TAURON Liga. Amerykanka tajną bronią trenera Marchesiego? "Czytanie gry i dynamiczny wyskok są kluczowe" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Janisa Johnson
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Janisa Johnson

Najlepiej punktująca zawodniczka meczu otwarcia TAURON Ligi w barwach zespołu z Radomia to mierząca zaledwie 173 cm wzrostu Amerykanka. - W moim przypadku niezwykle ważne jest czytanie gry, wysoki wyskok też się przydaje - mówi Janisa Johnson.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: W pierwszym meczu w Radomiu dość pewnie pokonałyście zespół z Bydgoszczy 3:0. Wcześniej miała pani okazję rozmawiać choćby z Wilmą Salas. Czy wyobrażenia o Tauron Lidze znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości?[/b]

Janisa Johnson, przyjmująca E.Leclerc Moya Radomka RadomPo odniesieniu pierwszego zwycięstwa w sezonie, jestem jeszcze bardziej ciekawa tego, gdzie leżą granice tej ekipy. Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Polski tak naprawdę zrobiłam to w ciemno, jedyne co słyszałam, to że mam się przygotowywać na niskie temperatury. Byłam podekscytowana chcąc rozpocząć nową przygodę w moim życiu. Ostatnie trzy lata spędziłam we Francji, wcześniej grałam też w lidze fińskiej i niemieckiej. Potrzebowałam kolejnego wyzwania.

Największe zaskoczenie po przylocie do Polski jakie panią spotkało to... ?

Najbardziej zaskoczyło mnie to, że wszyscy tu mówią po angielsku. Nie wiem dlaczego, ale miałam takie przekonanie, że mogę mieć kłopot z dogadaniem się. Stereotyp o pogodzie również na szczęście się nie potwierdził, bo jak wiesz ostatnio rzadko temperatury spadały poniżej 20 stopni Celcjusza. Kupiłam jednak kurtki i jestem przygotowana! Jeżeli chodzi o zwyczaje, jedzenie itd. to zaskakująco łatwo zaadaptowałam się do nowych warunków.

Podczas ostatnich trzech sezonów reprezentowała pani barwy francuskiego Beziers Volley. W lidze francuskiej pracował również aktualny szkoleniowiec E.Leclerc Moya Radomka Radom, Riccardo Marchesi. Jakie zrobił wtedy na pani wrażenie?

Pomimo tego, że grałam w zespole po drugiej stronie siatki to zawsze podobało mi się to, jak Riccardo prowadzi swoją drużynę. Kiedy dostałam wiadomość od mojego menedżera, że to właśnie on będzie moim szkoleniowcem ucieszyłam się. To dla mnie zaszczyt pracować z kimś z CV tak bogatym w sukcesy i jest to na pewno jeden z najlepszych trenerów, jakich spotkałam w swojej karierze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piotr Żyła znów tryska humorem. Pokazał kapitalny skok z Ga-Pa!

Włoscy trenerzy słyną z ekspresyjnego charakteru. Trener Marchesi wydaje się jednak nieco spokojniejszy...

To prawda, spotkałam się z taką opinią, że trenerzy z Włoch są bardzo ekspresyjni i targają nimi emocje. "Ricki" jednak, choć zawsze powie, co mu leży na sercu to nigdy nie robi tego w sposób, który cię przytłacza, onieśmiela. Raczej potrafi swoimi uwagami zmotywować zawodniczki. Udaje mu się także wskazać pole do poprawy. Często łapałam się na tym, że zadawałam sobie pytanie: "Rzeczywiście, mogę to zmienić, czemu wcześniej na to nie wpadłam?".

Czemu trener poświęcił najwięcej uwagi w pani przypadku?

To był chyba element bloku. Jestem niską siatkarką, dlatego w przeciwieństwie do wysokich koleżanek, muszę często zrobić dwa kroki do siatki, a nie jeden. W moim przypadku niezwykle ważne jest czytanie gry, wykorzystywanie swoich atutów w defensywie. Oczywiście wysoki wyskok również często się przydaje.

W jednym z wywiadów wspomniała pani, że gra w polskiej ekstraklasie oznacza realizację jednego z pani marzeń. Czym różni się TAURON Liga od ligi niemieckiej, fińskiej czy francuskiej, które ma już pani na swoim rozkładzie?

To najsilniejsza liga, w której występowałam. W przeszłości zwykle było tak, że do walki o najwyższe cele zwykle aspirowało maksymalnie pięć drużyn, reszta spotkań była dla nas dość łatwa. W Polsce jest inaczej.

Żyjemy w bardzo niepewnych czasach, gdzie podróżowanie nie jest już tak proste, jak kiedyś. Miała pani jakieś problemy z dotarciem do Polski?

Wiem, że były pewne obawy dotyczące tego, czy mój przylot do Polski będzie bezproblemowy, bo Stany Zjednoczone były na liście krajów, z których nie można było tu podróżować. Przed dotarciem do Radomia (Janisa Johnson przyleciała do Radomia 20 lipca - przyp. red.) byłam na wakacjach w Hiszpanii i jakiś tydzień później, kiedy już trenowałyśmy, dowiedziałam się, że wprowadzona zostaje kwarantanna dla powracających z tego kraju. Mnie to nie dotyczyło, można więc powiedzieć, że w obu przypadkach miałam trochę szczęścia.

Stany Zjednoczone zostały bardzo mocno dotknięte przez epidemię. Czy ludzie za oceanem są wystraszeni, czy raczej pogodzeni z faktem, że pomimo epidemii muszą wrócić do codziennych zadań?

Myślę, że jest wielu ludzi, którzy są przestraszeni i równie dużo osób, które przechodzą z tym do porządku dziennego i starają się żyć normalnie. Świadomość, że nie mogę w razie potrzeby wrócić rodziny jest irytująca, chociaż wiem, że ta sobie poradzi.

Czy podpisując kontrakt z klubem w Polsce, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, jak rozwinie się sytuacja epidemiologiczna, postąpiłaby pani tak samo?

Tak, zdecydowanie postąpiłabym tak samo. W przeszłości starałam się znaleźć jakiś miesiąc w roku, by w całości spędzić go z najbliższymi w domu. Nawet jednak bez pandemii nie było to łatwe, bo w ciągu roku rozgrywa się dwa sezony, często nie jest się pewnym kiedy jeden z nich się zakończy, a drugi rozpocznie. Jestem przyzwyczajona do tego, że jestem poza domem, co bywa smutne, ale z drugiej strony taki jest mój wybór.

Zobacz również:
PlusLiga. Kolejna porażka MKS-u Będzin. Trzy punkty Jastrzębskiego Węgla
Koronawirus. Kłopoty Michała Kubiaka w drodze do Japonii

Komentarze (0)