Adam Małysz wyjaśnił, skąd wzięło się nieporozumienie z Apoloniuszem Tajnerem. "Rozmawiałem z prezesem"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner i Adam Małysz
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner i Adam Małysz

Sprzeczne opinie, a potem dementi. To rzadkość w Polskim Związku Narciarskim. Szczególnie na linii Małysz - Tajner. Ale stało się. Były skoczek komentuje, jak doszło do nieporozumienia w kwestii pieniędzy w zasobach PZN.

Głośnym echem odbił się wywiad Małysza dla sport.tvp.pl. Dyrektor w PZN stwierdził, że związek nie posiada żadnych rezerwowych środków: - To sport wyczynowy, pieniądze wydaje się na bieżąco, aby zapewnić taki poziom jak do tej pory, my nie możemy z pewnych rzeczy rezygnować. Jeśli tak się stanie, to wrócimy do sytuacji z lat 80. i 90., gdy sport w Polsce prawie nie istniał.

Odpowiedź prezesa PZN pojawiła się szybko. Apoloniusz Tajner udzielił wywiadu portalowi interia.pl, w którym odniósł się do przytoczonych słów.

- Tutaj jednak muszę powiedzieć, że Adam nie jest do końca zorientowany w całościowych sprawach, dotyczących związku, ponieważ działa na wąskim odcinku skoków i kombinacji norweskiej. Dlatego to, co Adam uważa za pewnik, że mamy jakieś problemy, muszę zdementować - powiedział Tajner. - Ja czytałem te wypowiedzi Adama, których on ze mną nie konsultował. To są jego, powiedzmy, przemyślenia lub wiedza, ale jego w związku nie ma. On tych spraw po prostu nie zna. Mogę z tego miejsca uspokoić, że sytuacja na pewno nie wygląda źle.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy

Po przeczytaniu tej opinii Małysz zadzwonił do Tajnera, aby wszystko wyjaśnić.

- Stwierdził, że został trochę podpuszczony w tej kwestii. Nie do końca zrozumiał pytanie. Prezes od jakiegoś czasu prosi mnie, żebym brał pod uwagę sytuację, że pieniędzy może być mniej. Będzie rotacja, zwolnienia. Nie wziąłem tego z nieba. Ale to było zwykłe nieporozumienie, od razu rozmawiałem potem z prezesem na ten temat. Zawsze wszystko konsultujemy ze sobą - tłumaczy dla WP SportoweFakty Małysz.

I broni Tajnera przed zarzutami, że PZN bazuje wyłącznie na skokach. W rozmowach kibiców ta kwestia jest często podnoszona.

- Trzeba jednak zwrócić uwagę, że 30-40 proc. budżetu to pieniądze od sponsorów. A sponsorów przyciągają skoki. Nie można przeznaczyć w całości tych pieniędzy na konkurencje, które nie są w Polsce tak popularne i nie przynoszą ze sobą takich sponsorów, jak choćby skoki. Gdyby przynosiły, mogliby oni zostać tylko przy tych sportach. A teraz, żeby liczyć się na świecie, trzeba mieć pokaźne budżety. Trudno powiedzieć, jakie byłyby wyniki w skokach, gdyby trzeba było mocno obciąć budżet. Za wynikiem idzie pieniądz i rozbudowany sztab - wyjaśnia dyrektor w PZN.

Małysz dodaje, że i tak pewne fundusze są okrojone. Cały czas jednak funkcjonują na takim poziomie, żeby skoczkowie mogli osiągać sukcesy.

- Jestem wewnątrz tych grup i wiem, że bez środków ani rusz. Sugerowanie prezesowi, że dba tylko o jedną dyscyplinę jest krzywdzące - podkreśla były skoczek.

Niespodzianka w Niemczech. Heinz Kuttin trenerem kombinatorów norweskich >>
Sami polscy giganci sportu. Wynik 30/30 to jednak nie jest łatwizna >>

Źródło artykułu: