Człowiek od zadań specjalnych. Lukas Mueller walczy o sprawność i... sprawiedliwość

PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Lukas Mueller
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Lukas Mueller

Kiedyś sportem wyczynowym były dla niego skoki narciarskie. Dzisiaj? Podniesienie się z wózka i zrobienie paru kroków bez kul. Cholerny wysiłek, ale Lukas Mueller wie, że tylko taki da efekt. Użalanie się nie wchodzi w grę.

W tym artykule dowiesz się o:

Niespełna dwa tygodnie temu były austriacki skoczek narciarski wprawił w niemałe osłupienie odbiorców swojego profilu na jednym z portali społecznościowych. Krótki film, na którym o własnych siłach robi kilka kroków, to dla niego i dla jego kibiców dowód, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli kilka lat wcześniej wypadek w kilka sekund przekreślił sportowe marzenia i większość życiowych planów.

Przypomnijmy, 13 stycznia 2016 roku Lukas Mueller doznał fatalnego upadku na mamuciej skoczni w Bad Mitterndorf. Austriak startował w roli przedskoczka przed mistrzostwami świata w lotach, stracił panowanie nad nartami i z impetem uderzył w zeskok. Stracił przytomność i trafił do szpitala, gdzie stwierdzono m.in. złamanie dwóch kręgów odcinka piersiowego kręgosłupa.

Mueller, który kiedyś chciał zdobywać medale za najdłuższe i najpiękniejsze skoki, dzisiaj mógłby zostać wyróżniony złotym krążkiem za upór i niezłomność. Determinacja, z jaką walczy o odzyskanie możliwie największej sprawności, imponuje nieprzerwanie. Nie rozdrapuje ran. Trenuje, i cieszy go nawet najmniejszy postęp.

- Mogę mówić o dużym szczęściu, bo moje ciało w pewien sposób dopuszcza efekty ćwiczeń, a nie dzieje się tak w przypadku wielu moich kolegów, i jest to związane ze stopniem uszkodzenia rdzenia kręgowego - opowiada w rozmowie z WP Sportowe Fakty Lukas. - W ciągu ostatnich miesięcy uświadomiłem sobie, że, być może, chodzenie o kulach to jeszcze nie wszystko, na co mogę sobie pozwolić. Właśnie dlatego możliwe było to nagranie. Jakby nie było jednak, jest to raczej coś do "zaprezentowania", pokazania, bo na co dzień takie "swobodne" kroki nie mają miejsca - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO Wojowniczka z Polski. Dorota Banaszczyk spłaciła długi i walczy o igrzyska [cała rozmowa]

Czytaj także: Skoki Narciarskie. Daniel Andre Tande najlepszy w nietypowych zawodach

Austriak nie ukrywa, że za przejściem nawet króciutkiego odcinka bez pomocy kul, stoi nie tylko wyjątkowo skuteczna w jego przypadku terapia, ale i katorżnicza praca. Na pytanie, co jego zdaniem było kluczowe, odparł bez zastanowienia: - Myślę, że i jedno i drugie, bo te dwie rzeczy idą ze sobą w parze. Nie można stawiać sobie żadnych granic, nawet jeśli jest się do tego nakłanianym - mówi.

Brzmi jak banał? Nie dla niego. Mueller nie rezygnuje z treningów, nawet mając świadomość, że definitywne rozstanie z wózkiem może nigdy nie nastąpić. - Obrażenia, jakie odniosłem są zbyt poważne, aby było to możliwe. Opuszczenie wózka nawet na krótki czas kosztuje mnie ogromnie dużo siły - tłumaczy. Za sprawą sportu "harówka" nie jest mu jednak obca.

- Przez ponad 20 lat byłem aktywnym sportowcem. Ciężki trening to dla mnie normalna sprawa, bo wiem, że tylko wtedy mogę mieć wynik, który mnie zadowoli. Dlatego nie ma dla mnie żadnej innej alternatywy. Muszę tutaj jednak zaznaczyć, że każdy może tego dokonać - nawet jeśli nie był wcześniej aktywnym zawodnikiem. Sport jest pomocą, ale nie jest warunkiem koniecznym - przyznaje szczerze.

Czytaj także: Mediolan i Cortina d'Ampezzo gospodarzami igrzysk olimpijskich w 2026 roku

W ostatnich miesiącach skoczek musiał poświęcić mnóstwo energii nie tylko na walkę z niedowładem ciała, ale i batalię z Austriackim Związkiem Narciarskim o wypłacenie odszkodowania za wypadek na Kulm. Mueller był wówczas przedskoczkiem, czyli pracował na zlecenie Związku. Mimo to, o odszkodowanie zmuszony był stoczyć spór w sądzie - według federacji, wypadek skoczka nie był wypadkiem w miejscu pracy. 

- Rozumiem stanowisko Austriackiego Związku Narciarskiego. Za kompletnie niezrozumiały uważam jednak rozdźwięk pomiędzy działaniami a wypowiedziami. 15 stycznia 2016 roku, dwa dni po moim wypadku, w "Kronen Zeitung" pojawił się artykuł zatytułowany: "Lukas Mueller otrzyma wszelką pomoc" (to słowa prezesa związku, Petera Schroecksnadela). Dwa lata później musiałem jednak znów znaleźć się w sądzie. Coś tu nie gra. Dlatego było dla mnie ważne, by udać się do najwyższej instancji - także ze względu na moich kolegów przedskoczków. Zwycięstwo w tym procesie to nie tylko moja wygrana, ale także szansa na poprawę sytuacji prawnej być może i wszystkich zawodowych sportowców w Austrii. To dla mnie ma tak samo duże znaczenie.

Mueller nie po raz pierwszy walczy o poprawę losu innych. Choć sam porusza się na wózku, z wielkim zaangażowaniem wspiera akcje charytatywne. W maju ponownie był ambasadorem słynnego już biegu Wings For Life World Run. - Tegoroczna edycja była zdecydowanie wyjątkowa, w Wiedniu lało, wiało, a temperatura wynosiła 9 stopni. Mimo to, z 13500 zgłoszonych uczestników w biegu wystartowało ponad 12500, co jest po prostu niesamowite. Ludzie rozumieją intencję biegu, i wiedzą dlaczego jest to tak ważny event, w przypadku wsparcia badań nad wyleczeniem uszkodzeń rdzenia kręgowego - przyznaje.

Austriak nie składa broni również jeśli chodzi o swój dalszy rozwój. Czas, który niegdyś poświęcał na trenowanie skoków narciarskich, teraz chce wykorzystać na edukację. I szlifowanie chodzenia. - Jesienią chcę rozpocząć studia (kierunek związany z prawem), i w najbliższych dniach mam egzaminy wstępne. Co dokładnie będę studiował jeszcze się okaże, ale najpierw muszę się dostać (śmiech). Poza tym ważne jest dla mnie, aby nadal ćwiczyć i uskuteczniać chodzenie. To ma wielkie znaczenie nawet wtedy, gdy muszę wspomagać się kulami. Tego jestem pewien - podsumowuje 27-latek.

Komentarze (0)