- Chyba to odwołają. Patrzcie, skoczkowie na górze biorą narty i się wycofują. Nic z tego nie będzie - krzyczeli do siebie kibice pod skocznią w Szczyrku, stojący blisko zeskoku, gdy od kilkunastu minut oczekiwali na wznowienie loteryjnego konkursu.
Spikerzy starali się jeszcze zrobić dobrą minę do złej gry. Zabawiali zmarzniętą publiczność, mimo że FIS poinformował już o odwołaniu konkursu. Ci kibice, którzy zobaczyli komunikat w telefonie, chowali flagi, szaliki i wychodzili ze skoczni.
Zrobiło się zamieszanie, bowiem niektórzy jeszcze czekali i to co najmniej 10 minut na przekazanie oficjalnej decyzji. Z nadzieją wpatrywali się jeszcze w rozbieg skoczni. A tam nie było już przecież nikogo.
Wreszcie i spikerzy się zlitowali. Przestali trzymać fanów w niepewności. Poinformowali o przerwaniu i odwołaniu konkursu, mimo że do końca pierwszej serii pozostało 10 zawodników. Gwizdów nie było, bardziej rozczarowanie, że tak długo przyszło oczekiwać na decyzję.
- Od początku to się dłużyło i niepotrzebnie przeciągali. Gdyby szybciej odwołali, nie byłoby tak żal, bo przecież przerwali, jak prowadził Dawid - twierdził Tomasz z Bielska-Białej, który oglądał konkurs na żywo pod skocznią. Takich opinii dało się usłyszeć więcej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
Gdy podjęto decyzję o anulowaniu dotychczasowych wyników i odwołaniu konkursu, prowadził Dawid Kubacki, trzeci był Kamil Stoch a piąty Piotr Żyła. Cała trójka miała szanse na najlepszy wynik w sezonie, a w tłumie fanów - gdy jeszcze konkurs trwał - nieśmiało dało się usłyszeć głosy, że Kubacki mógł nawet stanąć na podium. Nie stanął, a kibice opuszczali skocznię mocno rozczarowani.
Rozczarowanie byłoby mniejsze, gdyby jury szybciej odwołało zawody. A powody do tego były. Gdy przez 30 minut skoki oddało około zaledwie 15 skoczków, stało się jasne, że będzie trudno rozegrać chociaż jedną serię. Tym bardziej że wiatr się wzmagał. Momentami na dole skoczni podmuchy były już tak silne, że trzeba było solidniej zaprzeć się na nogach. Wiatr szarpał potężnymi drzewami wokół skoczni. Uszkodził nawet jeden z balonów z logiem sponsora oraz przewrócił baner reklamowy przy belce dla skoczków.
Mrozu nie było, ale silne porywy potęgowały odczucie chłodu. Kibice skakali, tańczyli w rytm muzyki i tak się rozgrzewali. Na chwilę wrzawa pod skocznią jednak ucichła, a niektórzy fani ukryli twarz w dłoniach. A to za sprawą upadku Andrei Campreghera. Młody Włoch otrzymał silny podmuch wiatru pod narty i poleciał aż na 108,5 metra. Nie był w stanie utrzymać równowagi i przewrócił się. Na szczęście po chwili wstał, pokazał kibicom, że nic mu się nie stało, i na skoczni znów zrobiło się głośno.
Kilkanaście minut później ludzie znów łapali się za głowy, a po skoczni rozniosło się głośne "oj". To w momencie, gdy w powietrzu o przetrwanie walczył Dawid Kubacki. Otrzymał silny boczny podmuch wiatru. Zachował jednak zimną krew: opanował sylwetkę i jeszcze poleciał na tyle daleko, by prowadzić do momentu przerwania zawodów.
Skocznie w smutnych nastrojach opuszczało około 6 tys. fanów. Tyle właśnie biletów przygotowano na środowy konkurs i jak informowali nas działacze PZN, większość z nich została wyprzedana. To był pierwszy w historii konkurs Pucharu Świata w skokach w Szczyrku. Już na kilka godzin przed zawodami, w pobliżu skoczni, czuć było atmosferę sportowego święta.
Fani w biało-czerwonych barwach wypełnili restauracje. Inni kupowali na stoiskach, przy głównej ulicy, czapki, szaliki, trąbki. Na kilka godzin przed zawodami w mieście jeszcze nie wiało. Wydawało się, że meteorolodzy tylko straszyli, a silny wiatr, jeśli rzeczywiście przyjdzie, to dopiero w nocy. Czarny scenariusz, mówiący o tym, że zacznie wiać od późnego popołudnia, niestety jednak sprawdził się.
I tak pierwszy konkurs PŚ w historii Szczyrku nie został dokończony. Przed zawodami dużo mówiło się o tym, że to właśnie poziom organizacji w tym miejscu może mieć kluczowe znaczenie dla losów PolSKIego Turnieju w przyszłości.
Teoretycznie zawody się nie odbyły, ale organizacyjne wszystko było dopięte na ostatni guzik. Frekwencja, mimo środka tygodnia, dopisała. Skocznia była przygotowana znakomicie. A halny nie wybiera. Mógł zawiać dopiero w czwartek, ale mógł też i w weekend, gdy bez kłopotów przeprowadzono rywalizację w Wiśle.
W czwartek skoczkowie i kibice będą mieli czas na ochłonięcie po środowych wrażeniach. Od piątku do niedzieli skoczkowie rywalizować będą w Zakopanem, w mekce polskich skoków, gdzie zaplanowano kwalifikacje, drużynówkę oraz zmagania indywidualne, także zaliczane do PolSKIego Turnieju.
Ze Szczyrku Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty