Niepewne losy polskiego klubu w Lidze Mistrzów. "To bardzo smutne, że takie rzeczy dzieją się w XXI wieku"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Gheorghe Cretu
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Gheorghe Cretu

- Siedzimy sobie tutaj, cieszymy się grą w dobrej atmosferze, a przecież kilkaset kilometrów stąd umierają ludzie. Każdy, kto tutaj jest wolny i po prostu bezpieczny, powinien być za to wdzięczny - przyznał dla WP trener ZAKSY Gheorghe Cretu.

Zawodnicy Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle są niepewni grze w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Polski klub trafił bowiem na Dynamo Moskwa, więc nie wiadomo czy w ogóle przystąpi do ćwierćfinałów. CEV nie chce bowiem wykluczyć rosyjskich drużyn z rozgrywek, a PZPS wydał stanowisko, że nie chce, by polskie kluby walczyły z rosyjskimi w europejskich pucharach. Sytuacja jest patowa i nie wiadomo, w którą stronę się rozwinie.

- Siedzimy sobie tutaj, cieszymy się grą w dobrej atmosferze, a przecież kilkaset kilometrów stąd umierają ludzie. Każdy, kto tutaj jest wolny i po prostu bezpieczny, powinien być za to wdzięczny. Jeśli chodzi o sprawę tego czy będziemy grać, to przyjmiemy każdą decyzję, którą władzę podejmą. Mam nadzieję, że sytuacja się uspokoi - ocenił szkoleniowiec kędzierzyńskiego klubu Gheorghe Cretu.

- To bardzo smutne, że takie rzeczy dzieją się w XXI wieku. Dopiero wychodziliśmy po covidzie i wracaliśmy do normalności. Było przyjemnie w końcu zobaczyć dzieci, które normalnie chodzą do szkoły i się tym cieszą, a nie siedzą cały czas w domu. Sportowcy z Rosji nie mają z wojną wiele wspólnego. Same środowisko sportowe nie może wiele zmienić. Chcielibyśmy, żeby nie było wojny i wszystko było spokojnie - dodał rumuński szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO: To się nazywa gest! Gwiazda sportu pochwaliła się luksusowym prezentem

Zwycięstwo mimo urazów

Przed zmaganiami w Lidze Mistrzów ZAKSĘ czeka jeszcze walka w finale Pucharu Polski. Zawodnicy z Kędzierzyna-Koźla w półfinale pokonali Trefl Gdańsk. Na uwagę zasługuje ich postawa w drugim secie, w którym w dwóch ustawieniach odrobili aż sześć punktów straty i to ostatecznie oni cieszyli się z wygranej.

- To prawda. Wszyscy zawodnicy wiedzą, że my jesteśmy do takich rzeczy zdolni. Wszystko tak naprawdę zależy od nas, od naszej cierpliwości i opanowania. Przeciwnik zaczął dobrze, w drugim secie świetnie zagrywali i mieli bardzo dobrą pierwsza akcję. Dzięki temu wypracowali przewagę. Jednak w pewnym momencie od razu naprawili wszystkie drobnostki, które nam nie wychodziły. Posyłali piłki w polu serwisowym tak, jak o tym mówiliśmy przed spotkaniem - ocenił trener.

Prawdziwe chwile grozy kibice ZAKSY przeżyli jednak w czwartym secie. Wtedy to bowiem Marcin Janusz doznał drobnego urazu nogi i zszedł na kilka minut. Także Kamil Semeniuk po jednej z akcji padł na boisko, ale po chwili się podniósł i nie opuścił parkietu nawet na chwilę.

- Być może to źle stanął. Bywa tak, że w czasie meczu przydarzy się jakiś uraz i zaczyna się o tym myśleć. Mamy znakomitego zmiennika, Michała Kozłowskiego, który nie tylko umie rozgrywać, ale może być prawdziwym liderem pod względem osobowości. Nie miałem więc żadnych obaw - ocenił Cretu.

Czy Janusz będzie gotowy na niedzielny finał? - Mam taką nadzieję, zobaczymy w niedzielę rano. Jednak go znam i będzie robił wszystko, by być na boisku - zakończył rumuński szkoleniowiec.

Czytaj więcej:
Mistrz olimpijski skomentował decyzję FIVB. Jednoznaczna deklaracja o grze na mundialu w Rosji
Kapitan reprezentacji Polski: To oczywiste, że mistrzostwa świata nie mogą odbyć się w Rosji