Liga Mistrzów. Trenera ZAKSY rozpiera duma po awansie do finału. "Jestem szczęśliwy, że trenuję tę drużynę"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Nikola Grbić
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Nikola Grbić

ZAKSA awansowała do finału Ligi Mistrzów po prawdziwym horrorze. Jej trener zachowywał jednak stoicki spokój. - Zdecydowanie bardziej będę się denerwował, kiedy po raz kolejny będę oglądał mecz na wideo - przyznał dla WP SportoweFakty Nikola Grbić.

Zawodnicy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle zafundowali polskim kibicom prawdziwy horror. Prowadzili z Zenitem Kazań już 2:1 i mieli siedem piłek meczowych na wagę awansu do finału Ligi Mistrzów. Nie wykorzystali ich. Rosjanie jednak wygrali zarówno czwartą, jak i piątą partię i zadecydował złoty set.

W nim także nie zabrakło emocji. Ostatecznie lepsi okazali się kędzierzynianie, którzy wywalczyli pierwszy w historii klubu awans do finału Ligi Mistrzów. Trener ZAKSY Nikola Grbić specjalnie dla WP SportoweFakty opowiada m.in. o odczuciach przed złotym setem, pokonaniu byłego klubowego trenera oraz swoich zwycięstwach w Lidze Mistrzów jeszcze jako zawodnik.

Arkadiusz Dudziak, WP Sportowe Fakty: Jakie były powody słabego początku meczu z Zenitem? Benjamin Toniutti wskazywał na to, że ZAKSA trochę czekała na to, w jaki sposób rozpoczną rywale.

Nikola Grbić, trener Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: W ostatnim czasie mamy trochę problemów z zaczynaniem meczów. Być może ma to związek z tym, że przeciwnicy rozpoczynają spotkanie na maksa, zagrywają świetnie, ryzykują i grają najlepiej, jak mogą. Pytanie jest tylko takie, jak długo mogą utrzymać tak wysoki poziom. Jesteśmy ekipą, która wystarczająco dużo razy pokazała, że walczy do końca i może odwrócić losy starcia. To coś, z czego jestem dumny.

ZOBACZ WIDEO: Czy to jest ten sezon Developresu SkyRes Rzeszów? Jelena Blagojević: Było ostro w szatni

W czwartym i piątym secie mieliście aż siedem piłek meczowych, ale nie wykorzystaliście żadnej z nich. Co czuliście przed tym złotym setem?

Nie mieliśmy nawet czasu, żeby o tym rozmyślać. Skupialiśmy się tylko na tym, co musimy zrobić na boisku, żeby ponownie mieć piłki meczowe. Jeśli jako trener rozmyślasz o niewykorzystanych okazjach, to tylko dodaje to kolejny czynnik, który może cię zdekoncentrować i trochę pozostawić w przeszłości. My nie mieliśmy w ogóle na to czasu. Zdecydowanie bardziej będę się denerwował, kiedy po raz kolejny będę oglądał mecz na wideo.

Czyli można powiedzieć, że koncentracja przed złotym setem była kluczem?

Na pewno. To jeden z najważniejszych elementów, który wpłynął na końcowy rezultat. Jest ona szczególnie ważna właśnie w takich spotkaniach, w których zdarzył się taki emocjonalny rollercoaster. Ta ekipa po raz kolejny pokazała, że ma ogromną siłę mentalną, utrzymuje koncentrację w najważniejszych momentach, zachowuje spokój i gra swoją najlepszą siatkówkę. Jestem szczęśliwy, że trenuję tę drużynę.

To było spotkanie na najwyższym światowym poziomie. Ciężko sobie wyobrazić, żeby Michajłow i N’Gapeth mogli wykonać coś lepiej.

To znakomici gracze, którzy są przyzwyczajeni do gry na takim poziomie. Zenit to zespół naszpikowany gwiazdami, który ma w sobie taką jakość, że to mówi samo za siebie. Jednakże my w swoim składzie także mamy graczy, którzy są mistrzami świata, mistrzami Europy czy też zdobywcami mistrzostwa Polski. W ZAKSIE też są zawodnicy, którzy wiedzą, jak gra się takie mecze. To było wielkie widowisko, które znakomicie się oglądało. To dla mnie wielka przyjemność, że mogłem być częścią tego spektaklu.

Pokonał pan także swojego byłego trenera, Władimira Aleknę. Jakie to uczucie?

Ja nie patrzyłem na ten mecz w ten sposób: Grbić pokonał Aleknę. ZAKSA wygrała z Zenitem. Takie jest moje spojrzenie na tę sytuację. Już wiele razy mi się zdarzyło jeszcze w karierze zawodniczej oraz już jako szkoleniowiec, że grałem przeciwko swoim byłym trenerom. Kiedyś były nagłówki, że Nikola Grbić pokonał Ricardo. A ja wolałem na to patrzeć tak, że Piacenza ograła Modenę.

Alekno to mój przyjaciel ze świata sportu, z którym pracowałem w klubie, a także pomagałem w reprezentacji. Mam wielu przyjaciół w Kazaniu. Ja się skupiam na tym, że ZAKSA zasłużenie awansowała do finału, to dla mnie najważniejsze.

To ja dołożę jeszcze jedną statystkę. Jest pan pierwszym Serbem, który jako trener awansował do finału Ligi Mistrzów.

Widzisz, to kolejna rzecz, o której nie miałbym pojęcia, gdybym nie przeczytał tego w wiadomościach. Nie lubię patrzeć w statystyki. Nie zważałem na to, przez ile lat żadna polska drużyna nie awansowała do finału Ligi Mistrzów, ile mieliśmy zwycięstw z rzędu w PlusLidze. To interesująca rzecz dla statystyków. Oczywiście, to jest dla mnie zaszczyt. Jednak to, czy któryś inny serbski trener wcześniej awansował do finału Ligi Mistrzów, czy nie, pozostaje poza moją kontrolą. Byłem zaskoczony tym faktem, kiedy przeczytałem właśnie tę statystykę, ale nie przywiązywałem do niej wielkiej wagi.

W karierze zawodniczej dwukrotnie cieszył się pan ze zwycięstwa w rozgrywkach o miano najlepszego klubu Europy. Pierwszy raz miało to miejsce z zespołem z Treviso, a w 2009 roku wygrał pan występując już w Trentino.

Na pewno bardziej miłe dla mnie uczucie było, kiedy z wygrywałem LM w barwach Trentino. Z Treviso to jeszcze właściwie nie była Liga Mistrzów, lecz puchar, w którym grali jedynie mistrzowie poszczególnych krajów. Odbywał się Final Four. Nawet nie mogę sobie przypomnieć kogo wtedy pokonaliśmy w finale…

VfB Friedrichshafen.

No i widzisz. Kiedy występowałem już w Tretino Volley, to w Final Four znalazły się znakomite drużyny: Iskra Odincowo, Iraklis Saloniki, Lube oraz my. To był turniej na najwyższym światowym poziomie. Cztery naprawdę bardzo dobre drużyny. Po raz pierwszy Trentino zdobyło Ligę Mistrzów, to było w ogóle drugie w historii trofeum tego klubu.

Nie spodziewaliśmy się, że wtedy wygramy. To zwycięstwo naprawdę było zaskoczeniem. Napisaliśmy historię, więc dla mnie to miłe wspomnienie. Gdybym miał porównać te zwycięstwa, to zdobycie Ligi Mistrzów z Trentino było dla mnie trochę ważniejsze.

Przeciwnikiem ZAKSY w Finale LM będzie właśnie Itas Trentino, który ma w swoim składzie ogromne gwiazdy. Mam tu na myśli nie tylko Nimira Abdel-Aziza, ale także m.in. Ricardo Lucarelliego oraz Simone Giannelliego.

Im dalej awansujesz, tym trudniejsze masz zadanie. Myślę, że sam awans do finału, który walczyliśmy przeciwko takim zespołom jak Lube i Zenit, postawił nas w gronie topowych ekip. Bez względu na to czy zmierzylibyśmy się z Perugią czy z Trento czekałoby nas trudne zadanie. Jesteśmy w elitarnym kręgu. Mam nadzieję, że czeka nas mecz na najwyższym światowym poziomie. Najważniejsze jest jednak, żebyśmy zachowali zdrowie, grali agresywnie i odważnie, tak jak to miało miejsce w ćwierćfinale oraz półfinale.

Mieliście już czas na świętowanie awansu do finału?

Mieliśmy tylko chwilkę na jedno piwo. (śmiech) Nie ma jednak na to czasu, bo już w niedzielę gramy przeciwko Ślepskowi Malow Suwałki w ćwierćfinale PlusLigi. To będzie bardzo ciężki mecz, bo czeka nas długa podróż, a także dlatego, że straciliśmy trochę sił fizycznych oraz psychicznych. Byłoby świetnie, gdybyśmy teraz zapewnili sobie awans, bo mielibyśmy wtedy czas na przygotowania do półfinału, w którym zmierzymy się z Resovią lub Skrą.

Finał siatkarskiej Ligi Mistrzów odbędzie się 1 maja w Weronie.

Czytaj więcej:
Nigdy nie było łatwo. Wspominamy bitwy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z włoskimi klubami
ZAKSA - Zenit. Sebastian Świderski zdradza, co zawodnicy robili w szatni po zwycięstwie. "To pokazuje ich zawodowstwo"

Źródło artykułu: