znalazła się na celowniku organizacji freak-fightowych, które próbowały skusić ją lukratywnymi ofertami. Menedżer zawodniczki otrzymał kolejną propozycję, szczegółowo określającą termin, przeciwniczkę i formułę walki. A pięściarka? Nawet nie chciała na ten temat dyskutować. - Po prostu powiedziała "nie" i koniec - ujawnił Dylak.
Trener podkreślił, że Szeremeta ma stabilną sytuację życiową i nie potrzebuje szybkich pieniędzy.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak przyszedł do poprawczaka. Straszne, jak zareagował jeden z chłopców
- Julka naprawdę ma życie ułożone. Pracuje w wojsku i jest osobą reprezentacyjną w tej formacji, więc taka walka we freak-fightach nie przystoi żołnierzowi polskiemu. W dodatku ma stypendia, dostała mieszkanie, samochód. Ona już nie musi wchodzić w ten dla mnie zły świat - stwierdził szkoleniowiec.
Trener przyznał, że propozycja finansowa była imponująca i wielu sportowców by ją rozważyło. - Na 100 sportowców na tym poziomie, 95 by się zgodziło - ocenił. Mimo to zarówno on, jak i zawodniczka stawiają na sportowe wartości. - Dla mnie zasady i wartości są ważniejsze od pieniędzy. Julce też staram się wpajać tę zasadę - podkreślił Tomasz Dylak.
Tomasz Dylak nie ukrywa, że freak-fighty mogą w przyszłości ponowić próby namówienia Szeremety do udziału w swoich wydarzeniach, licząc na to, że w końcu się ugnie. Jednak jak młoda pięściarka pozostaje wierna tradycyjnemu boksowi i przygotowuje się do kolejnych wyzwań na międzynarodowej arenie.