Adam Małysz komentuje afery w polskim sporcie. "Są zasady, które nie mogą być łamane"

Newspix / ANTONI BYSZEWSKI/FOTONEWS / Na zdjęciu: Adam Małysz
Newspix / ANTONI BYSZEWSKI/FOTONEWS / Na zdjęciu: Adam Małysz

Adam Małysz dostał pytanie o Radosława Piesiewicza. - Jeśli faktycznie wystąpiły nadużycia i zostanie to bez wszelkich wątpliwości udowodnione, ja na miejscu prezesa PKOl-u, podałbym się do dymisji - zaznacza prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Kontrowersje wokół wydatkowania pieniędzy przez PKOl i rezygnacje kolejnych spółek skarbu państwa z finansowania Komitetu. Do tego wycieczki na igrzyska osób niezwiązanych z rywalizacją w Paryżu oraz pretensje części sportowców do działaczy związków. Nad polskim sportem olimpijskim i prezesem Radosławem Piesiewiczem zawisły czarne chmury.

Członkowie Zarządu PKOl z listy polskich związków sportowych dyscyplin olimpijskich to 38 szefowych i szefów swoich dyscyplin. Wśród nich jest również Adam Małysz, prezes PZN-u, który wprost wypowiada się o działalności Komitetu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sceny przed meczem. Skrzypaczka zachwyciła wszystkich!

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Podoba ci się to, co obecnie dzieje się w Polskim Komitecie Olimpijskim?

Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Przede wszystkim, każda aktywność powinna być przejrzysta. Jeśli PKOl nie ma sobie nic do zarzucenia, to dlaczego nie możemy zobaczyć listy wydatków, którą opublikował sam prezes? Chodzi mi o dokładne pokazanie, na co i ile wydawano. Nie zawsze przyjeżdżam na zebrania zarządu PKOl-u, bo jesteśmy jednym z nielicznych związków, które nie mają siedziby w Warszawie. Jednak, kiedy byłem ostatnio, słyszałem od prezesów poszczególnych związków o problemach z wysyłką fizjoterapeutów, sparingpartnerów na igrzyska. Jeśli to prawda, jest oczywistym, że ludzie, którzy mogli pomóc naszym zawodnikom, zdecydowanie powinni mieć możliwość uczestniczenia do samego końca w przygotowaniach do startów.

Tymczasem do Paryża polecieli choćby tacy prezesi jak Joanna Badacz, szefowa Polskiego Związku... Biathlonu.

Znam Joannę Badacz. Uważam, że gdyby miała pojęcie, z czym się wiąże jej wyjazd, na pewno nie wybrałaby się do Paryża. Dostała propozycję, więc nie zastanawiała się nad tym, kto może, a kto nie powinien lecieć, jakie są działania PKOl-u w innych przypadkach itd., tylko po prostu z niej skorzystała. Ja sam nie poleciałem na igrzyska, bo po pierwsze nie czułem, że powinienem, a po drugie - mieliśmy kontrolę NIK-u w PZN-ie i chciałem być na miejscu. Jako związek jesteśmy transparentni, więc nie był to problem i oczywiście kontrola nie wykazała żadnych nieprawidłowości, jednak nie wyobrażałem sobie polecieć na igrzyska w takim momencie.

Ale sam stwierdziłeś, że czułeś się głupio z zaproszeniem do Paryża.

Tak, ale nie chcę przesądzać, że nie pojechałbym na sto procent. Obecnie mogę tylko gdybać.

To, co jest pewne to fakt, że działacze nie powinni spać w Hiltonie, w którym płaci się tysiąc euro za noc, a osoby towarzyszące sportowcom, umieszcza się w domu pielgrzyma za 30 euro za nocleg.

Co byś zrobił na miejscu szefa PKOl-u Radosława Piesiewicza?

Jeśli faktycznie wystąpiły nadużycia i zostanie to bez wszelkich wątpliwości udowodnione, ja na miejscu prezesa PKOl-u, podałbym się do dymisji.

Do poddania pod dyskusję jest jednak więcej spraw niż same ewentualne nieprawidłowości. Mnie od początku nie podobał się choćby pomysł, który zakładał, że PKOl będzie odpowiadać za sponsoring związków. W PZN-ie mamy swoich sponsorów i nie potrzebujemy pośredników. Na pewno jest to jednak dobre rozwiązanie dla małych związków, które same nie są w stanie zdobyć finansowania zewnętrznego.

Na igrzyskach wypłynęły jednak nie tylko problemy związane z funkcjonowaniem PKOl-u. Zawodnicy mieli sporo pretensji także do samych związków.

Nie każdy związek jest zły i ma niewłaściwie pracujących szefów. Nie można wrzucać wszystkich do jednego wora. Bez nich nie zbudujemy sportu w Polsce. Powinna odbyć się rozmowa z Ministerstwem Sportu i Turystyki, normalizująca funkcjonowanie związków tak, aby miały pomoc w bieżących sprawach. Myślę, że przed nami jeszcze długa droga, aby zbudować odpowiedni system wspierający polski sport od samych podstaw.

Gorzej, jak sportowiec ma pełne prawo sądzić, że związek nie sprawuje nad nim opieki albo wręcz rzuca kłody pod nogi.

Prawda niemal zawsze leży pośrodku. Nie umiemy ze sobą rozmawiać. I nie mam na myśli wyłącznie środowiska sportowego, ale w ogóle nas-Polaków, na co dzień. Zwróćmy uwagę, że największe problemy z działaniem związków mieli sportowcy, którzy liczyli na sukces w Paryżu, ale go nie osiągnęli. Jako były sportowiec, rozumiem tych zawodników.

Domyślam się też, że nie wszystkie związki właściwie wykonywały swoje obowiązki. Spójrzmy choćby na to, co się dzieje w polskim kolarstwie. Jednak są pewne święte zasady, które nie mogą być łamane. Jedną z nich jest fakt, że to trener wybiera skład, który będzie reprezentował kraj. A kiedy są problemy, należy o nich rozmawiać, próbować je rozwiązać jeszcze przed rywalizacją na takim poziomie, a nie po niej.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty