Naraził się kibicom, nie rozpoczął w "szóstce", ale zgarnął statuetkę MVP. "Musiałem uzbroić się w cierpliwość"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Michał Filip (Cerrad Czarni Radom)
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Michał Filip (Cerrad Czarni Radom)

Choć Michał Filip nie rozpoczął zwycięskiego meczu (3:2) z Indykpolem AZS-em Olsztyn w "szóstce", to po jego zakończeniu odebrał statuetkę MVP. - Czekałem dosyć długo na tę szansę - przyznał atakujący Cerradu Czarnych Radom.

W dotychczasowych meczach bieżącego sezonu PlusLigi Michał Filip nie miał zbyt wielu okazji do zaprezentowania swoich umiejętności. Bardzo dobrze spisywał się bowiem Maksim Żygałow, podstawowy atakujący Cerradu Czarnych Radom. Niedzielnego spotkania z Indykpolem AZS-em Olsztyn Rosjanin nie mógł jednak zaliczyć do udanych, na co zareagował Robert Prygiel, posyłając na parkiet jego zmiennika. Ten wykorzystał daną mu szansę, zdobywając statuetkę MVP i prowadząc drużynę do zwycięstwa 3:2.

- Czekałem dosyć długo, musiałem uzbroić się w cierpliwość. Taki jest sport, gra lepszy, zobaczymy, co przyniesie przyszłość - powiedział 24-latek, który zapisał na swoim koncie 18 punktów przy 59-procentowej skuteczności w ataku. Do 13 "oczek" w tym elemencie dołożył trzy bloki i dwa asy serwisowe.

Czarni zafundowali swoim kibicom emocjonalny rollercoaster, przegrywając w premierowej odsłonie bardzo wysoko, bo 16:25. Kolejne dwie partie ułożyły się po ich myśli, by w czwartej ponownie musieli uznać wyższość Akademików. - Wydaje mi się, że kluczowym elementem było nasze przyjęcie. Gdy ten element dobrze funkcjonował, graliśmy bardzo dobrą siatkówkę, na poziomie, na który nas stać. Gdy drużynie z Olsztyna udało się przycisnąć nas zagrywką, to nasza gra "siadała" w każdym elemencie - stwierdził Filip.

Zaskakujące jest to, że w swojej bardzo specyficznej Hali MOSiR-u gospodarze zaprezentowali się dużo gorzej w polu zagrywki od rywali. Zanotowali siedem asów serwisowych przy dwunastu takich zagraniach Indykpolu AZS-u. - Nie chcę nikogo obwiniać, ale wydaje mi się, że jako drużyna troszeczkę za luźno podeszliśmy do tego meczu. Z tyłu głowy siedziało nam łatwe zwycięstwo w Olsztynie. Być może wydawało nam się, że wygraliśmy to spotkanie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Udało nam się jednak odbudować. Co prawda straciliśmy jeden punkt, ale cieszymy się z tego, co mamy - zwrócił uwagę atakujący.

Tuz po zakończeniu zawodów dało się słyszeć opinie, że być może podopiecznych Prygla wybiła z rytmu dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach. - Mieliśmy sparing, dużo trenowaliśmy nad elementami, które funkcjonowały nieco gorzej. To nie była tak długa przerwa, która mogłaby nas wybić z rytmu. Wydaje mi się, że po prostu zaliczyliśmy delikatny falstart w pierwszym secie, a w tym czwartym rywal grał bardzo dobrze - podkreślił Filip.

Czarni zdobyli bardzo cenne dwa "oczka", które pozwoliły utrzymać czwarte miejsce w tabeli i przewagę nad kolejną w zestawieniu PGE Skrą Bełchatów. Przed niedzielnym starciem mistrzowie Polski zrównali się bowiem punktami z radomską drużyną. - Prawda jest taka, że każdy punkt będzie dla nas cenny. Musimy z chłodną głową podejść do kolejnego meczu, nie możemy tracić punktów, bo to może się na nas zemścić w końcówce drugiej rundy. Mam nadzieję, że będziemy utrzymywać tę w miarę dobrą formę do końca sezonu - zakończył 24-latek.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Szczęście w nieszczęściu Jakuba Przygońskiego. "Ciągle ma szansę na podium"

Źródło artykułu: