Miał zbawić polskie skoki, a odszedł po roku. Odsłonił kulisy konfliktu

PAP / Grzegorz Momot oraz Instagram/ / Na zdjeciu: Harald Rodlauer i Nicole Konderla
PAP / Grzegorz Momot oraz Instagram/ / Na zdjeciu: Harald Rodlauer i Nicole Konderla

Harald Rodlauer miał wyciągnąć polskie skoki kobiet z dna, ale odszedł już po roku. - Zawsze była na "nie", sprzeciwiała się, stale miała jakiś problem. Ciągle się mnie o coś czepiała - mówi o Nicole Konderli.

To był wielki transfer PZN. W ubiegłym roku reprezentację Polski w skokach narciarskich kobiet objął Harald Rodlauer. To legendarny trener, który wcześniej do największych laurów prowadził Austriaczki. Dostał długoletni kontrakt, wolną rękę. Miał sprawić, by polskie skoczkinie dołączyły do ścisłej czołówki.

Wkrótce pojawiły się jednak głosy krytyki, a odsunięta od kadry została Nicole Konderla. - Jedyne, co usłyszałam, to że złamałam jakieś zasady, jednak nie wytłumaczono mi, które i kiedy. Podobno podważałam wizję trenera? Cóż, żeby ją podważać, najpierw trzeba ją znać - mówiła w styczniu Konderla na łamach sport.tvp.pl.

Co prawda zawodniczka wróciła niedługo później do kadry, ale - ku zaskoczeniu wszystkich - to Rodlauer zdecydował się zrezygnować po jednym sezonie. W dniu startu nowego sezonu PŚ, który o godzinie 16:15 rozpocznie się mikstem w Lillehammer, Austriak opowiada dla WP SportoweFakty o konflikcie z zawodniczką i jednym szkoleniowcem, a także o problemach polskich skoków. Mówi także, jak przebiegała współpraca z Adamem Małyszem.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Dlaczego zdecydował się pan odejść mimo ważnego kontraktu? 

Harald Rodlauer, były trener reprezentacji Polski, obecnie trener kadry Włoch skoczkiń: To był długoterminowy kontrakt. Zarobki nie były za dobre, ale ostatecznie nie to zaważyło na mojej decyzji. Włochy są bliżej mojego domu. W Italii jest też więcej utalentowanych młodych zawodniczek.

Szanse na dobry wynik na igrzyskach w Mediolanie w 2026 roku są większe, niż gdybym dalej prowadził Biało-Czerwone. Pragnę podkreślić, że w Polsce czułem się bardzo dobrze. Zrobiliśmy krok w przód, ale tylko Anna Twardosz zdobywała punkty. Ma jeszcze większy potencjał, ale często niestety nie była w stanie przełożyć dobrych skoków z treningów na zawody.

Chęć odejścia pojawiła się po czy przed otrzymaniem oferty z Włoch?

Już po. Później porozmawiałem z moją rodziną, asystentami. Zdecydowałem się na zmianę. Projekt w Polsce był długoterminowy. Pracowaliśmy bardzo ciężko, ale tak naprawdę duże postępy były widoczne tylko u Twardosz. Część zawodniczek była jeszcze bardzo młoda, z innymi to nie wychodziło, a z niektórymi wprost miałem problemy.

Chodzi o Nicole Konderlę, która otwarcie sprzeciwiała się pańskim metodom?

Tak, ale także o jednego z trenerów, którego nazwiska nie będę teraz przytaczał. Nie pracował dla drużyny. Nicole Konderla zawsze była na "nie", sprzeciwiała się, stale miała jakiś problem. Ciągle się mnie o coś czepiała. Chcę pracować, jestem otwarty na dyskusję, ale nie podoba mi się sytuacja, kiedy ktoś ma do mnie zawsze jakieś "ale". To była rzecz, która miała największe przełożenie na moją decyzję.

A jak współpracowało się panu z resztą polskiego środowiska?

Bardzo dobrze. Kapitalnie pracowało mi się z moimi asystentami: Marcinem Bachledą i Stefanem Hulą, a także z większością dziewczyn. Do tego miałem dobry kontakt z federacją narciarską, z Adamem Małyszem.

Jakie są więc największe problemy polskich skoków kobiet?

To, że wiele zawodniczek w ostatnich latach bardzo wcześnie zakończyło kariery, chociażby Kinga Rajda czy Kamila Karpiel. Jest kilka młodych zawodniczek, ale bez wielkiego doświadczenia. Nie ma ich jednak za dużo. Macie jednak szansę zbudować drużynę na przyszłość.

Brak rozwiniętych skoków kobiet w Polsce to efekt niedofinansowania?

Za mojej kadencji mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy. Mogliśmy robić w zasadzie to, co chcieliśmy, mieliśmy zapewnione wszystkie potrzebne rzeczy.

W jednym z wywiadów wspomniał pan, że część zawodniczek nie była zaangażowana w skoki na sto procent. O co dokładnie chodziło?

Tak było. Kiedy wykonujesz tę pracę, musisz jej się poświęcić w stu procentach. Myślę, że zmieniliśmy to w głowach dziewczyn w zeszłym roku. Były naprawdę zmotywowane do pracy, również trenerzy. Pracowali profesjonalnie. Tylko jedna, może dwie dziewczyny nie do końca chciały to akceptować.

Marcin Bachleda został nowym trenerem polskich skoczkiń. To dobry wybór?

Kiedy odchodziłem z reprezentacji, na spotkaniu ze związkiem powiedziałem, że Marcin i Stefan to dobre osoby i pasują do pozycji szkoleniowca.

W pożegnalnej relacji na Instagramie mocno pochwalił pan Stefana Hulę, mówiąc, że ma zadatki na świetnego trenera.

Bo tak jest. Stefan Hula ma ogromny potencjał i do tego znakomity charakter. Zawsze był dostępny dla dziewczyn, wkładał serce w pracę. Jednocześnie jest stanowczy i nie zmienia swojego zdania, dotrzymuje słowa. To bardzo ważne w tej robocie.

Lara Malsiner i Annika Sieff zajęły pierwsze dwa miejsca w klasyfikacji Letniego Grand Prix w skokach narciarskich. Na ile będą w stanie przełożyć tę formę na zimę?

Zima i lato to kompletnie dwie różne rzeczy w skokach. My pojechaliśmy na wszystkie konkursy, a nie wszystkie najważniejsze rywalki to zrobiły. Takie wyniki jednak budują pewność siebie, motywację. Mam nadzieję, że w zimę będziemy plasować się na przełomie pierwszej i drugiej dziesiątki. Inne reprezentacje są też bardzo mocne. We Włoszech kadra ma większe rezerwy niż w Polsce.

Czyli medal na igrzyskach w Mediolanie to realny cel?

Pracujemy właśnie na to, ale będzie niezwykle ciężko. Jest tyle innych wspaniałych rywalek. Annika Sieff wychowała się pięć kilometrów od Predazzo, gdzie odbędą się konkursy olimpijskie. Martina Ambrosi też mieszka niedaleko. To dla nich dodatkowa motywacja, bo o medale olimpijskie powalczą u siebie.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ależ to był strzał! Można oglądać i oglądać

Źródło artykułu: WP SportoweFakty