Inauguracja sezonu Pucharu Świata w Ruce okazała się katastrofalna dla polskich kibiców. Skoczkowie zaprezentowali się zdecydowanie poniżej oczekiwań i nie nawiązali walki z czołówką. Najbardziej rozczarował Kamil Stoch, który ani razu nie zameldował się w serii finałowej, a drugiego dnia nawet nie przebrnął przez kwalifikacje.
Zarówno on, jak i Dawid Kubacki nie kryli frustracji po zakończeniu niedzielnej rywalizacji. - Nie do końca wierzyłem w pomysł na dzisiejszy skok. Nie chcę mówić, że myśl szkoleniowa jest zła, ale na tej skoczni nie czuję się dobrze. Za dużo było od razu u mnie zmian w skokach i trochę się w tym wszystkim pogubiłem - powiedział Kamil Stoch na antenie Eurosportu po kwalifikacjach do niedzielnego konkursu PŚ w Ruce.
Nowotarżanin również przyznał, że nie zgadza się ze wszystkimi pomysłami sztabu (więcej ->TUTAJ).
Nie powinni iść z tym do mediów
Do słów obu skoczków odniósł się wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Rafał Kot. - Uważam, że Dawid i Kamil pod wpływem emocji powiedzieli za dużo. To normalne, że mogą mieć inną wizję. Niemniej zdania, które padły, powinny zostać wypowiedziane wewnątrz, a nie na antenie telewizji. Obaj skoczkowie powinni zdawać sobie z tego sprawę. Są bardzo doświadczeni i wiedzą, że pewne rzeczy nie powinny wychodzić na światło dzienne - mówi działacz w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Stało się jednak inaczej i powstały niepotrzebne nadinterpretacje. Teraz sieć obiegły zbyt daleko idące artykuły, w których możemy przeczytać o niesnaskach w polskiej kadrze, a nawet, że nasi zawodnicy są niezadowoleni ze współpracy z Thomasem Thurnbichlerem. To nie jest prawda. Rzeczywistość jest zupełnie odwrotna. Wiem, że ich relacje są dobre. Dawid i Kamil cenią profesjonalizm naszego szkoleniowca - dodaje.
Będzie lepiej?
Tuż przed zgrupowaniem w Lillehammer Biało-Czerwoni udali się na Cypr, by odnowić siły. - Nie można powiedzieć, że to był zły pomysł. Niemniej prosto stamtąd nasi zawodnicy udali się do Norwegii, co przypłacili przeziębieniem. Chcieliśmy maksymalnie wykorzystać czas i fakt, że skocznia zwolniła się szybko. Ostatecznie jednak wszyscy, podkreślam: wszyscy, zachorowali i musieli zmierzyć się z uporczywą infekcją. Niemal każdy skoczek na rozbiegu otwiera usta, skupiając się, by oddać dobrą próbę. Różnica temperatur zrobiła swoje - podkreśla Kot.
- Trudno więc się dziwić, że wypadliśmy słabo w Finlandii. Osłabione organizmy zawodników nie pozwoliły uwolnić pełni potencjału. Zapewniam, że przygotowania przebiegły w sposób zadowalający zarówno dla sztabu szkoleniowego, jak i samych skoczków. Ten fakt potwierdziły parametry biometryczne. Efekty ciężkiej pracy na pewno się pojawią, tylko trzeba czasu, by zawodnicy doszli do siebie - dodaje nasz rozmówca.
Wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego studzi jednak nastroje przed następnym weekendem w Lillehammer.
- Będzie lepiej, ale nie należy oczekiwać, że zawojujemy podium, bo tak się nie stanie. Po infekcji trzeba trochę czasu, by wrócić na właściwe tory - podsumowuje Rafał Kot.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także: Łożyński: Mleko się rozlało. Tych słów nie można zamieść pod dywan [OPINIA]