Beniaminek z Lublina na fali, ich rozgrywający "gra kartami, które dał mu los"

Materiały prasowe / PlusLiga / Na zdjęciu: Grzegorz Pająk
Materiały prasowe / PlusLiga / Na zdjęciu: Grzegorz Pająk

- Wcześniej nikt tak nie "przysiadł" do mnie - jako rozgrywającego - jak zrobił to Ferdinando De Giorgi i nikt tak bardzo nie pomagał mi, jak Ben Toniutti - wspomina Grzegorz Pająk, który z powodzeniem kieruje obecnie grą beniaminka LUK Lublin.

Pomimo jednej wygranej w pierwszych sześciu meczach PlusLigi, beniaminek LUK Lublin jest już obecnie na fali i ma za sobą serię czterech zwycięstw, w tym kilku uznawanych za niespodzianki, jak te w Bełchatowie i w Rzeszowie. Grą lublinian pewnie kieruje Grzegorz Pająk, który już w pełni doszedł do siebie po przerwie spowodowanej zakażeniem koronawirusem, o czym pisaliśmy tutaj.

W jego karierze sporo zmienił sezon spędzony w Olsztynie, gdzie grał również Argentyńczyk Pablo Bengolea, a nieco później dwa lata z Ferdinando De Giorgim i Benjaminem Toniuttim w Zaksie Kędzierzyn-Koźle, z których oprócz nauki, wyniósł dwa złote medale PlusLigi i stanął na pierwszym stopniu podium w rozgrywkach o Puchar Polski.

- Zacytuję tatuaż Kuby Gniado - trenera przygotowania fizycznego drużyny z Zawiercia - że gra się takimi kartami, jakie da ci los. Ja nie dostałem w swoich kartach rodziców, którzy byli sportowcami i wiedzieli jak pokierować młodego zawodnika, a dostałem natomiast działaczy, którzy nie zawsze szczerze patrzyli na rozwój młodego gracza i musiałem się z tym zmierzyć. Krok po kroku systematycznie dążyłem do tego, żeby grać w PlusLidze - mówi rozgrywający LUK Lublin.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zaręczyny w przerwie meczu? To się nigdy nie znudzi

- Przełom nastąpił w Olsztynie, gdzie spotkałem Pablo Bengoleę i jego żonę, która jest Amerykanką. Oni przekazali mi amerykańską mentalność, że wszystko się da i każdy kto jedzie na igrzyska olimpijskie, to jedzie po złoto. Zmotywowali mnie do zrobienia zmian w swoim życiu, nie tylko w aspekcie sportowym, ale i codziennym. To przyniosło efekt w postaci powołania do reprezentacji i transferu do Zaksy - wspomina zawodnik.

W Kędzierzynie-Koźlu spędził sezon 2015/2016 i kolejny.

- Kolokwialnie mówiąc, od wtedy tak naprawdę zacząłem grać w siatkówkę. Do tamtego momentu ja nie do końca wiedziałem, że to jest "aż taki" sport. Byłem po kilku sezonach w PlusLidze, ale wcześniej nikt tak nie "przysiadł" do mnie - jako rozgrywającego - jak zrobił to Ferdinando De Giorgi i nikt tak bardzo nie pomagał mi, jak Ben Toniutti. Tottiemu nie ma się co dziwić, bo absolutnie nie czuł żadnego zagrożenia z mojej strony odnośnie grania - przyznaje siatkarz urodzony w Stalowej Woli.

Wspomniany Benjamin Toniutti był podstawowym rozgrywającym Zaksy przez sześć sezonów i wywalczył w jej barwach m.in. trzy tytuły mistrza Polski oraz złoto w Lidze Mistrzów.

- Bardzo mi pomagał i dużo rozmawialiśmy. Teraz odnośnie gry już nie aż tak dużo, ale po moim odejściu z Zaksy do Zawiercia wciąż bardzo dużo mi pomagał i rozmawialiśmy na WhatsAppie o moim zespole i jego przemyśleniach na ten temat, bo kluczowe w roli rozgrywających jest poznanie swojej drużyny i do końca wyciskanie z niej jej dobrych cech. Właśnie takie szerokie spojrzenie na siatkówkę dał mi Fefe i Totti, wciąż z tego czerpię i nie zamierzam poprzestać, bo przynosi mi to należyte efekty - wyjaśnia kapitan lublinian.

Pająkowi w kędzierzyńskiej ekipie przypadła rola rezerwowego, ale jak sam przyznaje, nie był to dla niego czas stracony.

- Pamiętam, że dużo osób mówiło mi wtedy rzeczy typu, że nie będę tam grał i zatrzymam swój rozwój. Powiem szczerze, że przez pierwszy sezon moje treningi wyglądały tak, że mieliśmy na przykład półtorej godziny treningu na siłowni, a później zostawałem kolejne półtorej godziny z De Giorgim na hali. Dzięki Bogu, że wtedy nie było z nim w Polsce jego żony, bo nie spieszyło mu się do domu i mógł mnie "przegonić" po boisku - wspomina z uśmiechem zawodnik.

- Potem wracałem do domu na obiad, spałem przez godzinę, bo nie byłem w stanie nic robić, i jechałem na następny trening, który trwał cztery godziny, gdzie miałem jeszcze dodatkowe zadania. Gdyby nie ta praca, którą wtedy w siebie włożyłem i którą włożył we mnie trener De Giorgi, to na pewno nie miałbym świadomości, czym tak naprawdę jest dzisiejsza siatkówka i jaką rolę pełni rozgrywający oraz jakie powinien mieć cechy, aby być dobrym na mojej pozycji - wyjaśnia Pająk.

Po sezonie 2019/2020 opuścił PlusLigę i wzmocnił pierwszoligowca z Lublina, z którym natychmiast wywalczył awans. Biorąc pod uwagę pierwsze 10 kolejek LUK Lublin notuje jeden z najlepszych wyników osiąganych przez beniaminków w historii ostatnich kilku lat. Obecnie lublinianie plasują się na 7. lokacie w tabeli z dorobkiem 14 punktów.

Cała rozmowa z Grzegorzem Pająkiem:

Czytaj również:
Ekipa Leona wraca na pozycję lidera. Zwycięstwo drużyny Polaka
Tauron Liga "murem podzielona". Rusza runda rewanżowa

Komentarze (4)
avatar
Ave Silessia
10.12.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ilu to średniej klasy zawodników przychodziło do ZAKSY i stało się tutaj wielkimi graczami. Historia uczy , ze nieliczni poczynili postępy po opuszczeniu Kędzierzyna. Tutaj może nie ma najwięks Czytaj całość
avatar
stary_trener
10.12.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Na ta chwile mamy dwojke rogrywajacych na poziomie reprezentacyjnym. W moim odczuciu sa to Janusz i wlasnie Pajak i oby nowy trener nie zostal zmuszany do powolywania Drzyzgi. 
avatar
Legionowiak 3.0
10.12.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lublin świetnie się prezentuje w tym sezonie PlusLigi!