PlusLiga. PGE Skra Bełchatów daje sygnał, że zmierza po mistrzostwo Polski

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów

Dziesięć wygranych spotkań z rzędu to nie jest co prawda najdłuższa seria w historii PlusLigi czy nawet samej PGE Skry Bełchatów, ale to wyraźny znak, że zespół z ziemi łódzkiej ma aspiracje do powrotu na mistrzowski tron.

Walec na nie najwyższych obrotach

Zespół trenera Michała Mieszko Gogola w grudniu i styczniu nie przegrał żadnego spotkania o stawkę. Ba, nie rozegrał nawet ani jednego tie-breaka, a w pięciu ostatnich ligowych meczach załatwiał sprawę w trzech partiach. Jakby na potwierdzenie tezy, że medale w lidze pozwalają zdobywać zwycięstwa nie tyle z czołówką tabeli, co z drużynami jej środka i końca.

Zobacz galerię zdjęć z meczu PGE Skra Bełchatów - Trefl Gdańsk

Na każdym kroku szkoleniowiec dziewięciokrotnych mistrzów Polski podkreśla, że ważne jest to, że jego drużyna nie traci przy tym wielu sił, choć sam przecież o to mocno dba. W meczu z Treflem nie zagrali przecież w ogóle Milad Ebadipour i Karol Kłos, a Mariusz Wlazły pojawił się tylko na chwilę podczas zmiany zadaniowej. A - co warto podkreślić - po drugiej stronie siatki znajdował się piąty zespół tabeli PlusLigi. Bełchatowianie plasują się tylko (albo w tym przypadku "aż") dwie pozycje wyżej.

- Graliśmy w piątek, potem we wtorek i teraz jedziemy na kolejny mecz w weekend. Szacun dla chłopaków, bo uważam, że z każdym dniem i tygodniem stajemy się coraz lepsi na boisku i poza nim. Cały czas trzeba się mobilizować i sprężać, a gramy z coraz lepszymi drużynami. Nadal jesteśmy mentalnie na dobrym poziomie i chylę czoła przed drużyną, że wygraliśmy kolejne spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej będziemy szli do góry - podkreślił Gogol w pomeczowej rozmowie z klubową telewizją.

ZOBACZ WIDEO: Rzeźniczak przesadził z tweetem o Lechu Poznań. "Przeprosiłem, bo ten wpis był nie na miejscu. Czasem trzeba ugryźć się w język"

PGE Skra jak Dawid Kubacki

We wtorek do Hali Energia w Bełchatowie przyjechał Trefl Gdańsk, który przecież jest aktualnie piątą siłą PlusLigi. Pewnie spodziewaliśmy się meczu dłuższego, ale... czy bardziej zaciętego? Gdańskie Lwy rozegrały spotkanie na bardzo dobrym poziomie, szczególnie jeśli chodzi o skuteczność ataku (którego skuteczność wyniosła ponad 50 proc.) oraz zagrywkę. Aż trudno sobie przypomnieć, kto ostatnio w naszej lidze przegrał mecz 0:3 i zaliczył w nim aż dziewięć asów serwisowych.

Więcej o meczu PGE Skry Bełchatów z Treflem Gdańsk

- Były momenty, że te zagrywki leciały, a my nie mogliśmy nic zrobić. Normalnie przyjmujemy w trójkę. Później postawiliśmy też Dusana Petkovicia, żeby nam pomógł i to poskutkowało - zdradził po meczu Milan Katić, przyjmujący PGE Skry Bełchatów, który został uhonorowany nagrodą MVP.

Różnica polegała na tym, że prowadzona przez ex-bełchatowianina Michała Winiarskiego ekipa Trefla rozegrała mecz "dobry" lub nawet "bardzo dobry", a ich rywale - "znakomity" lub "świetny". Można byłoby uczepić się tego, że PGE Skra traciła po trzy punkty z rzędu, ale przecież w siatkówce rozlicza się z tego, co na tablicy wyników i w protokole. A tam oba sety, w których gospodarzom zdarzyło im się przegrać trzy kolejne akcje i tak wygrali.

- Gdańszczanie grają bardzo dobrze w tym sezonie. Mają dużo energii. Może nie było tego widać po wyniku, bo wygraliśmy 3:0, ale jeśli ktoś uważa, że to było łatwe granie, to ja się z nim nie zgadzam. Tak jak było widać - po dwa punkty w secie - oto różnica pomiędzy nami. Cieszę się, że wygrywaliśmy końcówki, bo to one nam dały to zwycięstwo - dodał Katić.

Siatkarze PGE Skry do liczenia kolejnych wygranych meczów podchodzą bardzo podobnie jak jeszcze do niedawna Dawid Kubacki odnosił się do swoich kolejnych podiów w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Tyle, że w bełchatowskiej ekipie należy podkreślić słowo "zespół". Trener Gogol, co widzimy w praktyce, ma możliwość rotacji składem i to na wielu pozycjach, a gra nie traci na jakości.

Konkurencja nie śpi

W środowisku można usłyszeć, że prowadzący VERVĘ Warszawa Orlen Paliwa Andrea Anastasi aż tak szerokiego wachlarza możliwości nie ma, choć na lewym skrzydle poza Kevinem Tillie i Bartoszem Kwolkiem odważnie przebija się Igor Grobelny. Lecz z drugiej strony... spójrzmy w tabelę. Po osiemnastu meczach bilans 17-1 to najlepsza odpowiedź na wszelkie zarzuty.

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle z kolei wciąż czeka na powrót Łukasza Kaczmarka. Od kilku tygodni stopniowo włączany jest Piotr Łukasik, który zmagał się z kontuzją pleców. Jeśli jednak na najważniejsze mecze sezonu trener Nikola Grbić będzie miał już wszystkie swoje "asy" do dyspozycji, złamać ten zespół będzie bardzo trudno.

Jest jeszcze Jastrzębski Węgiel, który na razie nieco odstaje od czołówki, głównie przez to, że aż cztery z czternastu wygranych meczów rozstrzygał dopiero po pięciu setach walki. Na pewno sporym ciosem dla brązowego medalisty mistrzostw Polski jest brak awansu do turnieju finałowego Pucharu Polski po dramatycznym tie-breaku z Treflem Gdańsk.

PGE Skra Bełchatów ma przewagę nad tymi ekipami w postaci braku gry w Lidze Mistrzów. Podkreśla się ten argument jak mantrę od wielu lat, ale jednak to w połączeniu z miesięczną przerwą w rozgrywkach pozwoliło trenerowi Gogolowi na nadrobienie braków fizycznych, których nie można było uzupełnić na początku sezonu, gdy niemal połowa drużyny przyjechała do klubu od razu po Pucharze Świata.

Bardzo wiele powiedzą nam bezpośrednie starcia żółto-czarnych ze wszystkimi trzema rywalami z czołowej czwórki. Nastąpią one po kolei, w ciągu jedenastu dni. Wtedy będziemy dużo bogatsi w wiedzę o aktualnej dyspozycji drużyny z Bełchatowa. Na razie wygląda ona nawet na silniejszą niż w mistrzowskim sezonie 2017/2018.

Źródło artykułu: