Ostatnie konkursy Pucharu Świata w Harrachovie miały swoją specyfikę. Nie dość, że oba odbyły się w ciągu jednego dnia, to jeszcze kilkunastokrotnie były przerywane przez trudne warunki atmosferyczne. - Dekoncentracji po tych konkursach już nie ma. Zawody w Czechach przeszły do historii i nie myślę o nich. Warunki do skakania faktycznie nie były dobre, ale szczęśliwie udało się przeprowadzić oba konkursy. Analiza naszych błędów z Harrachova już się odbyła, wszystko więc wiemy - podkreśla w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Maciej Kot.
Zawodnik urodzony w Limanowej przyznaje jednak, że mimo trudnych warunków podczas całych zawodów, w pierwszym konkursie szczęście raczej mu sprzyjało. Oczywiście, jeśli nie uwzględnić obniżenia belki przed skokiem i chłodu, na jaki uskarżali się chyba wszyscy startujący.
- Część błędów była natury technicznej, a część bardziej psychologicznej. Pracujemy zarówno nad jednymi, jak i drugimi. Treningi w Szczyrku miały za zadanie m.in. ustawić odpowiednią pozycję dojazdową. To nie jest duży problem, ale lepiej go rozwiązać zanim stanie się poważny - tłumaczy 21-latek.
Wicelider kadry Łukasza Kruczka zaznacza, że na końcówkę sezonu jego celem jest zajmowanie miejsc w pierwszych dziesiątkach poszczególnych zawodów. - Tak zakładałem zresztą od Turnieju Czterech Skoczni, ale niestety celu nie udało się zrealizować m.in. na "mamutach". Jeszcze nie czuję się najlepiej na tych obiektach, choć i tak jest zdecydowanie lepiej niż w zeszłym roku. Teraz będziemy startowali na skoczniach, które lubię, więc nie będzie na co zwalać winy - zaznacza zawodnik.
Jedynym problemem 21-latka, jak i pozostałych skoczków będzie przejście ze skoczni mamuciej, na mniejszą. - Trzeba trochę zmienić technikę. Na "mamucie" jest większa prędkość, a także opór powietrza. Stąd potem na mniejszym obiekcie odczucia względem skoku są nieco zaburzone - wyjaśnia Maciej Kot.