Problem leżał głównie po stronie sprzętu - rozmowa z Łukaszem Kruczkiem

Łukasz Kruczek w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl mówi m.in. o powodach falstartu sezonu w Skandynawii, problemie Dawida Kubackiego i obecności w składzie na marcowe konkursy Stefana Huli.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Mikołajczyk: Zacznijmy od pana kariery zawodniczej. Już będąc skoczkiem planował pan w przyszłości zająć się trenerką?

Łukasz Kruczek: Gdy byłem zawodnikiem, to raczej nie, chociaż cały czas coś w tym kierunku robiłem. Decyzja była jednak spontaniczna.

Swoją przygodę z nartami rozpoczął pan od kombinacji norweskiej, w której na krajowym podwórku szło panu naprawdę nieźle. Zdobył pan m.in. trzy tytuły mistrza Polski juniorów. Wkrótce potem zrezygnował pan z biegów i przestawił się na samo skakanie. Skąd taka decyzja?

- Zawsze gdzieś w duchu pozostałem przy kombinacji. Wtedy Polski Związek Narciarski zdecydował o powołaniu grupy skoków i była to jedyna szansa na profesjonalne szkolenie. Decyzja mogła więc być tylko taka.

Jest pan absolutnym mistrzem uniwersjady - w zawodach tej rangi zdobył pan aż cztery złote medale. Ciężko było w tych czasach pogodzić panu studia z uprawianiem sportu?

- Zawsze w przypadku sportów zimowych jest trudno, bo sezon trwa akurat w trakcie roku akademickiego. Mimo wszystko AWF Katowice daje organizacyjnie szansę także narciarzom.

Mimo trzydziestu siedmiu lat jest pan już bardzo doświadczonym trenerem. Był pan asystentem najpierw Heinza Kuttina, a później Hannu Lepistoe. Czego nauczył się pan od tych szkoleniowców?

- Na pewno bardzo dużo. Od Heinza przede wszystkim zupełnie innego podejścia do organizacji treningu i planowania, z kolei Hannu to absolutny "profesor skoków", ostoja cierpliwości i nauczyciel problemowego podejścia do tej dyscypliny.

Tegoroczny sezon, choć obfity w polskie sukcesy, nie rozpoczął się dla naszych skoczków najlepiej. Falstart w Lillehammer i kompromitacja w Kuusamo nie zapowiadały tak udanej zimy. Czy po inauguracji Pucharu Świata w Skandynawii udało się panu i całemu sztabowi ustalić, co było przyczyną tak słabego otwarcia sezonu?

- Jak najbardziej - tylko dzięki temu udało nam się wyprowadzić zawodników na prostą. Problem leżał głównie po stronie sprzętu i pod tym względem zostaliśmy nieco w tyle, a to spowodowało efekt domina.

Po treningach w Ramsau Kamil Stoch znów był w stanie walczyć z najlepszymi, zdobywając podium w Engelbergu. Pozostali nasi zawodnicy także, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, robili błyskawiczne postępy. Musiał pan poczuć wtedy niesamowitą ulgę...

- Faktycznie. Na zgrupowaniu w Austrii udało się poprawić kwestie sprzętowe, "uspokoić" skakanie i potem było już tylko przeniesienie tego do samych zawodów. W Engelbergu zaskoczyło i "puściło" wszystkich.

Co myśli pan o obcisłych kombinezonach? Dla których zawodników mogła być to zmiana na lepsze? Niektórzy skoczkowie, w tym Daiki Ito, długo nie mogli przyzwyczaić się do nowych kostiumów...

- Dla nas jest w porządku. Im bardziej kombinezon jest obcisły, tym mniejsza możliwość manipulacji i skoki są bardziej sprawiedliwe.[nextpage]Dawid Kubacki pokazał w Predazzo swoje niesamowite możliwości na skoczni normalnej. Jego piekielnie mocne odbicie sprawiło, że rywale tuż przed konkursem typowali go w gronie faworytów do medalu. Polak wybija się bardzo wysoko, ale nie przekłada się to w żadnym stopniu na odległość. W czym tkwi pana zdaniem problem u Dawida?

- Dawid nie ma szczególnie mocnego odbicia. Można powiedzieć, że takie same, jak u pozostałych. Kwestia wyższego odbicia to technika lotu, a nie jego siła. Dawid, aby lecieć daleko, potrzebuje skorygować nieco kąt odbicia, ale nie jest to do poprawienia w krótkim czasie. Wymaga to dłuższego treningu i musi być rozłożone na etapy. Na normalnym obiekcie ma to mniejsze znaczenie, stąd taka jego dyspozycja na mniejszej skoczni w Predazzo.

Nowe zasady skoków nie do końca zdały egzamin podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme, gdy Polacy przez długi czas po "drużynówce" byli pewni, że przypadła im czwarta lokata. Z kolei Alexander Stoeckl w rozmowie z naszym portalem mówił, że jego zawodnicy byli już przygotowani do medalowej ceremonii. Nie ma wątpliwości, że organizatorzy zawodów zaliczyli niemałą wpadkę...

- Przede wszystkim był problem w komunikacji pomiędzy jury, a osobami zmieniającymi belki. Poza tym stawka była większa i wielu trenerów ryzykowało bardziej niż zwykle.

W Planicy cały narciarski świat był pod wrażeniem formy Noriakiego Kasai. Maciej Kot mówił, że Japończyk korzystał z pewnej nowinki technicznej. Czy może pan zdradzić, o czym mowa?

- Nie bardzo. Też nad tym pracujemy, a więc zdradzać nie będziemy.

Niektórzy kibice mają panu za złe ciągłe powołania do składu Stefana Huli, gdy ten na ostatniej prostej sezonu odstawał poziomem od reszty. Czy przed lotami w Planicy brał pan pod uwagę wymienienie któregoś z zawodników?

- Cały czas bierzemy pod uwagę innych zawodników. Stefan był zdecydowanie lepszy od pozostałych. Możliwości porównania mamy jedynie podczas zawodów Pucharu Kontynentalnego, a tam wypadał lepiej. Następny w kolejce był Jan Ziobro, ale pod koniec zimy nie było już możliwości porównania formy obu skoczków. Generalnie w tym sezonie "piątka" startująca systematycznie w Pucharze Świata (Stoch, Kot, Żyła, Kubacki, Miętus) odsunęła się poziomem od pozostałych zawodników. Na końcu jest jeszcze niezmiernie istotny czynnik atmosfery w grupie, która jest jednym z podstawowych elementów sukcesu. Niestety czasami w przypadku zawodników, którzy prezentują podobny poziom sportowy, o ostatecznym powołaniu do grupy decyduje umiejętność wpasowania się do zespołu i funkcjonowanie pomiędzy innymi zawodnikami.

Puchar Narodów zakończył się w tym roku zwycięstwem Norwegów, którzy przerwali tym samym hegemonię reprezentacji Austrii. Spodziewał się pan takiego rozstrzygnięcia?

- Tak, ale znacznie wcześniej. Austria poza Gregorem w tym sezonie nie miała w ścisłej czołówce wielu skoczków, tak jak to było w poprzednich latach. Z kolei Norwegowie "szli" szeroką ławą.

Jak długo planuje pan dać sobie i skoczkom czas na zasłużony odpoczynek? Kiedy mniej więcej przyjdzie pora na pierwsze wiosenne treningi?

- Nie ma czegoś takiego, jak czas wolny. Jest praca, ale w innej formie. Na skocznię zawodnicy wrócą z początkiem czerwca, ale treningi będą odbywać się prawie cały czas.

Przed nami sezon olimpijski. I choć na takie plany jeszcze za wcześnie, to czy z powodu igrzysk w Soczi dopuszcza pan ewentualność, by pójść w ślady norweskich biegaczek i kosztem olimpijskich przygotowań odpuścić niektóre konkursy następnego Pucharu Świata?

- Raczej nie. U nas, w skokach bardzo ważny jest odpowiedni numer startowy, aby jechać między najlepszymi. Tego nie da się osiągnąć nie startując w Pucharze Świata.

Komentarze (6)
avatar
steffen
28.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Maciej Kot mówił, że Japończyk korzystał z pewnej nowinki technicznej. Czy może pan zdradzić, o czym mowa? Czytaj całość
avatar
Michu87
27.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ciekawe, jaka to nowinka techniczna stosowana przez Kasai. Znając życie nasi i tak skorzystają z tego jako ostatni. 
POLONIA PIŁA
27.03.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
bardzo ale to bardzo podoba mi sie praca Łukasza Kruczka, dla niego nie ma czasu wolnego, widać tego efekty. :) 
avatar
ks vitold
27.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ciągłe zwalanie winy na innych lub coś,może tak coś na siebie zebrać ? Po jakiego kazałeś im skakać w letnim,co ? Zamęczenie kotka. 
chris 70
27.03.2013
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Gratulacje Pnie Trenerze!Sam miałem wątpliwości na początku sezonu czy nasi zawodnicy będą dobrze skakać,tym większy szacunek za to. że potrafił pan doprowadzić POLSKIE SKOKI do takich sukcesów Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści