Zwykle Kamil Stoch, z wyjątkiem olimpijskiego 2018 roku, nie rozpoczynał sezonów PŚ w skokach narciarskich zbyt imponująco. Wielki mistrz rozkręcał się zwykle dopiero tuż przed Turniejem Czterech Skoczni podczas przedświątecznych konkursów w Engelbergu. Polscy kibice mieli nadzieję, że tak będzie i tym razem...
Do pierwszej serii niedzielnych zawodów taki scenariusz realizował się. Najpierw Stoch skakał dobrze podczas piątkowych treningów i kwalifikacji. Później w sobotę, po jak sam przyznał dla Eurosportu najlepszych skokach w sezonie, zajął 8. miejsce, identycznie jak tydzień wcześniej w Titisee-Neustadt. Następnie w niedzielnych kwalifikacjach był piąty po próbie na 135,5 metra.
I gdy wydawało się, że wszystko wróciło na właściwe tory, nagle Stoch spadł na bulę w 1. serii niedzielnego konkursu. Swój krótki skok na 117,5 metra oddał akurat w momencie, gdy na progu wiatr w plecy przekraczał 3 m/s. Już po zawodach Thomas Thurnbichler, trener polskich skoczków, przyznał dla skijumping.pl, że Stoch nie miał żadnych szans na oddanie dobrego skoku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 10 lat temu była królową Euro! Przypomniała się kibicom
Nie wszystkich słowa Austriaka jednak uspokoiły. Niedzielne 39. miejsce było już drugą taką sytuacją w sezonie, gdy Stoch nie awansował do finałowej serii. Tydzień wcześniej rywalizację w Titisee-Neustadt trzykrotny mistrz olimpijski także zaczął od wpadki, gdy został puszczony w trudnych warunkach, skoczył krótko i był dopiero 40. Czy zatem po niedzieli możemy mówić tylko o kolejnym wypadku przy pracy, czy o braku stabilizacji w formie wybitnego skoczka?
- Wyniki pokazują, że ta forma wciąż nie jest stabilna. Gdy jest się w najwyższej formie, to trudne warunki aż tak nie przeszkadzają. Najlepszym przykładem są tutaj Dawid Kubacki czy Anze Lanisek, którzy i z mniej korzystnym wiatrem potrafią odlecieć. Oczywiście nie mówię o skrajnych warunkach, gdy podmuchy w plecy są potężne. Wtedy i Dawid nic by nie zdziałał - podkreślił Jakub Kot, były skoczek i ekspert Eurosportu.
- Być może, tak jak mówił Thomas, warunki w niedzielę były dla Kamila tak ekstremalne, że po prostu nawet z dobrym technicznie skokiem nie było szans odlecieć. Na pewno jednak u Kamila widać, że są kłopoty z prędkością na rozbiegu. Jedzie wolno. Teraz sztab szkoleniowy musi przeanalizować, czy jest to na tyle poważny problem, że właśnie od tego zaczynają się nieudane skoki Kamila, czy jest to efekt czegoś innego i potem mamy efekt domina - dodał nasz rozmówca.
Słabe miejsca Stocha przy niekorzystny warunkach pokazują jednak, że nawet jeśli Polak miał ogromnego pecha do warunku, to na pewno brakuje mu jeszcze sporo do optymalnej formy.
- W niestabilnej formie skoczek jest bardziej wrażliwy nawet na minimalną zmianę pogody i od razu mocniejszy wiatr w plecy przekłada się u niego na krótszy skok. W trochę gorszych warunkach Dawid, Anze czy Piotr Żyła byliby w stanie skoczyć na tyle dobrze, by zaatakować w drugiej serii - zwrócił uwagę Jakub Kot.
Zapomnieć o niedzielnej wpadce Kamil Stoch spróbuje w czwartkowe popołudnie w Wiśle, gdy o 16:30 odbędzie się konkurs o mistrzostwo Polski. Później krótka przerwa świąteczna, a zaraz po niej 71. Turniej Czterech Skoczni, który Stoch wygrywał już trzykrotnie, ostatni raz w sezonie 2020/2021. Teraz trudno wierzyć w taki scenariusz, ale 35-latek udowodnił już wielokrotnie, że nigdy nie można lekceważyć serca mistrza.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Ależ odpowiedź Kubackiego! Latał jak natchniony
Zdradził, co Kubacki powiedział po kompromitacji z hymnem. "Reakcja była autentyczna"