Liga Mistrzów: żółto-czarne derby Polski dla PGE Skry Bełchatów

Newspix / Radosław Jóźwiak / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów
Newspix / Radosław Jóźwiak / Na zdjęciu: siatkarze PGE Skry Bełchatów

To było polskie otwarcie Ligi Mistrzów w bełchatowskiej Hali Energia. Siatkarze PGE Skry Bełchatów w pierwszym spotkaniu grupy D wygrali z Treflem Gdańsk w czterech setach.

Oba zespoły już w tym sezonie spotkały się ze sobą dwa razy. 20 października w meczu ligowym PGE Skra pokonała w Hali Energia Trefla Gdańsk po tie-breaku. Cztery dni później w starciu o Superpuchar Polski rozegranym w Ergo Arenie bełchatowianie także triumfowali, ale już w trzech setach.

Po wyrównanym początku jako pierwsi wyższy bieg wrzucili gdańszczanie, którzy za pomocą bloku zaczęli studzić zamiary przeciwników w ofensywie i uciekli na cztery punkty (16:12). Skuteczność ataku drużyny trenera Andrei Anastasiego miała prawo robić wrażenie, zwłaszcza jeśli chodzi o Rubena Schotta. Niemiecki atakujący skończył wszystkie z pięciu prób. Po bełchatowskiej stronie siatki wszyscy - poza Artur Szalpukiem - mieli problem z efektywnością. W efekcie Trefl zwyciężył do 21.

Druga partia początkowo też nie układała się po myśli miejscowych. Przełomowy okazał się challenge przy stanie 16:14 dla Trefla. O wideoweyfikację długo musiał wykłócać się trener Roberto Piazza, ale w końcu dopiął swego. A chodziło o sytuację, w której piłka miała dotknąć podłoża zanim obronili ją gdańszczanie. Szkoleniowiec bełchatowian miał rację i od tego czasu to jego zespół przejął inicjatywę.

Wydawało się jednak, że set skończy się zwycięstwem gospodarzy 25:23, po tym jak w aut uderzył Schott, lecz challenge, o który poprosił trener Anastasi, wykazał, że piłka wyszła poza boisko po bloku. Doszło więc do gry na przewagi. Szanse na skończenie trwającej ponad czterdzieści minut partii miały obie ekipy, ale ostatecznie zrobili to mistrzowie kraju za sprawą... Rubena Schotta, który zaatakował bez bloku w aut.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga przerywa milczenie. "Długo gryzłem się w język. Tym ludziom powinno być wstyd i głupio" [cały odcinek]

Wygrany set podziałał na siatkarzy PGE Skry niczym płachta na byka. To oni dyktowali warunki w kolejnej części gry. Na dobre przebudziły się skrzydła gospodarzy, ale i środkowi, gdy tylko było dobrze przyjęcie, byli bardzo punktodajni. Wystarczy wspomnieć, że Karol Kłos mógł pochwalić się statystyką 4/4 w ataku.

Rozochocił się również Mariusz Wlazły, którego wejście w pole zagrywki przy stanie 13:11 było jednym z decydujących momentów gry. Po dwóch asach kapitana PGE Skry mistrzowie kraju zyskali komfort gry. Spadła za to skuteczność w ofensywie po drugiej stronie siatki, zwłaszcza w kluczowych fragmentach. Najlepszym dowodem na to był... kolejny zepsuty atak Schotta, który zakończył tę partię.

Bełchatowianie coraz pewniej zmierzali po zwycięstwo w pierwszym meczu Ligi Mistrzów w tym sezonie. Po znakomitej serii na zagrywce Karola Kłosa prowadzili już 9:4, lecz za pomocą bloku ich żółto-czarni przeciwnicy zdołali odrobić straty (12:12). Gdy w polu serwisowym znów pojawił się Kłos, PGE Skra ponownie się oddaliła (19:14). Trefl ponownie jednak odrobił straty, i to w ciągu pięciu kolejnych akcji.

Trudno było zatrzymać miejscowym Macieja Muzaja, który nie bał się uderzać z trudnych piłek. Goście prowadzili już 23:22, lecz nie zdołali doprowadzić do tie-breaka. Swoją klasę w końcówce potwierdził Mariusz Wlazły, a mecz zakończył się skutecznym blokiem jego kolegów.

W drugiej kolejce siatkarze Trefla podejmą w Ergo Arenie Berlin Recycling Volleys (19 grudnia, godz. 18:00), zaś bełchatowianie udadzą się do Maaseik, by zmierzyć się z Greenyardem (18 grudnia, godz. 20:30).

PGE Skra Bełchatów - Trefl Gdańsk 3:1 (21:25, 35:33, 25:19, 26:24)

PGE Skra: Łomacz, Ebadipour, Fiel Rodriguez, Wlazły, Szalpuk, Kłos, Piechocki (libero) oraz Droszyński, Teppan, Orczyk, Milczarek (libero).

Trefl: Janusz, Mijailović, Niemiec, Muzaj, Schott, Nowakowski, Olenderek (libero) oraz Jakubiszak, Hebda.

Źródło artykułu: