Od kilku dni w południowej części kraju trwa walka z wodą. Ta w wielu rejonach przedostała się już do miast. W niedzielę (15 września) żywioł dotknął Lądek-Zdrój. W oddalonym o niecałe 7 kilometrów Stroniu Śląskim pękła tama.
To spowodowało, że 5-tysięczny Lądek-Zdrój został zalany. Obrazki z tej miejscowości obiegły całą Polskę. Woda wdarła się do centrum miasta, niszcząc wszystko, co napotkała na drodze. Świadkiem tych zdarzeń był Tomasz Żerebecki, trener skicrossu.
- Patrząc na miasto i ludzi, to jest to wielka tragedia. Nie ma niczego. Nie ma miasta. Nie ma infrastruktury. Zostaliśmy z niczym. Nie ma żadnych służb, które pomagałaby nam. Podejrzewam, że w mieście jest pełno ludzi, których nie jesteśmy w stanie odnaleźć - mówił Interii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szalony taniec mistrzyni olimpijskiej z Tokio! Fani są zachwyceni
Lądek-Zdrój nie po raz pierwszy został dotknięty powodzią. Podobnie było przed 27 laty. Były trener skicrossu w Polskim Związku Narciarskim zaznacza jednak, że skala zniszczeń w 2024 roku jest zdecydowanie większa.
- Nie da się tego opisać. To, co było w 1997 roku, to był pikuś. Tu naprawdę nie ma co zbierać - opowiadał. To jest horror. Ani zdjęcia, ani filmy w telewizji nie oddają tak naprawdę tego, jak tu jest - opowiadał łamiącym się głosem.
Dodajmy, że Żerebecki jest współwłaścicielem Domu Seniora Hill Tom w Lądku-Zdrój. Posiadłość ta nie została jednak dotknięta przez żywioł. Wszystko dzięki położeniu - znajduje się bowiem na wzniesieniu.
Szkoleniowiec dodał, że obecnie do Lądku-Zdrój można dojechać wyłącznie od strony Czech. Wjazdy z innych polskich miejscowości zostały doszczętnie zniszczone.