Czwarta pozycja w Garmisch-Partenkirchen, dziewiąta w Innsbrucku, jedenasta w Oberstdorfie - Roman Koudelka podczas 67. Turnieju Czterech Skoczni nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Lider czeskiej kadry jest szósty w klasyfikacji generalnej, z niewielką (4,3 pkt.) stratą do czwartego Kamila Stocha.
Aż trudno uwierzyć, że to ten sam zawodnik, który w ubiegłym sezonie zgromadził zaledwie... 12 punktów. Spisywał się wówczas dramatycznie słabo. W marcowym konkursie w Lillehammer zajął ostatnie 49. miejsce. Dziennik "Lidove Noviny" przypomina, że miał już wówczas dosyć skoków narciarskich, twierdził, że to nie ma sensu. Myślał o zakończeniu kariery.
Okazuje się, że za metamorfozą skoczka stoi jego małżonka Andrea. To ona przekonała go, by nie kończył ze sportem. Kazała mu skupić się na treningach i zawodach, sama zaś zajęła się wychowywaniem synka Karela.
- Należą jej się największe podziękowania. Wielu ludzi pisze do mnie i gratuluje mi wyników, wielu z nich także przypomina zasługi Andrei. Cieszę się, że przekonała mnie do kontynuowania kariery, bo ten sezon już jest tysiąc razy lepszy od poprzedniego. To była właściwa decyzja - podkreśla Koudelka w rozmowie z serwisem idnes.cz.
Czeski skoczek ma szansę poprawić najlepszy wynik w karierze w Turnieju Czterech Skoczni. W sezonie 2011/12 był piąty w klasyfikacji generalnej.
Koudelka błyszczał w Pucharze Świata w sezonie 2014/15 (zajął w nim 7. miejsce w klasyfikacji generalnej). Wygrał wówczas cztery konkursy. W marcu 2016 r. po raz ostatni stanął na najwyższym stopniu podium w PŚ - w Wiśle.
ZOBACZ WIDEO Trudny wybór sportowca roku w Polsce. "Najlepiej byłoby podzielić nagrodę"