"Wisła miastem skoków" - baner z takim napisem wita wszystkich wjeżdżających do miejscowości. W drodze na skocznię można znaleźć jeszcze kilka takich samych plakatów. Miasto gdzie tylko może informuje o Pucharze Świata w skokach. W piątkowe popołudnie ulice i miejscowe karczmy nie były jednak jeszcze zapełnione.
- Czekamy na weekend. Bilety podobno prawie wyprzedane, sporo miejsc noclegowych jest pozajmowanych. Liczymy, że wieczorem, po konkursach, wszystkie miejsca w naszej restauracji będą zajęte - mówi nam pani Barbara, właścicielka jednej z karczm w Wiśle w centrum miasta.
W piątek, podczas kwalifikacji, na skoczni nie było tłumów. Miejsca siedzące przykryte były śniegiem, który przez większą część dnia intensywnie padał w Wiśle. W ostatnich dniach organizatorzy robili, co mogli, by jak najlepiej przygotować skocznię. Śniegu nie było, trzeba było uruchomić produkcję sztucznego i wykorzystać zapasy z wyższych partii gór.
Aura zlitowała się jednak w ostatnim momencie i w piątek Wisła przypominała już zimowy obraz górskiej miejscowości. Śniegu nie brakowało, a z głośników spiker puszczał świąteczne przeboje. Tańczyli do nich nieliczni kibice. W sobotę i niedzielę widok pod skocznią ma się zmienić. Spodziewane są tłumy.
Mimo że polscy skoczkowie, tak jak w ubiegłym sezonie, na razie nie zachwycają formą, bilety się rozeszły. Na sobotnie i niedzielne zawody pozostało już tylko po kilkaset sztuk, które organizatorzy będą sprzedawać w dniu zawodów w kasie pod skocznią. Niewykluczone, że i ostatnie wejściówki szybko się rozejdą, bowiem w piątek nadzieje kibiców rozbudził Piotr Żyła.
Mistrz świata wrócił do skakania po artroskopii kolana. W dwóch pierwszych weekendach sezonu nie wystartował. Trenował i stabilizował swoją formę, by jak najlepiej pokazać się u siebie w Wiśle. Zaczął z przytupem. Po jego skoku na 130. metr kibice tylko z uznaniem pokiwali głową, a sam Żyła był w świetnym humorze.
- Świetnie, że wrócił. Pierwszy skok i od razu tak daleko poleciał. W sobotę będzie pięknie. A może dzięki niemu "odpalą" też inni nasi zawodnicy - mówił zaraz po kwalifikacjach pan Paweł, kibic z Warszawy. Przyjechał z rodziną, żoną i 6-letnim synem na cały weekend. Będą zarówno na sobotnim, jak i niedzielnym konkursie. I będą trzymać kciuki za Piotra Żyłę i jeszcze sześciu polskich skoczków, którzy awansowali do sobotnich zmagań.
Poza Żyłą, który zajął wysokie 7. miejsce w kwalifikacjach, nikt jednak nie błysnął. Nasi skakali tak jak od początku tego sezonu, jak na zaciągniętym hamulcu ręcznym, jakby bez wiary w spektakularny wynik. Być może tą wiarę i energię dodadzą im kibice.
W piątkowy wieczór pod skocznią w Wiśle było spokojnie. Droga dojazdowa nie korkowała się. Nie było tłumów przy straganach z szalikami i biało-czerwonym flagami. Słychać było tylko pojedyncze trąbki i okrzyki: Polska, Polska. To powinno zmienić się w sobotę, gdy od rana fani skoków narciarskich zaczną zjeżdżać do Wisły.
Sobotni konkurs indywidualny rozpocznie się o 15:05. Oprócz Żyły z Polaków wystartują: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł, Maciej Kot i Jakub Wolny. Pogoda nie powinna przeszkodzić w rywalizacji - śnieg ma już nie padać, a wiatr nie będzie zbyt dokuczliwy.
Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki