Cztery lata temu stał nad przepaścią. Nie brakowało wiele, by narty rzucił w kąt. Skakał słabo, blisko, bez iskry. Dobrych prób z lata nie potrafił przenieść na zimę. "Król igielitu" - taką szyderczą ksywkę wymyślili mu kibice. Był załamany, nie kwalifikował się nawet do drugich serii konkursowych. Po krótkich lotach sunął po zeskoku i tylko rozkładał ręce w geście bezradności.
Łukasz Kruczek nie potrafił mu pomóc i w końcu odstawił na boczny tor. Wyrzucenie do kadry B sprawiło, że w środowisku zaczęły się pojawiać jednoznaczne opinie: dla Kubackiego to początek końca.
Dziś, patrząc na jego ostatnie wyniki, ta opowieść budzi uśmiech.
Jasne, mógł się poddać. Zdjąć kask, ukłonić kibicom po ostatnim konkursie w sezonie i bez większego zainteresowania mediów zejść ze sceny. Zająłby się życiem poza profesjonalnym sportem. W najtrudniejszym momencie postanowił jednak jeszcze raz powalczyć o swoją karierę. W myśl zasady: "teraz albo nigdy".
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Problem Kamila Stocha. "Choćby było kiepsko, zawsze wierzę, że kolejny konkurs będzie świetny"
Kluczem była technika. Atomowe wybicie miał zawsze - do tego stopnia, że gdy wychodził z progu, kibic przed telewizorem odnosił wrażenie, że Kubacki za moment wyląduje na płaskim. Że skocznię przeskoczy. A on spadał rozczarowująco jak w przepaść, potężnej mocy w nogach nie umiał przełożyć na dalekie loty. Zawziął się jednak, technikę zmienił i sportowo zmartwychwstał.
Pomógł Maciej Maciusiak. To pod jego okiem Kubacki zmienił styl skakania i znów zaczął odważniej pukać do czołówki. Po wyjściu z progu nie odstaje już tak bardzo od nart. Bardziej się na nie kładzie. Znacznie lepiej wykorzystuje prędkość przelotową. Nie traci jej w środkowej fazie lotu i dzięki temu jest w stanie na dole wykorzystać potężne odbicie. Na szczyt wprowadzili go Horngacher i Doleżal. Austriak oraz Czech dokręcili śrubki w coraz lepiej funkcjonującej maszynie.
Technika to jedno, psychika - drugie. Stawał już na podium Pucharu Świata, ale tym się nie zadowolił. Poczuł głód prawdziwych sukcesów i tak został mistrzem świata oraz triumfatorem Turnieju Czterech Skoczni. Stał się sportowym drapieżcą. Gdy już widział przed sobą zdobycz, to nie wypuszczał jej z rąk. Nie pali się psychicznie, nie zżera go presja. Sceptycy mówili, że chłopak w finale Turnieju Czterech Skoczni pęknie mentalnie jak przesadnie napompowany balon. A okazał się skałą nie do ruszenia, choć rywale atakowali wściekle.
Czytaj także: zrobił to! Trzeci polski król! Podwójny triumf Dawida Kubackiego!
Koledzy z kadry podkreślają, że podczas konkursów Dawid żyje w swoim świecie. Jest skupiony na swoim skoku i słynnej już "pracy, którą ma do wykonania". Nie interesuje się rywalami, miałby nawet problem z rozpoznaniem zagranicznych skoczków, z którymi na co dzień rywalizuje w Pucharze Świata.
Ma też bardzo specyficzne pasje, pozwalające na totalne odcięcie: szybownictwo i modelarstwo. - W kabinie jestem tylko ja i piękne widoki, a modelarstwo to choroba, na którą nie ma lekarstwa i tylko postępuje - mówił w TVP Sport Kubacki.
- Pamiętam, że zabrałem go kiedyś do swoich kolegów na lotnisko w Nowym Targu. Pojechaliśmy popatrzeć na żywo na samoloty. Mógł też wejść do środka tych maszyn i zobaczyć jak to wszystko wygląda. Byli też modelarze. Pooglądał, później sam zaczął już sobie takie modele składać. Pierwszy złożony przez niego model nie chciał się go słuchać. Zajęło trochę, zanim synowi zaczęło to wychodzić. Gdy model fruwał już, jak chciał tego Dawid, syn dostał wielkie brawa. Od tamtej pory jest prawdziwym modelarzem - wspomina Edward Kubacki, ojciec Dawida.
- To fajne odcięcie od tego, co się robi na co dzień i naprawdę można tutaj wypocząć. To jest odstresowujące - przyznawał skoczek w rozmowie z TVP Sport.
Jego pracownia to jego królestwo. Nie można w niej sprzątać, by żaden element się nie zagubił. Wszystko ma tu swoje miejsce. Gdy do niej wchodzi, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Zamyka się w swoim świecie i traci poczucie czasu. Liczy się tylko jak najlepsze skonstruowanie modelu. Nieważne, że trwa to godzinami.
- Czasami siedzi w pracowni nawet do drugiej, trzeciej w nocy - zdradza ojciec skoczka.
Gdyby zresztą nie ojciec, Kubackiego w skokach z wielkim prawdopodobieństwem byśmy nie widzieli. Wszystko zaczęło się na stoku. Młody Dawid nie chciał jeździć po płaskim, szukał górek i krętych tras. Nie szedł na łatwiznę. Zjeżdżającego szkraba wypatrzył Zbigniew Klimowski, późniejszy pierwszy trener skoczka. Zaprosił 6-letniego Dawida i tatę, by przyjechali na skocznię. Tata pozwolił, a chłopak wszedł pod próg i zjechał ze skoczni na zjazdówkach.
- Zwiedziliśmy później obiekt i syn został już przy tych skokach na długie lata - wspomina Kubacki senior.
Chłopak miał jednego, wielkiego idola. Gdy siedział przed telewizorem i oglądał z tatą skoki, imponował mu Kazuyoshi Funaki. Japończyk był wybitnym stylistą. W powietrzu płynął, jego sylwetka przypominała posąg, a samo lądowanie nadawało się do podręczników skoków w dziale: "idealne wykończenie skoku".
Czytaj także: kuriozum z nagrodami pieniężnymi w skokach narciarskich. Triumfator Turnieju Czterech Skoczni dostaje śmieszne pieniądze
- I właśnie Dawid chciał skakać jak Funaki - wspomina ojciec. Może jeszcze nie jest tak wybitnym stylistą jak Japończyk, ale też już w skokach wiele osiągnął, a to jeszcze nie koniec.
29-latek ma w tym sezonie jeszcze wiele do wygrania. Jest w grze o triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a w marcu w Planicy powalczy o mistrzostwo świata w lotach. Najbliższe wyzwanie już w sobotę. O godzinie 16:00 ruszy konkurs w Titisee-Neustadt, w którym jednym z faworytów do zwycięstwa będzie właśnie Dawid Kubacki.
***
Dawid Kubacki w Pucharze Świata zadebiutował w styczniu 2009 roku w Zakopanem i zajął 49. miejsce. Pierwsze indywidualne podium w tym cyklu wywalczył osiem lat później w Oberstdorfie, zajmując 3. pozycję. Na razie ma na swoim koncie dwa wygrane konkursy Pucharu Świata i 15 miejsc na podium. W 2017 roku z drużyną został mistrzem świata w Lahti. Dwa lata później ponownie został mistrzem świata, ale już indywidualne w Seefeld. Na początku 2020 roku wygrał 68. Turnieju Czterech Skoczni, jako trzeci Polak w historii. Do tego ma brązowe medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata w lotach wywalczone z kolegami w konkursach drużynowych.