To, co jeszcze przed startem Pucharu Świata w skokach narciarskich 2024/2025 mówiło się po cichu, teraz można ogłosić głośno i wyraźnie. 25-latek jest liderem polskiej kadry. A przynajmniej na razie.
Przede wszystkim pokazują to wyniki. Zmagania w Wiśle dwukrotnie zakończył na 11. miejscu, a w klasyfikacji generalnie plasuje się na 15. pozycji. Cieszyć może również, nie tylko jego stabilizacja, ale także drobna poprawa, właściwie ze skoku na skok. Wydaje się, że kwestią czasu jest, aż w końcu zajmie w konkursie miejsce w najlepszej dziesiątce.
Już teraz trochę żałuje, że nie udało się to podczas niedzielnych zawodów w Polsce. - Szczególnie że zabrakło po prostu telemarku w pierwszej serii. Na pewno można było zgarnąć więcej punktów za styl i wtedy ta dziesiątka by była. Aczkolwiek jest to jeden z łatwiejszych błędów do poprawienia - powiedział Paweł Wąsek po konkursie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
Faktycznie, do dziesiątego Mariusa Lindvika stracił zaledwie 0,1 "oczka"! Co więcej, szósty Ren Nikaido wyprzedził go o 5,2 punktu. Pochodzący z Cieszyna skoczek narciarski w pierwszej rundzie otrzymał od sędziów 53 "oczka". W finale już o 2,5 punktu więcej.
Coraz lesze rezultaty powodują, że Paweł Wąsek zyskuje pewność siebie. A ta jest konieczna do osiągania sukcesów w skokach narciarskich. Dodatkowo w Wiśle czuł się dobrze i miał frajdę z tego, co robi, co jest kolejnym dobrym znakiem.
Szansę na poprawę będzie miał już w kolejny weekend w Titisee-Neustadt, gdzie odbędą się aż trzy konkursy. W piątek będą rywalizować męskie duety. W sobotę oraz niedzielę czeka nas walka indywidualna.
Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty