Miał 23 lata, kiedy trafił do Auschwitz. Najpierw wylądował w więzieniu w Zakopanem, a potem w Tarnowie, skąd został wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Z pierwszej grupy 728 zatrzymanych i przewiezionych do Auschwitz wojnę przeżyło 239 osób. Wśród nich był Józef Hordyński. Dzisiaj mija 12 lat od jego śmierci.
Granatami w Niemców
Jako zakopiańczyk musiał związać się z górami. Uprawiał narciarstwo, był wicemistrzem Polski juniorów w skokach. W 1937 roku wstąpił do wojska. Po ataku hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji we wrześniu 1939 walczył z bronią w ręku.
Na łamach auschwitzmemento.pl wspominał, jak jego kompania poszła na Lwów, gdzie dostał serią z karabinu maszynowego w głowę. Józefowi Hordyńskiemu zdarło hełm, ale przeżył. - Kiedy się ocknąłem, ujrzałem przed sobą dwa trupy. Leżałem w rowie. Niemców nie było. Uciekli. Wyczołgałem się i wszedłem między zabudowania. Zobaczyłem sad owocowy. W sadzie usłyszałem Niemców. Odbezpieczyłem granaty i rzuciłem je w ich stronę, a sam zacząłem biec w kierunku na Lwów. Po dwóch kilometrach wpadłem na niemieckie czołgi - opowiadał.
ZOBACZ WIDEO: Czesław Lang o Ryszardzie Szurkowskim: Do samego końca był pozytywny, kochany i dawał radość ludziom
Aresztowany przez Niemców, cudem uniknął śmierci. Chcieli go zastrzelić, kopał dla siebie grób. Wtedy jacyś ludzie przenosili rannego oficera niemieckiego, a Hordyński dostał polecenie, aby pomógł nieść poszkodowanego do lazaretu. Tam trafił do grupy więźniów, która maszerowała w stronę Przemyśla. Udało mu się uciec. Musiał skakać z pociągu jadącego do Krakowa. Niemcy strzelali do Hordyńskiego, ale niecelnie.
Wrócił do Zakopanego. Jako kurier tatrzański pomagał w przekroczeniu granicy m.in. Stanisławowi Marusarzowi, słynnemu skoczkowi i alpejczykowi. Został aresztowany w maju 1940 roku.
Mały sabotaż
- Zabrano nas do dawnego sanatorium "Palace", w którym gestapo zakopiańskie miało swoją siedzibę. Na miejscu krótkie przesłuchanie z biciem do godziny siedemnastej - czytamy na auschwitzmemento.pl. Wywieziony do więzienia w Tarnowie wylądował następnie w obozie koncentracyjnym.
- Dnie całe to jedna kaźnia. Od 4 godziny rano do 8 wieczorem w powietrzu unoszą się klątwy niemieckie i rozlegają odgłosy uderzeń kija i pięści. Niemcy, zawodowi bandyci, którzy pomagają esesmanom, otrzymują specjalne instrukcje, jak się mają obchodzić z więźniami politycznymi, Polakami. Mogą nas bić, a nawet mordować i nie będą przed nikim za to odpowiedzialni - opowiadał były więzień.
W Auschwitz pracował jako pielęgniarz. Wspominał, że podczas pracy na "sali tyfusowej" miał więźnia, na którego inni osadzeni wydali wyrok śmierci za donoszenie Niemcom. - Chcieli go zabić u mnie na sali, ale nie wyraziłem na to zgody. Dorwali go jednak i podali zastrzyk z fenolu - opowiadał Józef Hordyński.
Były skoczek wspominał, jak wzywali go na miejsce egzekucji, skąd przenosił zwłoki do kostnicy lub krematorium. Trafił potem do obozu w Oranienburgu i Sachsenhausen.
- W Oranienburgu zarządzili dwutygodniową kwarantannę i stopniowo zabierali nas do pracy. Znowu, jako jednemu z pierwszych, udało mi się uciec z kwarantanny. Dostałem się do pracy jako blacharz. Pierwszą moją pracą było krycie samolotów. To była hala numer 3. Żaden samolot nie został konkretnie pokryty blachami, a tym samym żaden nie został uruchomiony. Taki mały sabotaż - opowiadał Hordyński.
Po wyzwoleniu wrócił do Polski. Nikomu nie mówił, że był w obozie, nie chciał wracać do tych wspomnień. Przed 1939 rokiem studiował medycynę, na którą wrócił po wojnie. Na trzecim roku zrezygnował i poszedł na AWF. Przez wiele lat pracował w wojskowej służbie zdrowia, a także był kierownikiem rehabilitacji i gimnastyki leczniczej w uzdrowisku w Lądku Zdroju. Był trenerem narciarstwa, skakał jeszcze do 1953 roku. Po przejściu na emeryturę w 1974 osiadł w Krzeszowicach. Józef Hordyński zmarł 4 lutego 2009 roku.
CZYTAJ TAKŻE Mija 10 lat od pierwszego triumfu Kamila Stocha za granicą. Odrobił wielką stratę
CZYTAJ TAKŻE Tyle Klemens Murańka zarobił za swój życiowy wynik. Coraz lepsze finanse Piotra Żyły