Wziął się znikąd i zawstydza naszych skoczków. Tak mówi o Polsce

Getty Images / Dominik Berchtold/VOIGT / Na zdjęciu: Tate Frantz
Getty Images / Dominik Berchtold/VOIGT / Na zdjęciu: Tate Frantz

19-letni Amerykanin Tate Frantz szokuje w PŚ, zawstydzając nawet polskich gwiazdorów. - Wiem, że mogę osiągnąć zdecydowanie więcej - podkreśla w rozmowie z WP. Mówi też o Polsce.

W tym artykule dowiesz się o:

To największa sensacja początku tego sezonu w PŚ w skokach narciarskich. Zaledwie 19-letni amerykański skoczek Tate Frantz na inaugurację w Lillehammer dwa razy uplasował się w czołowej dziesiątce. Zdobył więcej punktów do klasyfikacji generalnej niż wszyscy polscy skoczkowie razem wzięci, niejako zawstydzając naszych gwiazdorów.

Skąd nagle w USA tak ogromny talent? W rozmowie z WP SportoweFakty Frantz opowiada o tym, dlaczego był zmuszony rzucić swoją pierwszą dyscyplinę i poświęcić się skokom. Opowiada także o wyjątkowym dla niego miejscu w Polsce, o tym, jak w wieku 15 lat został rzucony na głęboką wodę i o swoim niecodziennym hobby.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: W pierwszych dwóch konkursach Pucharu Świata dwa razy zająłeś dziesiąte miejsce. Jak się czujesz po największym sukcesie w karierze?

Tate Frantz, reprezentant USA w skokach narciarskich: W ogóle nie oczekiwałem takich wyników, ale może taki mam charakter, że nie mam zbyt wysokich oczekiwań. Też wynika to z tego, że nie miałem porównania z innymi skoczkami. Wiedziałem, że mogę walczyć, ale nie aż tak. Miałem pojedyncze bardzo dobre skoki, ale do tego doszła jeszcze stabilizacja.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Bramkarz był bezradny. Kapitalny gol w Hiszpanii

Przed drugim skokiem zawsze odczuwam większą presję i to normalne. W Lillehammer miałem jednak większą pewność siebie i spokój. Udało się oddać dwie dobre próby. Pracuję nad tym, by traktować moją próbę w finałowej serii tak, jak każdą inną, by uwolnić się od presji.

Dużo zmieniły w twoim podejściu te dobre wyniki na otwarcie sezonu?

W ten weekend trenerzy z innych krajów mnie zagadywali, zadawali pytania, nagrywali moje skoki. To miłe uczucie być docenionym. Mam dopiero 19 lat i jestem z USA, które nie są potęgą w skokach. To tylko motywuje mnie do dalszej pracy, bo wiem, że mogę osiągnąć zdecydowanie więcej, walczyć o podium w przyszłości. Nabrałem pewności siebie na dalszą część zimy.

We wrześniu stanąłeś na podium Letniego Grand Prix w Wiśle. To był dla ciebie przełomowy moment?

To kapitalne uczucie, bo kompletnie się tego nie spodziewałem, zwłaszcza że tydzień wcześniej w Chourchevel tylko raz zdobyłem punkty. Dla mnie obiekt w Wiśle to miejsce, gdzie czuję się bardzo dobrze na rozbiegu. Wszystko zgrywa się idealnie i po prostu cieszę się skokami. Mój kolega z drużyny Artti Aigro też stanął wtedy na podium, co dodawało wyjątkowości tej chwili.

Każdy polski kibic wie, że w Wiśle czuję się bardzo dobrze. Atmosfera wokół skoków narciarskich jest znakomita. Widzowie są na skoczni nawet, jak pada deszcz czy są ogromne mrozy. Miło mi się robi, kiedy widzę, że sporo polskich fanów kibicuje nam, Amerykanom. Może dlatego, że nie jesteśmy potęgą. Zawsze się dobrze czuję w Polsce.

Jak w ogóle trafiłeś do skoków narciarskich? Ten sport w Stanach Zjednoczonych niemal nie istnieje.

Jestem z Lake Placid i mamy tam skocznie. Stany Zjednoczone to ogromny kraj i jeśli jesteś z miejscowości, gdzie nie ma takich obiektów, to po prostu nie masz za bardzo nawet jak się o nich dowiedzieć. Z moją rodziną sporo jeździliśmy na nartach, więc miałem już jakieś przygotowanie.

Swój pierwszy skok oddałem na skoczni K-20. Właśnie kilka dni wcześniej otworzyli większy obiekt i mogłem podziwiać starszych chłopaków, jak latają po ponad 100 metrów. Patrzyłem na nich i byłem pod ogromnym wrażeniem. Kiedy po raz pierwszy byłem na skoczni K-60, to doświadczyłem tego wyjątkowego uczucia lotu. Wtedy właśnie doszło do mnie, że chcę to robić całe życie.

Przechodzisz podobną drogę co Adam Małysz, który też zaczynał od kombinacji norweskiej, a dopiero później odnosił sukcesy w skokach.

Nie tylko Małysz, ale sporo skoczków zaczynało od kombinacji. Dla młodego chłopaka to bardzo dobra droga, bo nie koncentrujesz się tylko na jednej rzeczy. Przestałem, gdy miałem 16 lat. W zasadzie to nie chciałem, żeby to się tak skończyło, ale musiałem rzucić tę dyscyplinę.

Dlaczego?

Z powodu mojego zdrowia. W pewnym momencie zacząłem bardzo szybko rosnąć. Przybyło mi prawie 30 centymetrów w rok. Walczyłem z ogromnym bólem kolana, który pojawiał się właśnie przy takich ruchach, jakie się wykonuje w biegach narciarskich. Przez rok starałem się trenować inaczej, rzuciłem styl dowolny i biegałem tylko klasykiem, jeździłem na rowerze.

Sytuacja się nie poprawiała. Przed sezonem 2022/23 zdecydowałem się więc całkowicie skoncentrować na skokach narciarskich. Zdobyłem punkty Pucharu FIS, później Pucharu Kontynentalnego, pojechałem na mistrzostwa świata. Sprawiało mi to na tyle wielką frajdę, że już zostałem przy skokach.

W wieku 15 lat opuściłeś USA i wyjechałeś do Norwegii. Dlaczego?

Na zawodach juniorskich spotkałem Norwegów, którzy chodzili do szkoły w Lillehammer dla młodzieży uprawiającej sporty zimowe. Od dziecka interesowałem się Norwegią i podobał mi się ten kraj. Wysłałem zgłoszenie i dostałem się. To taka okazja, której się nie odmawia i nie było to dla mnie trudne doświadczenie, bo nikt mnie do przeprowadzki nie zmuszał.  Spędziłem tam w szkole trzy lata i teraz w zasadzie to pierwszy sezon, w którym nie jestem uczniem oraz pierwszy, w której jestem członkiem kadry USA. Czekało mnie wiele zmian.

To prawda, że specjalnie nauczyłeś się norweskiego?

W tej szkole wszystkie lekcje odbywały się po norwesku, więc musiałem. Było trudno, bo norweski brzmi zupełnie inaczej niż angielski. Miałem sześć godzin zajęć dziennie, więc jakoś to szło. Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że rozumiem już sporo, a później już mogłem płynnie mówić, bo stopniowo podłapywałem pewne rzeczy. Wystarczyło kilka miesięcy. Wciąż komunikuję się w tym języku ze sztabem.

Trenujesz w międzynarodowym zespole, wraz z Norwegami i Estończykami. Międzynarodowe ekipy to w skokach narciarskich coś nowego.

Tak, nasz zespół jest duży, ma 10 osób. Przez to jest nam trochę raźniej, bo wszyscy jesteśmy dobrymi kolegami i czujemy się jak jedna wielka rodzina. Mamy też więcej trenerów, sztabu, serwismenów. Dlatego tym bardziej było miło świętować miejsca w czołowej dziesiątce w Lillehammer, bo byłem w czołówce razem z kolegami z ekipy.

Dobrze trenować z ludźmi, którzy są lepsi od ciebie, bo popychają cię do rozwoju. Jeszcze dwa lata temu podziwiałem ich, to właśnie Norwegowie byli moimi idolami, a teraz są moimi kolegami z drużyny.

Twoje wyniki robią tym większe wrażenie, że reprezentacja USA ma mniejszy budżet na sprzęt niż Polska, Austria czy Norwegia. Czy nowe zasady FIS, takie jak limit kombinezonów, poprawiły sytuację? 

Te zasady dotyczące kombinezonów wprowadzono po to, żeby ułatwić rywalizację nam z mniejszych nacji. Myślę, że ma to w pozytywny wpływ, bo nikt nie ma do dyspozycji ogromnej liczby strojów. Kooperacja z reprezentacją Norwegii pozwala nam się rozwijać także sprzętowo, testujemy razem rzeczy i sobie pomagamy. W USA nie ma tylu sponsorów i nie mamy takich możliwości. Teraz wiemy, że jeśli my wykonamy swoją robotę, to mamy szansę rywalizować jak równy z równym.

Zaskoczyło cię coś w życiu w Europie?

Niezbyt. Lake Placid jest bardzo podobne do Lillehammer. To małe miasta, w których narciarstwo odgrywa ważną rolę. Pogoda jest bardzo podobna, ludzie mili. Nie zauważyłem wielu zmian, choć od tego momentu mieszkałem sam i musiałem się wiele rzeczy nauczyć od nowa. To chyba była większa zmiana niż po prostu sama przeprowadzka.

Podobno w Norwegii często wędkujesz. 

Tak, uprawiam wędkarstwo muchowe, zwłaszcza w lecie robię to praktycznie codziennie. Mój dziadek i mój tata mnie tym zarazili. W Norwegii często jeździmy z Erikiem Belshawem. Po Letnim Grand Prix w Wiśle wybraliśmy się na kilka dni w góry, łowiliśmy i biwakowaliśmy. To taki reset, którego każdy sportowiec potrzebuje.

Jakie jest twoje największe sportowe marzenie?

Wygranie igrzysk olimpijskich. Sport w USA jest bardzo skupiony wokół tej imprezy. Ludzi nie interesuje Puchar Świata. Jak mówię komuś, że jestem skoczkiem narciarskim, to od razu się pytają, czy startuję na igrzyskach, więc jest ogromne zainteresowanie właśnie tą dyscypliną.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty