Anna Twardosz napotkała ogromne trudności podczas zawodów w Lake Placid. Jak informuje skijumping.pl jedna z jej toreb ze sprzętem nie dotarła na miejsce. Dzięki wsparciu innych zawodników, w tym Tate'a Frantza, udało jej się jednak wystartować.
- Nie doleciała jedna z moich toreb ze sprzętem. Kombinezon miałam na szczęście w drugiej. Udało się to zorganizować tak, że poszłam jednak skakać w czwartek. Oprócz kombinezonu mam też ubranko, skarpetki i narty. Buty i rękawiczki mam od Poli Bełtowskiej, gogle od Nicole Konderli, kask od Jakuba Wolnego, a wkładki od Tate’a Frantza. Najlepsze jest to, że były dwie pary wkładek i pozwolił wybrać - opowiedziała Polka dla skijumping.pl
Mimo problemów, Twardosz zakończyła czwartkowe kwalifikacje na 24. miejscu. W seriach treningowych plasowała się na 22. i 17. pozycji. Ma więc szanse poprawić życiówkę w Pucharze Świata w skokach narciarskich, którą dotychczas było 19. miejsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazda KSW rozbawiła fanów. Film to hit sieci
- Na skoczni praktycznie w ogóle nie miałam czucia. Na dojeździe bardzo dziwnie mi się jechało. Nie umiałam wypracować bardzo aktywnej pozycji. Czułam się wycofana, ale z progu i w locie wyglądało to fajnie - opowiedziała.
Pierwsze zawody PŚ pań w Lake Placid zostały przesunięte na 0:15 czasu polskiego w nocy z piątku na sobotę. Powodem był zbyt silny wiatr. Drugi konkurs odbędzie się w sobotę o 20:30.