Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że rosyjscy sportowcy coraz częściej nie są mile widziani na międzynarodowych arenach sportowych. Podczas weekendu Pucharu Świata w Lahti oglądaliśmy kilku rosyjskich skoczków.
Międzynarodowa Federacja Narciarska zdecydowała się na dość łagodne kroki wobec nich. FIS, zgodnie z zaleceniami Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), zabronił rosyjskim sportowcom startu pod ich flagą narodową i z ich hymnem.
Pojawiły się nawet głosy, że skoczkowie z całego świata powinni zbojkotować imprezę ze względu na start Rosjan. Tak się jednak nie stało. Rywalizowali oni zarówno w dwóch konkursach indywidualnych, jak i w zawodach drużynowych.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
W kwestii bojkotu głos zabrał Kamil Stoch. Nasz skoczek jako jedyny w stawce zdecydował się na otwarty przekaz w sprawie wydarzeń na Ukrainie. "Stop war. Better fight in sport" (tłum. Stop wojnie. Lepiej walczcie w sporcie) - napisał na swoich nartach i skierował je w stronę kamery po każdej swojej próbie.
Po niedzielnej rywalizacji udzielił wywiadów mediom z całego świata.
"Wysłuchały mnie dzisiaj wszystkie media. Polskie i zagraniczne. Naprawdę myślicie, że więcej osiągnąłbym bojkotując zawody? SAM?" - napisał na instastories.
Przed skoczkami bardzo krótka przerwa. Już w środę, w Lillehammer, rozpocznie się cykl Raw Air.
Czytaj także:
- Japoński skoczek wymownie skomentował gest Stocha w stronę Rosjan
- Michal Doleżal mówi wprost. "Nie akceptuję tego"