Skandal. W to, co stało się podczas skoku Piotra Żyły, ciężko uwierzyć

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Dwa lata temu, tak jak podczas MŚ w narciarstwie klasycznym 2023, Piotr Żyła także imponował formą. Z Oberstdorfu powinien wyjechać z trzema medalami, ale w konkursie indywidualnym na dużej skoczni stracił krążek w skandalicznych okolicznościach.

[tag=3208]

Dawid Kubacki[/tag] i Kamil Stoch - te dwa nazwiska przewijały się wśród ekspertów jako główni polscy faworyci na mistrzostwa świata w Oberstdorfie. Wszystkich zaskoczył jednak Piotr Żyła. Na normalnej skoczni przeszedł samego siebie. Mało kto na niego stawiał. Powód? Słabe treningi i kwalifikacje. W eliminacjach, po słabym skoku, Żyła zajął dopiero 15. miejsce.

Dzień później na skocznię przyjechał jednak zupełnie inny skoczek - wyłączony od otaczającego go świata i skupiony tylko i wyłącznie na swoich skokach. Efekt? Pierwszy w karierze, w wieku 34 lat, tytuł indywidualnego mistrza świata.

Do teraz wielu fanów pamięta obrazki z drugiej serii. Gdy Żyła jako lider zawodów usiadł na belkę startową, na jego twarzy pojawił się uśmiech. To wręcz niespotykane, by sportowiec tak okazywał swoją koncentrację. Żyła jednak wiedział, że tego dnia nic nie jest w stanie wyrwać go z jego świata, z jego skupienia tylko na skoku, które przełożyło się na złoto.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Po takim starcie część ekspertów i tak nie była przekonana, że na dużym obiekcie Żyła również będzie w stanie włączyć się do walki o medal. Tymczasem skakał wyśmienicie. Więcej, w finałowej serii konkursu indywidualnego na dużej skoczni oddał najdłuższy skok. Poleciał aż na 137,5 metra. Po tej próbie wydawało się, że medal jest pewny. Nic z tego, w kuriozalnych okolicznościach Polak nie wywalczył medalu, a nad Wisłą rozpętała się prawdziwa burza.

Poszło o przeliczniki. Konkurs odbywał się przy wietrze pod narty, dlatego finałową serię rozegrano z niskiej belki startowej. Zawodnicy nie rozpędzali się na najeździe zbyt szybko, dlatego potrzebowali sporo korzystnego wiatru, by móc polecieć daleko. Na takie warunki trafił właśnie piąty na półmetku Żyła. Świetnie to wykorzystał, uzyskał 137,5 metra, ale i tak po swojej próbie nie prowadził.

O 3 punkty lepszy od Polaka był Karl Geiger, mimo że w finale wylądował aż 5 metrów bliżej. "Skandal" - takie nagłówki dominowały w polskich mediach po zawodach. Chodziło o kuriozalnie działające tego dnia przeliczniki. Ekspertom, kibicom i zawodnikom ciężko było uwierzyć, że Geiger za swój skok ponad 130 metrów miał odjęte tylko cztery punkty. Przy niskiej belce, ze słabym wiatrem, Niemiec nie miał realnych szans odlecieć daleko.

Dlaczego zatem u Żyły przeliczniki słusznie pokazały mocne podmuchy (odjęte prawie 18 punków), a u Geigera nie? Już po konkursie wyjaśnił to Michal Doleżal, ówczesny trener polskiej kadry. Przeliczniki siły i kierunku wiatru zbierają dane jeszcze kilka sekund po wylądowaniu skoczka. Najprawdopodobniej w przypadku Niemca zaraz po wylądowaniu wiatr znacznie osłabł i dlatego miał znacznie mniej odjętych punktów niż Polak, mimo że też skakał w dobrych warunkach.

To nie była niestety pierwsza i ostatnia tego typu sytuacja w skokach narciarskich. Wtedy w Oberstdorfie dotknęła Żyłę, który tego dnia - finałowym skokiem - zasłużył na co najmniej brązowy medal. - Nie wiem jak ja go nie zdobyłem - mówił załamany po zawodach. Złość potrafił jednak przekuć na jeszcze lepsze skoki i następnego dnia poprowadził drużynę do brązowego medalu MŚ, uzyskując indywidualnie najwyższą notę dnia.

Z kolei w konkursie indywidualnym obok trzeciego Geigera na podium stanęli także złoty medalista Stefan Krafta i srebrny Robert Johansson.

Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Niezwykłe, co stało się z Kamilem Stochem. I jeszcze te słowa
Żyła zdradził Tajnerowi, dlaczego skacze tak dobrze. "To naprawdę trudno wykonać"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty