Obrońca tytułu w Turnieju Czterech Skoczni konkurs w Innsbrucku zaliczy do udanych. Kamil Stoch w pierwszej serii uzyskał odległość 126,5 metra, a w drugim skoku jeszcze się poprawił, uzyskując 131 metrów, tyle samo, co Ryoyu Kobayashi.
Na twarzy Polaka malowała się radość, ale też wściekłość. Wszystko przez lądowanie, przez które stracił cenne punkty. - Skok wyszedł tak, jak powinien, ale odpuściłem odległość, żeby pewnie wylądować. Wpadłem w dziurę i odjechała mi narta - skomentował na antenie Eurosportu.
Stoch ciągle szuka najwyższej formy. - Może jeszcze nie jest to taki poziom, jakiego bym oczekiwał, ale na tym etapie był ok. Tak jak mówiłem ostatnio, że brakuje niewiele, wystarczy jeden detal, ale szuka się go najdłużej i najtrudniej go rozwiązać. Im dłużej się go poszukuje, tym bardziej człowieka to drażni. Z trenerem zobaczyliśmy co nie gra i mam nadzieję, że już znalazłem rozwiązanie - wyjawił skoczek.
Widać było, że coś dręczy Polaka, ale nie chciał o tym mówić przed kamerami. - Jest pewna rzecz, której nie rozumiem, ale nie będę siał zamętu i tak jest go za dużo - skwitował. Prawdopodobnie chodziło mu o podniesienie belki przed jego skokiem.
Na dobrej drodze do triumfu w całym turnieju i być może również w ostatnim konkursie jest Ryoyu Kobayashi. Japończyk jest w bajecznej formie, jeżeli zwycięży w Bischofshofen, to dołączy do elitarnego klubu, w którym są tylko Sven Hannavald i Kamil Stoch. Tylko ci dwaj zawodnicy wygrali wszystkie cztery konkursy. - Nie wiem kto trzyma klucz od drzwi klubu, ale ja nie mam z tym problemu. Jest na dobrej drodze, więc super. Wygląda jak kosmita dosłownie i w przenośni - podsumował Stoch.
ZOBACZ WIDEO: Konsekwencja Stocha kluczem do wielkich sukcesów. Dziennikarze zwrócili uwagę na jeden szczegół
Pani tam pracująca dopisuje do umowy o internet (bez wiedzy
podpisującego umowę), numer telefonu wymówiony Play.
P4 (PLAY) odrzuca odwołan Czytaj całość