[b]
Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Kontuzja kolana w jednym z listopadowych meczów Ligi Mistrzyń spowodowała, że poprzedni sezon zakończyła pani przedwcześnie. Nie mogę więc nie zapytać - jak zdrowie?[/b]
Julia Szczurowska, atakująca Energa MKS Kalisz: Myślę, że wracam powoli do pełni sił. Jestem na dobrej drodze, żeby odbudować mięśnie w tej nodze i przywrócić je do stanu sprzed operacji. Czuję się spokojna o to kolano. Nie mam już z tyłu głowy takiej obawy, że coś złego może się w każdej chwili przytrafić. Podczas tej kwarantanny dużo pracowałam nad wzmocnieniem tej nogi i myślę, że wrócę jeszcze silniejsza niż wcześniej.
Ostatnie dwa lata spędziła pani reprezentując barwy mistrzyń Francji, RC Cannes. Czy ten powrót do Polski należy uznać za przedwczesny, czy stanowił on jeden z elementów pani planów na przyszłość?
Raczej nie miałam takiego planu i pewnie nie wróciłabym na polskie parkiety, gdyby nie ta pechowa kontuzja. Nie wiem, jak długo zostanę w Polsce, ale na razie zmusiły mnie do tego operacja i rehabilitacja. Z drugiej strony... może tak miało być. Po raz pierwszy od dwóch sezonów będę trochę bliżej domu i rodziny, to mnie cieszy. Mimo wszystko ja w swoich decyzjach zawsze kieruję się rozwojem i karierą, a nie wygodą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowita metamorfoza byłej pływaczki. Internauci są zachwyceni
Dlaczego pani wybór padł akurat MKS Kalisz? Była to sugestia menadżera czy ruch ze strony klubu?
Nie, póki co nie mam menadżera, współpracuję z jedną osobą, ale jest to taka pomoc bez zobowiązań. Myślę, że duży wpływ na moje dalsze losy miała operacja. Zabieg przeprowadzał dr Maciej Karaczun, a później wylądowałam w klinice w Koninie. Tam przechodziłam rehabilitację, trafiłam tam prosto "z bloku operacyjnego". Kalisz był więc bardzo blisko i jak tylko mogłam zacząć biegać to skorzystałam z propozycji treningów z dziewczynami z MKS-u Kalisz.
Już po kilku miesiącach po operacji dołączyła pani do treningów kaliskiego zespołu juniorek.
Tak, na początku nie byłam też w stanie pracować na takiej intensywności jak seniorki, dodatkowo godziny treningów juniorek były bardziej elastyczne. Otrzymałam również możliwość treningu gdzieś z boku boiska, doskonalenia techniki, bo przecież nie od razu mogłam uczestniczyć w grach w "szóstkach". Dopiero później, kiedy kolano już dochodziło do siebie po operacji, byłam stopniowo włączana w trening z seniorkami.
Na początku lipca czekają nas finały mistrzostw Polski juniorek, które odbędą się właśnie w Kaliszu. To będzie dobry moment, by z przytupem wejść do pierwszego zespołu MKS-u?
Podchodzę do tego z zimną głową. Niestety, nie wiem czy podczas tych finałów będę w takiej formie, w jakiej bym sobie wymarzyła, bo jednak ta kontuzja była poważna. Nie ukrywam, że dla mnie priorytetem będzie to, aby tego czasu wystarczyło mi do startu rozgrywek seniorskich. Treningi seniorskie zaczynamy 15 lipca, więc cieszę się, że będę miała parę dni, aby trochę ochłonąć po finałach juniorek.
Trener Jacek Pasiński nazwał panią jedną z najbardziej krnąbrnych zawodniczek w naszej lidze. Co miałaby pani na swoją obronę?
Myślę, że nie muszę się bronić, nie mam łatwego charakteru. Każdy, kto mnie poznał, zdaje sobie sprawę, że jestem z tych zadziornych zawodniczek. Wierzę jednak, że co sobie nagrabię, to na boisku odpracuję. Kibice o to mogą być spokojni. Mam bardzo dobre relacje z trenerem Pasińskim, dlatego wiem, że to była bardziej taka forma żartu.
Wydaje się, że macie bardzo podobne charaktery, a co za tym idzie, wszystkie ewentualne konflikty powinny być rozwiązywane w ekspresowym tempie...
Cieszę się, że trafiłam na takiego człowieka. Trener Pasiński nie jest fałszywy, a tego bardzo w ludziach nie lubię i źle mi się z takimi osobami pracuje. Cenię sobie to, że mam pewność, że jeśli jemu nie będzie coś odpowiadało, to powie mi to prosto w twarz. Tylko w ten sposób można robić postępy i nie stać w miejscu. Ja też należę do osób, które preferują, by mówić "prosto z mostu".
Wspomniała pani również, że wyjazd do Francji bardzo panią zmienił. Ten wspomniany już charakter został tam nieco utemperowany?
Nie, skąd, wręcz przeciwnie! Wydaje mi się, że po tych dwóch latach za granicą wiem już, czego chcę i dość mocno dojrzałam. Trudno porównywać 16-letnią dziewczynkę rozpoczynającą swoją przygodę z graniem w siatkówkę na poważnie, ze mną, która wróciła do Polski z dobrego zagranicznego klubu. Choć już wcześniej byłam niezależna, to teraz mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że sama o sobie decyduję.
Zobacz również:
Tauron Liga. Transfery. Aleksandra Rasińska i Anna Stencel nowymi zawodniczkami Developresu SkyRes Rzeszów
QUIZ: Matura 2020 - poziom podstawowy. Rozpoznasz polskich sportowców?