Koszmarne wspomnienia z rajdu Dakar 2017 ma Rafał Sonik. Organizator popełnił błąd podczas wyznaczania trasy, co sprawiło, że Sonik i jego kompan Kamil Wiśniewski musieli zawracać.
- Gdy zorientowaliśmy się, że to na pewno nie jest koryto wyschniętej rzeki, wracaliśmy, oczywiście ze świadomością, że ktoś z drugiej strony może jechać. Jechaliśmy relatywnie powoli, około 80 km/h w szczycie, widząc nieźle sytuację z przodu - relacjonował w Kanale Sportowym.
Następnie Sonik dodał, że nagle zza długiego łuku "wypadł" Sebastien Loeb, który jechał dużo szybciej niż oni.
- I była tylko jedna szansa: zmieścić się między nim a drzewem, które było po mojej prawej stronie. To, co robię, to jest zawsze kwestia wytrenowanego przez wiele lat instynktu. Wtedy zdążyłem tylko pomyśleć o tym, co powiem tacie Kamila, jeśli ja przeżyję, a on zginie. Kamil jechał dosłownie 15-20 cm za mną. Wyobraziłem sobie, że on, jadąc za mną w kurzu, nie zauważy tego samochodu Loeba - dodał.
Sonik nie ukrywał, że w tej sytuacji zadecydowały naprawdę totalne detale. Tragedia była tutaj o krok.
- Jakbym trafił na gorszego kierowcę, nie na wielokrotnego mistrza świata, zginąłbym na pewno. Zachował się perfekcyjnie. Decydowały mikroskopijne odległości i instynkt - podkreślał.
ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie
Czytaj także:
> Tusk podniósł im emerytury. Tyle dostanie Kozakiewicz
> Imponujące. Spójrz, jak wygląda gwiazdor "Lombardu"