2025 rok jest kolejnym, w którym zakończenie sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich ma miejsce w Planicy. Wielu skoczków wyczekiwało już ostatniego weekendu zmagań, z kolei Paweł Wąsek z pewnością żałuję, bo w Lahti osiągnął życiowy sukces i stanął na podium.
W gronie tych, którzy czekali na koniec sezonu są Norwegowie. Sytuacja z pewnością byłaby inna, gdyby nie wielki skandal, który wyszedł podczas mistrzostw świata, kiedy to wyszły na jaw oszustwa zawodników z tego kraju związanych z kombinezonami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Polska siatkarka zaskoczyła. W takiej stylizacji jej nie widzieliście
Co więcej, do stosowania nielegalnych praktyk przyznali się też emerytowani zawodnicy z tego kraju, w tym między innymi Daniel Andre Tande. - Ośmieliłbym się powiedzieć, że robiłem to kilkukrotnie - wyznał.
Dramatyczny upadek mistrza świata
Tande to skoczek, który w 2018 roku został mistrzem świata w lotach narciarskich. Mimo wspomnianego sukcesu rywalizacja na mamucie kojarzy się przede wszystkim z jego dramatycznym upadkiem, do którego doszło właśnie w Planicy.
Wspomniana sytuacja miała miejsce już cztery lata temu. Norweg wyszedł z progu i praktycznie od razu stracił panowanie nad nartami, przez co swoją próbę zakończył upadkiem z dużą prędkością.
Nieprzytomny 31-latek zjechał wówczas po zeskoku i praktycznie od razu wystartowali do niego medycy. Sceny w Planicy były naprawdę dramatyczne. Kibice zamarli, gdy zobaczyli to, co spotkało mistrza świata.
Tande musiał być intubowany mechanicznie, ponieważ po upadku przez kilka minut nie miał pulsu. Ostatecznie doszło do tego, że został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną.
Najważniejszą informacją było jednak to, że problemy zdrowotne po upadku nie zagrażały życiu Norwega. Jeżeli chodzi o badania, to te wykazały u niego złamany obojczyk, przebite płuco, a także kilka mniejszych obrażeń.
Przez pewien czas 31-latek zmuszony był przebywać w szpitalu. Tam po tygodniu został odłączony od respiratora, a do tego przeszedł też operację obojczyka.
Tande podczas rozmów z norweskimi mediami podkreślał, że kompletnie nie pamięta swojego upadku. Gdy w sezonie 2021/22 powrócił na ostatnie zawody w Planicy, nie rywalizował w nich, a pojawił się jedynie, by podziękować ratownikom za to, że uratowali mu życie.
Przez wypadek zakończył karierę
Po dramatycznym upadku Norweg już nigdy nie nawiązał do swoich najlepszych wyników w karierze. To przyczyniło się do tego, że we wrześniu 2024 roku podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery.
- Po wybudzeniu zdałem sobie sprawę z tego, że tego dnia otarłem się o śmierć i pojawiła się bariera psychiczna - wyjaśnił były skoczek, który mimo prób nie był już w stanie pokonać strachu.
Decyzja 31-latka przyczyniła się do tego, że dopadła go depresja. Jak podkreślał kilka miesięcy temu, nie robi nic oprócz leżenia na kanapie, a przyszłość kojarzy mu się z pustką i ciemnością. W ostatnim czasie pojawiał się jednak w norweskiej telewizji, pełniąc rolę eksperta.
Dramat Norwegów, zaskoczenie od Niemców i Polaków
Obecnie norwescy kibice mogą tęsknić za Tande, biorąc pod uwagę, że wszyscy czołowi zawodnicy z tego kraju zostali zawieszeni. Natomiast nikt z kadry, która przystąpiła do kwalifikacji w Planicy, nie wywalczył awansu do piątkowego konkursu. To pierwsza taka sytuacja w historii.
Do tej pory bardzo pozytywnie zaskoczyli skoczkowie z Niemiec oraz Polski. W kwalifikacjach całe podium zajęli nasi zachodni sąsiedzi. Zwyciężył Andreas Wellinger, a za jego plecami uplasowali się Pius Paschke oraz kończący karierę Markus Eisenbichler.
W czołowej dziesiątce uplasowało się aż trzech Polaków. 5. był Piotr Żyła, 6. Kamil Stoch, a 9. Paweł Wąsek. Awans do konkursu wywalczyli też Aleksander Zniszczoł (32. miejsce) oraz Jakub Wolny (40.). Zawiódł z kolei Dawid Kubacki, bo zajął 45. pozycję, a na mamutach awans uzyskuje najlepszych 40 zawodników.
Początek piątkowego konkursu w Planicy zaplanowano na godzinę 15:00. Zmagania poprzedzi seria próbna, która rozpocznie się o 14:00. Transmisja telewizyjna z samych zawodów na TVN i Eurosporcie 1, online na platformach WP Pilot, Max oraz Player, a relacja tekstowa na portalu WP SportoweFakty.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty