Zwykła świąteczna przebieżka może być ciekawym przeżyciem. Przekonał się o tym Jerzy Dudek, który wszystko opisał w swoim felietonie dla "Przeglądu Sportowego".
Wszystko miało miejsce jeszcze podczas okresu, w którym był zawodnikiem Realu Madryt. Święta jednak spędzał wtedy w kraju nie zapominając o dbaniu o swoją formę.
Przed wigilijną kolacją jeden z naszych najlepszych bramkarzy w historii zdecydował się wyjść do lasu pobiegać. Okazało się, że tam trwało właśnie... polowanie, a on miał trochę niefortunny ubiór, konkretnie czapkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazdy futbolu w wyjątkowej sesji!
"Miałem na sobie dres Realu Madryt, a na głowie czapkę z królika, na parkingu zatrzymał mnie strażnik, który pilnował, aby nikt się nie wpakował pod lufę" - przyznał Dudek.
"Zwrócił mnie, pobiegłem w innym kierunku, ale but mi się rozwiązał, więc schylając się do niego przeszła mi myśl, że moja czapka znajduje się na idealnej wysokości do odstrzału. Szybko się podniosłem, zdjąłem ją i pobiegłem do samochodu" - dodał.
To jednak nie koniec. Już przy samochodzie napotkał z kolei robotników, którzy go rozpoznali. Jeden z nich dostał od Dudka w prezencie dres. I tutaj zaczęła się "zabawa", bo w dresie zostawił ważną rzecz.
"Z parkingu odjechali przede mną, ja wsiadłem do auta, ale zorientowałem się, że kluczyki zostały w podarowanej bluzie... Wybiegłem za nimi szybko na ulicę, zacząłem machać, ale odjechali. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem, że kolejna przygoda przede mną" - napisał.
Historia ma jednak swoje szczęśliwe zakończenie, bo ekipa po kilku minutach wróciła i wszystko skończyło się dobrze. Dudek dodał też, że w ostatnim czasie przypadkowo spotkał jednego z tych robotników.
Zobacz także:
Celia Krychowiak zaszalała na święta. Za cenę torebki mógłbyś kupić mieszkanie
Komentarz do Sousy? Internauci przeszli samych siebie [MEMY]