Największa nadzieja radomskiej siatkówki ostatnich lat musi wygrać z kontuzją. Julita Molenda: Mam trochę pecha [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Julita Molenda
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Julita Molenda

Julita Molenda ma za sobą fantastyczny sezon rozegrany na zapleczu ekstraklasy. Teraz jednak przyjmująca musi przede wszystkim zadbać o swoje zdrowie. - Mam problemy z plecami, ta kontuzja ciągnie się za mną od początku sezonu - mówi radomianka.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: W zeszłym sezonie była pani zawodniczką Grupy Azoty PWSZ Tarnów. Jako jedna z wiodących zawodniczek zaplecza ekstraklasy zdobyła pani dla tarnowskiej ekipy aż 236 punktów. Czy był to najbardziej intensywny sezon w pani dotychczasowej karierze?
[/b]
Julita Molenda, przyjmująca E.Leclerc Moya Radomka Radom: Wydaje mi się, że tak. Chyba nigdy w karierze nie miałam okazji, by spędzić tyle czasu na boisku. Bardzo, bardzo tego potrzebowałam. Jestem bardzo zadowolona, że mogłam występować w klubie z Tarnowa i uważam, że to była dla mnie znakomita decyzja. Tak naprawdę w każdym meczu brałam czynny udział na parkiecie, a to jest w moim wieku bardzo ważne. Nie oszukujmy się, pewnych zagrań nie da się przećwiczyć na treningach, a ja wykorzystałam swoją szasnę, by siatkarsko dojrzeć.

Przyczyniła się pani do powrotu E.Leclerc Moya Radomki Radom do elity, jak również debiutu klubu w Final Four Pucharu Polski. Jest pani również wychowanką MUKS 13 Radom. Nie było innej drogi niż powrót do klubu z Mazowsza?

To jest moje rodzinne miasto, tutaj zaczynałam przygodę z profesjonalną siatkówką, poza tym cały czas mam obowiązujący kontrakt z Radomką. Nie bez znaczenia był też dla mnie fakt, że mam tutaj rodzinę i przyjaciół. Nie ukrywam również, że chciałam spróbować swoich sił pod skrzydłami nowego trenera, do tego Włocha, o którym słyszałam dobre opinie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa szykuje formę na święta

Miała już pani okazję kiedyś pracować pod skrzydłami zagranicznego szkoleniowca?

Nie, nigdy wcześniej nie pracowałam z zagranicznym szkoleniowcem. Nasz szkoleniowiec Riccardo, jak każdy trener, ma swoje własne techniki pracy, zasady. Przyznaję, że kilka razy na pierwszych treningach kiedy nas instruował pomyślałam sobie: "Przecież to niemożliwe, żeby wykonywać to w taki sposób". Teraz, po kilku miesiącach pracy, zastanawiam się, dlaczego wcześniej sama na to nie wpadłam.

Jakie uwagi okazały się dla pani szczególnie cenne?

Jeżeli chodzi o mnie to trener Marchesi poświęcił sporo czasu, by odzwyczaić mnie od pewnych nawyków. Kompletnie oduczył mnie klękania na kolano przy przyjęciu zagrywki, inaczej układam też płaszczyznę rąk. Wiem, że są to prawidła, których uczy się na początku kariery, ale w końcu przyszedł ktoś, kto powiedział, że mogę zrobić to inaczej, lepiej. Teraz jest to dla mnie coś naturalnego, co weszło mi w krew.

W ostatnich latach coraz częściej spotyka się z opiniami, że trenerzy trafiający do polskich lig z Italii są przereklamowani...

Na początku trochę tak mi się wydawało. Nie wierzyłam też, że efekty pracy u podstaw mogą być tak szybko odczuwalne. Teraz zmieniłam jednak zdanie.

Bieżący sezon rozpoczęła pani poza składem, choć w ostatnich kilku spotkaniach mogliśmy oglądać panią na parkiecie. Czy wszystkie problemy ze zdrowiem zostały więc rozwiązane?

Mam problemy z plecami, ta kontuzja ciągnie się za mną od początku sezonu, mam trochę pecha. Niestety właśnie w meczu w Bielsku-Białej powróciła ona do mnie ze zdwojoną siłą. Niestety, zastosowane wcześniej metody leczenia niewiele mi pomagały. Nie wydawało się jednak, aby było to coś co wyeliminuje mnie z gry. Wygląda jednak na to, że proces leczenia i rehabilitacji będę musiała rozpocząć od nowa.

Na domiar złego przed spotkaniem z legionowiankami czekała was blisko miesięczna przerwa od meczów o stawkę i spędziłyście ten czas w izolacji. Czy udało się pani w tym czasie zadbać o kondycję psychiczną i fizyczną?

Na szczęście ten czas akurat minął mi bardzo szybko. Miałyśmy rozpisany plan treningowy, klub zadbał również o zaopatrzenie nas w sprzęt, piłki. Poza dbaniem o formę fizyczną nadrabiałam też zaległości filmowe czy serialowe, czytałam książki. Było mi dużo raźniej, bo spędzałam ten czas z Julką Twardowską. Miałam wrażenie, że te kilka tygodni trwało 3-4 dni.

Odejdźmy nieco myślami od tych przykrych tematów. Czy jako rodowitej radomiance robi to na pani w ogóle wrażenie, gdy ktoś opowiada żart, który nie przedstawia miasta w najlepszym świetle?

Szczerze mówiąc już się do tego przyzwyczaiłam i nie zwracam na to uwagi, czasami nawet żartuję razem z tą osobą. Radom to moje miasto i nie miałam wpływu na to, z czego jest ono znane. Tak działa świat i Internet.

A gdzie zabrałaby pani osobę, która w Radomiu nigdy nie była i chciałaby poznać miasto z tej lepszej strony?

Na pewno zabrałabym ją na ul. Żeromskiego, bo to jest najczęściej odwiedzana przez przyjezdnych okolica. Tam też znajduje się najwięcej lokali, gdzie można dobrze zjeść i się napić. Są w okolicach fontanny, park, kościół i zdecydowanie najpopularniejsze miejsce w Radomiu.

Trener Marchesi do tej pory zmieniając linię przyjęcia wybierał pomiędzy wprowadzeniem pani i Renaty Białej. Jakie są podstawowe różnice, które dzielą waszą dwójkę?

Renata wychodząc na boisko jest bardziej wyluzowana. Mam wrażenie, że wynika to z tego, że jest nieco bardziej ograna w warunkach ekstraklasowych. Potrafi szybciej wyrzucić z głowy to, że coś jej nie wyszło. Ja niestety cały czas potrafię się mentalnie "zablokować". Renia ma też więcej doświadczenia i wydaje mi się, że lepiej wie jak się zachować w niektórych sytuacjach. Tego mi jeszcze brakuje, ale jeżeli chodzi o umiejętności, to mam wrażenie, że prezentujemy podobny poziom.

Zobacz również:
Alicja Grabka: Emocjonalnie był to dla nas bardzo trudny mecz
Siatkówka. Tauron Liga. Bolesny powrót Pałacu. Wygrana Budowlanych bez straty seta

Komentarze (0)