W tym artykule dowiesz się o:
Dopiero 19. miejsce w kwalifikacjach do konkursu indywidualnego w Vikersund zajął Kamil Stoch. Lider polskiej kadry skoczył 202,5 metra i jak sam przyznaje, do pewnego momentu wydawało się, że odległość będzie lepsza. - Odrobinę frajdy było. Wiadomo, że loty to jest duża prędkość, ponad 100 km/h, i później jest szybkie przejście w fazę lotu. Generalnie po każdym skoku, po wyjściu z progu, wydawało mi się, że to odleci, ale później niestety coś nie działało. Było więcej męczenia się w powietrzu niż przyjemności - przyznał Stoch w rozmowie z dziennikarzem Eurosportu.
Trzykrotny mistrz olimpijski na antenie telewizji wytłumaczył również, jakie są różnice między skakaniem na normalnych i mamucich obiektach. - Na mamucie jest o tyle trudniej, że wszystko dzieje się dużo, dużo szybciej. Opory są dużo większe. Przy takim błędzie, jak spóźniony skok i zabranie nart na siebie, gdzie na 120-metrowej skoczni nie robi to dużej różnicy, tutaj od razu traci się kilkanaście kilometrów prędkości i później jest bardzo ciężko - wyjaśniał 32-latek.
Czytaj też: Kubacki po kwalifikacjach: Trzeba było 20 metrów dalej skoczyć
Stoch nie ukrywa, że po rozmowie z trenerem może lepiej spisać się w sobotnim konkursie drużynowym i niedzielnym indywidualnym. - Na razie się trochę męczę, ale czasami ze skoku na skok coś zaskakuje i się poprawia - dodał z uśmiechem Stoch.
Po kwalifikacjach Polak spadł w klasyfikacji Raw Air na siódme miejsce. "Oczko" wyżej znajduje się Dawid Kubacki (ZOBACZ KLASYFIKACJĘ).
ZOBACZ WIDEO Derby Krakowa meczem podwyższonego ryzyka. "To co się działo dwa lata temu było patologią"