Jej pasją od zawsze była siatkówka. Dostała kontrakt w drugoligowym zespole E.LECLERC Orzeł Elbląg. Układało się jej też w życiu prywatnym. Mąż, pierwsza córka, ciąża z drugą. Wtedy nadeszła diagnoza.
Świat runął w jednej chwili
Radosna nowina: ciąża. Laura, druga córka w drodze. Dziewięć miesięcy oczekiwania na jej narodziny nie były jednak błogim okresem. Wszystko zmieniły wyniki badań onkologicznych. Świat Angeliki Wołynko i jej rodziny runął w jednej chwili.
Już będąc w ciąży, siatkarka rozpoczęła leczenie silną chemią. I o ile te dawki pomogły, o tyle te przyjęte już po urodzeniu Laury tak skuteczne nie były. "Badania ukazały powiększające się guzy i już w grudniu poprzedniego roku Angelika zdecydowała się na szybką operację usunięcia piersi oraz węzłów chłonnych" - relacjonowali jej przyjaciele na założonej zbiórce.
ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność
Operacja powiodła się, wlała nową nadzieję w serca Angeliki i jej najbliższych. Wyniki dobrze rokowały. Wszyscy mieli nadzieję, że po pierwszym wygranym secie siatkarka pójdzie za ciosem i zwycięży kolejne partie tego najtrudniejszego meczu.
Rywal się nie poddawał. Badania kontrolne wykazały przerzuty na płuca.
Potrzebne 1,5 mln zł
Ruszył kolejny set najtrudniejszych zawodów w życiu Angeliki. Rozpaczliwe poszukiwanie pomocy. Padła kwota: 1,5 mln zł.
Tyle miało kosztować roczne leczenie. Koszt pojedynczej dawki leku: 20 tys. zł, samo jego podanie: 70 tys. zł. Pierwsza sesja: pierwszego dnia, druga: ósmego, kolejne: co 21 dni. Leczenie taką metodą może trwać nawet rok, stąd - sumując wszystkie koszty - wychodziło półtora miliona zł.
W pomoc włączyli się m.in. znani sportowcy. Zaangażowała się reprezentantka kadry siatkarskiej Joanna Wołosz, która przekazała swoją meczową koszulkę. Została zlicytowana za 4 tys. zł.
20 kwietnia, kilka dni przed śmiercią Angeliki Wołynko, jej przyjaciółka - zarządzająca grupą z licytacjami na rzecz siatkarki - przekazała dobrą nowinę: "kosztowny lek zostanie zrefundowany przez NFZ. Jest on poddany badaniom klinicznym i już w tym tygodniu Angelika powinna go przyjąć wraz z chemią".
Słowa lekarzy zwaliły z nóg
Angelika walczyła. Dla siebie, córek, męża, najbliższych. W ostatnich tygodniach życia słabła jednak z dnia na dzień. Miała problemy z poruszaniem się. Do tego silne gorączki, duszący kaszel, złe samopoczucie.
Do raka doszła niewydolność serca.
Sportsmenka - tak samo, jak na boisku - nie dawała za wygraną. Czekała, aż przyjmie kosztowny lek, dający nadzieję na powrót do zdrowia.
Jej stan diametralnie się jednak pogorszył, było gorzej z godziny na godzinę. "Wyniki są na tyle niekorzystne, że lekarze odmawiają podania leku oraz chemii, o co walczymy od dawna, żeby postawić ją na nogi..." - relacjonowała przyjaciółka Angeliki Wołynko.
Siatkarka zmarła w nocy z 22 na 23 kwietnia. Miała 31 lat.
Ten gest pokazał, kim była
"Angelika to silna, wysportowana, dobra i bezinteresowna dziewczyna, która zawsze chętnie pomaga, nie oczekując nic w zamian. Nigdy nie prosi o pomoc" - takimi słowami rozpoczynała się zbiórka na leczenie Angeliki.
Po jej śmierci jej przyjaciele poinformowali, czego zażyczyła sobie siatkarka przed opuszczeniem tego świata: "Angeliki nie ma, ale jej wolą było przekazanie pozostałych zebranych pieniążków na cele charytatywne".
"Ostatnie tygodnie były dla niej bardzo ciężkie i pełne bólu, nie tylko fizycznego. Angela walczyła dzielnie do końca, była w pełni świadoma swojego stanu i tego, co się z nią dzieje. Ale tak jak i my wszyscy wierzyła, że jeszcze jest nadzieja" - opisała jej przyjaciółka.
- Angeliko, wszyscy pamiętamy cię jako cichą, skromną dziewczynę. Swoim niepowtarzalnym, delikatnym uśmiechem na ustach roztaczałaś wokół siebie niezwykłą aurę pogody i spokoju - wspomina Angelikę jej wychowawca w liceum Tomasz Gadaj.
Zobacz też:
Magdalena Stysiak: Czasami trzeba zamknąć rozdział
Podwójne powołanie Martyny Czyrniańskiej. "Jestem gotowa"