W Będzinie nikt już nie śmieje się z haseł "0,7 zgłoś się". Ekipa trenera Jakuba Bednaruka - pomimo niezłej gry - wciąż szuka pierwszego zwycięstwa w sezonie, a ma na koncie siedem porażek. Gdańszczanie z kolei z sześciu ostatnich spotkań wygrali pięć i nie wyobrażali sobie powrotu do domu bez pełnej puli, choć w środę wyrwali zwycięstwo z BKS-em Visłą Bydgoszcz dopiero po tie-breaku.
- Przed wyjazdem do Będzina było to nam potrzebne. Pokazało to, że nasza liga jest wymagająca i wymaga koncentracji przez cały czas. Jeżeli odpuścimy albo zaczniemy grać nonszalancko to rywal może przejąć kontrolę nad spotkaniem. Visła była bliska wygranej, bo parę razy byliśmy zbyt rozluźnieni. To jest dla nas nauczka, by prowadzić grę od początku do końca - mówił po spotkaniu w rozmowie z WP SportoweFakty atakujący Gdańskich Lwów Bartosz Filipiak.
MKS Będzin miał rozpocząć to spotkanie od mocnego uderzenia i wydawało się, że to zrobi. Któż przypuszczał, że gospodarze przegrają seta, w którym prowadzili 17:10 i 23:18? A jednak! Paweł Halaba pojawił się na zagrywce, a wspominany już Filipiak kończył kontrę za kontrą. Gdańszczanie odrobili prowadzenie w jednym ustawieniu, ale seta wygrali dopiero po walce na przewagi 30:28.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek: Lewandowski nie będzie najlepszy na świecie, bo jest z Polski
W drugiej części gry miejscowi ponownie wypuścili z rąk prowadzenie, i to dużo wcześniej, bo ze stanu 10:6 zrobiło się 10:10. Ale tym razem stać ich było na jeszcze jeden zryw i to w najważniejszym, końcowym fragmencie. Kawał roboty od początku spotkania wykonywał w drużynie MKS-u atakujący Rafał Faryna, który po dwóch partiach już miał na koncie czternaście punktów. Jednak kluczowe piłki, w tym tę setową, wykorzystał Rafał Sobański.
Na kolejnego seta trener przyjezdnych Michał Winiarski postanowił pozostawić na boisku rozgrywającego Łukasza Kozuba oraz środkowego Wojciecha Grzyba. Ten drugi w ciągu jednego seta zrobił więcej niż Bartłomiej Mordyl przez dwie odsłony. Ale w trzeciej żaden z zespołów nie był w stanie oddalić się na więcej niż dwa punkty. Decydujące okazały się dwa ataki rezerwowego atakującego ekipy z Będzina Michała Superlaka. Pierwszy z nich został zablokowany, drugi poleciał w aut. Trefl wygrał 25:23.
Ostatnie, co można zarzucić drużynie trenera Bednaruka, to brak walki. I rzeczywiście jej nie brakowało. Wydawało się, że wytrzymają kolejną wymianę ciosów, gdy okazało się, że po kontrze Sobańskiego prowadzili 20:17. Znów jednak dali się dogonić w końcówce. Po asie Filipiaka zrobił się remis po 23. Siatkarze z Trójmiasta nie pozwolili wydrzeć sobie zwycięstwa, choć doszło do gry na przewagi i wykorzystali dopiero piątą piłkę meczową. Z ich punktu widzenia najważniejszy jest jednak komplet punktów. Tak zakończyło się trwające blisko dwie i pół godziny spotkanie.
Ekipa z Gdańska nie wraca jednak do domu, a zostaje na Śląsku, bo w środę zagra z Aluronem Virtu CMC w Zawierciu mecz awansem z 12. kolejki. Z kolei MKS Będzin dalej szukać będzie pierwszej wygranej. Najbliższa okazja w sobotę w Olsztynie podczas starcia z Indykpolem AZS.
MKS Będzin - Trefl Gdańsk 1:3 (28:30, 25:21, 23:25, 27:29)
MKS: Pająk, Sossenheimer, Dryja, Faryna, Sobański, Gunia, Potera (libero) oraz Buczek, Ratajczak, Superlak.
Trefl: Janusz, Schott, Crer, Filipiak, Halaba, Mordyl, Olenderek (libero) oraz Kozub, Jakubiszak, Grzyb, Sasak, Janikowski, Majcherski (libero).
MVP: Paweł Halaba (Trefl).