Mało kto się tego spodziewał, ale w piątek (14 lutego) Alexander Stoeckl zrezygnował z pracy w Polskim Związku Narciarskim. Nastąpiło to kilka dni po tym, jak niezbyt przychylne słowa w jego kierunku wypowiedział prezes PZN Adam Małysz.
- Chcieliśmy, żeby Stoeckl był przywódcą całych skoków. Ale czujemy, że trochę za bardzo stał się teamem. Brakuje trochę dystansu. Widzieliśmy, jak Słoweńcy potrafili walczyć o swoje na lotach i w Willingen po dyskwalifikacji Zajca. A u nas Alexa nie widać, a po to Thomas go chciał, aby walczył o nasz team - mówił Małysz w TVP Sport.
O komentarz do decyzji Stoeckla poprosiliśmy Kazimierza Długopolskiego. Legendarny trener przyznał, że z uśmiechem na twarzy przyjął informację o tym, że Austriak zakończył współpracę z PZN.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
- I dobrze. Jaką on rolę spełniał? Ja nie widziałem przez całą zimę żadnej jego działalności. Mieliśmy raz spotkanie jako trenerzy w Zakopanem i mówił, że będzie się kręcił wokół trenerów, coś doradzał. I na tym się skończyło - mówił.
- Raz w Szczyrku mieliśmy wykład z nim, trwało to z trzy godziny i tyle. Nic więcej nie robił. Ja osobiście nie dostrzegam żadnego pożytku z tego, że pracował w PZN - dodawał w rozmowie z naszym portalem.
Długopolski zastanawia się, czy PZN nie powinien sam wcześniej zareagować i przesunąć Stoeckla na stanowisko pierwszego trenera polskich skoczków.
- Nie wiem, czy to na pewno odpowiedni moment na opuszczanie okrętu. Przypuszczałem, że PZN podziękuje Thurnbichlerowi, a w jego miejsce wejdzie Stoeckl. Widziałem go jako pierwszego trenera, a nie dyrektora - podkreślił.
Czy decyzja Stoeckla może w jakimś stopniu wpłynąć na postawę polskich skoczków. - Ta decyzja nic nie zmienia. Pół żartem, pół serio, za jego pensję można by opłacić kilku innych polskich trenerów - zakończył Długopolski.
Szymon Michalski, dziennikarz WP SportoweFakty.