KMŚ 2018: "Każde spotkanie będzie stało na bardzo wysokim poziomie"

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: drużyna Zenitu Kazań, triumfatora Klubowych Mistrzostw Świata 2017
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: drużyna Zenitu Kazań, triumfatora Klubowych Mistrzostw Świata 2017

Tomasz Cieślik - organizator klubowego mundialu - nie ma wątpliwości, że zaproszone do turnieju zespoły gwarantują bardzo wysoki poziom. Kibice w Radomiu, Rzeszowie czy Częstochowie mogą już zacierać ręce.

[b][tag=53166]

Marek Bobakowski[/tag], WP SportoweFakty: Do startu Klubowych Mistrzostw Świata mamy mniej więcej miesiąc (26.11.-2.12.2018), a hala w Radomiu, gdzie swoje mecze mają rozgrywać PGE Skra Bełchatów, Zenit Kazań, Cucine Lube Civitanova oraz Fakieł Nowy Urengoj, nadal nie jest oddana. Czy kibice powinni się niepokoić?[/b]

Tomasz Cieślik, prezes Professional Sports Events, organizatora KMŚ: Spokojnie, wszystko wskazuje na to, że Radom zdąży. Jest wyznaczony termin 12 listopada, do kiedy obiekt ma być oddany do użytku. Chciałem podkreślić, że w kwestii prac budowlanych nie ma żadnego zagrożenia. Trzeba skupić się na kwestiach formalnych. Każdy obiekt musi zostać "odebrany" przez odpowiednie instytucje (np. straż pożarną). Z moich informacji wynika, że umowa ze strony miasta zostanie dotrzymana.

Tydzień przed KMŚ w radomskiej hali ma się odbyć gala bokserska.

Zgadza się. Tym bardziej jestem spokojny o dotrzymanie terminu 12 listopada. Chociaż oczywiście cały czas sondujemy sytuację, rozmawiamy ze służbami miejskimi, jeździmy na spotkania. Trzymamy rękę na pulsie.

Do zamieszania wokół radomskiej hali doszło po wizycie wiceministra sportu i turystyki Jarosława Stawiarskiego, który podczas konferencji prasowej zorganizowanej razem z kandydatem na prezydenta miasta, Wojciechem Skurkiewiczem, ogłosił, że inwestycja zostanie zakończona dopiero 31 stycznia 2019. Staliście się ofiarami walki politycznej o najważniejszy fotel w Radomiu?

Staram się nie mieszać do polityki, nie będę również oceniał tej konferencji prasowej. Zostałem, jako organizator KMŚ, poinformowany, że 31 stycznia 2019 to termin rozliczenia całej inwestycji. Termin oddania obiektu do użytku to 12 listopada 2018. Dla mnie to ma ręce i nogi. Tego się trzymam. Dlatego podkreślam jeszcze raz: wszystko wskazuje na to, że KMŚ odbędą się w Radomiu.

Polska - a konkretnie pana firma - organizuje ten turniej po raz drugi. Jakie wnioski zostały wyciągnięte z edycji 2017?

Przed rokiem o tym, że zorganizujemy turniej dowiedzieliśmy się w sierpniu. Mieliśmy bardzo mało czasu, aby odpowiednio się przygotować. Teraz jest o wiele spokojniej. Mamy poza tym już sporo doświadczenia.

Frekwencja? W zeszłym roku nie powalała na kolana?

Zależy z czym się porównujemy. Jeżeli z rozgrywkami reprezentacyjnymi, to zgadzam się, szału nie było. Jednak to są rozgrywki klubowe i moim zdaniem trzeba się porównywać na przykład do Ligi Mistrzów czy poprzednich edycji KMŚ. I tutaj już jest bardzo dobrze. Z tego co pamiętam, to średnia frekwencja podczas KMŚ 2017 była o 30 procent wyższa niż choćby w roku 2016, w Brazylii. Była w ogóle najwyższa w historii.

Zgadza się. Jednak średnia na poziomie niespełna 3,5 tys. widzów na meczu nie robi wielkiego wrażenia.

Taka jest obecnie "siła" klubowej siatkówki.

Stąd pomysł na rozgrywanie KMŚ w mniejszych ośrodkach, gdzie zapełnienie obiektów będzie łatwiejsze?

Tu nie chodzi o słowo "łatwiejsze". Postanowiliśmy po prostu wyjść do mniejszych środowisk, które kochają siatkówkę, ale jednocześnie nie mają aż tylu okazji, aby mieć na wyciągnięcie ręki największe gwiazdy siatkówki z całego świata. Stąd Radom i Rzeszów. Częstochowa jako gospodarz fazy finałowej? To miasto, które ma ogromne siatkarskie tradycje. Niestety, z różnych powodów w ostatnim okresie nie ma pod Jasną Górą siatkówki na najwyższym poziomie.

Czy formuła KMŚ, która polega na tym, że zapewniony udział mają cztery ekipy (triumfator poprzedniej edycji klubowego mundialu, mistrz Polski, najlepsza drużyna Europy i mistrz Azji), a pozostałe cztery zespoły są zapraszane na podstawie "dzikich kart" jest słuszna?

Siatkówka jest sportem atrakcyjnym, międzynarodowym i oczywiście olimpijskim, ale bądźmy szczerzy do końca: siatkówka nie jest dziś sportem globalnym. Gdyby tak było, to nie miałbym nic przeciwko zaproszeniu mistrzów z każdego kontynentu. Tylko, że to niemożliwe. Weźmy choćby USA i Kanadę. Tam rozgrywki ligowe praktycznie nie istnieją. Poza tym, jaki sens ma spotkanie Zenitu Kazań z mistrzem… Afryki? Chcemy unikać sytuacji, gdzie spotkanie kończy się wynikiem 3:0, a jeden z zespołów w żadnym z setów nie ugrał więcej niż 15 punktów.

Stąd przyznanie "dzikich kart" tym razem ekipom z Europy, a konkretniej z najsilniejszych ośrodków, czyli z Polski, Rosji i Włoch?

Tak. Przed rokiem zaprosiliśmy zespoły z Chin i Argentyny. Sportowo jednak nie dały rady. Stąd teraz nastąpiła zmiana. Na lepsze. Obiektywnie jak kibic spojrzy na - używając pięściarskiej nomenklatury - "kartę walk", to widzi, że praktycznie każde spotkanie będzie stało na bardzo wysokim poziomie. Po dwie ekipy z lig: polskiej, włoskiej i rosyjskiej, do tego zawsze mocna Sada Cruzeiro z Brazylii i najlepsza ekipa z Azji. Czego można chcieć więcej?

Część kibiców - delikatnie mówiąc - śmieje się z [b]Asseco Resovii, że mimo dramatycznie słabego początku sezonu ligowego dzięki właśnie "dzikiej karcie" będzie mogła wystąpić w najtrudniejszym turnieju na świecie.[/b]

"Dzikie karty" zawsze będą budziły emocje. To nieuniknione. Jeżeli chodzi o Resovię, to tak naprawdę KMŚ będzie szansą dla tego zespołu, aby odbić się od dna. Bo jeżeli na klubowy mundial nie nastąpi mobilizacja i nie przyjdzie forma, to kiedy? Nie będzie lepszej okazji. Tak trochę jest, że nasz turniej "wyciąga rękę pomocy w kierunku rzeszowian". KMŚ w Rzeszowie to dla każdego z fanów możliwość wsparcia swojej drużyny w trudnym momencie. Myślę, że zespół Asseco Resovii bardzo tego potrzebuje. Nie jest sztuką być kibicem sukcesu. W sporcie wszystko zmienia się bardzo szybko i tym zmianom towarzyszą skrajne emocje. Przypomnę, że tydzień przed zakończeniem ostatnich mistrzostw świata wielu widziało naszych siatkarzy już poza turniejem, a przecież kilka dni później w euforii witaliśmy w kraju złotych medalistów.

Czy myśli pan już o kolejnych edycjach KMŚ? Odbędą się w Polsce?

Kiedy podpisywaliśmy w 2017 roku umowę z FIVB na organizację tego turnieju, robiliśmy to z myślą o czteroletniej perspektywie. Uchylę rąbka tajemnicy, że w kolejnych edycjach chcielibyśmy wciągnąć w zabawę naszych sąsiadów. By nie było tak, że cały ciężar - a jednocześnie i splendor - spoczywa na Polsce. Chcemy się podzielić naszymi doświadczeniami, aby siatkówka podbijała nowe tereny w Europie.

Bo silna Europa będzie w stanie zmienić status siatkówki, która przez wielu jest odbierana jako niszowa? O to chodzi?

Zgadzam się, że w siatkówce jest zbyt duża dysproporcja między światową, a europejską federacją. Proszę spojrzeć na piłkę nożną: tam UEFA praktycznie jest na takim samym poziomie, jak FIFA. Piłka ręczna? Tutaj to już w ogóle: moim zdaniem Europa ma większy wpływ na dyscyplinę niż federacja światowa.

FIVB swojej pozycji nie odda.

Ale kto mówi o przejęciu czy oddaniu czegokolwiek. To nie tak. Nie chcę w siatkówce wojny i konfliktów. Chcę dialogu. W środowisku siatkarskim jestem od 2014 roku. Wcześniej przez prawie 20 lat w różnym zakresie i na różnych poziomach pracowałem w środowisku piłki nożnej. Mam swoje obserwacje i doświadczenia piłkarskiego Euro 2012 czy mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Dlatego moje spojrzenie na siatkówkę, jej szanse i problemy, jest nieco szersze. Mnie z FIVB współpracuje się dobrze. Oczywiście są sytuacje, których nie rozumiem.

Na przykład?

Jakim cudem dopiero godzinę po ostatniej piłce ostatniego finału MŚ polscy siatkarze otrzymali złote medale? Jak można było najpierw wręczać nagrody indywidualne? Przecież najważniejszym rozstrzygnięciem było mistrzostwo świata. Nic innego.

System MŚ pan rozumie?

Powiem inaczej: nie akceptuję. To nie jest zdrowe, jeżeli o pewnych rzeczach decydują pozaboiskowe ustalenia. Dlatego podczas KMŚ nie ma miejsca na żadne układy. System jest do bólu prosty: dwie grupy, awansują z nich najlepsze dwie ekipy, które grają półfinały i finał. Mam nadzieję, że wkrótce tak będą rozgrywane mistrzostwa świata.

Były prezes PZPS Mirosław Przedpełski w rozmowie ze mną (tutaj szczegóły kliknij >>) zapowiadał, że jeżeli w listopadzie organizację kolejnego mundialu otrzymają Rosjanie, to obiecali, że pójdą właśnie drogą "piłkarską".

I to są właśnie te małe kroki, o których mówię. Jako Europa, ale nie tylko Polska, Rosja czy Włochy, musimy próbować wprowadzać normalne zasady. Dzięki temu wizerunek siatkówki się zmieni i będziemy mogli przyciągnąć sponsorów. Bo na razie tutaj mamy największy problem. W finansowaniu. Obrazowo i na gruncie logicznym: wszyscy wiemy, że siatkarz, który gra lepiej od innych może oczekiwać większego od innych graczy wynagrodzenia. Oczywiste jest również, że podnoszenie wynagrodzenia słabego gracza nie uczyni go lepszym siatkarzem. To jest kluczowa prawda, którą powinni kierować się zarządzający siatkówką na różnych poziomach. Zróbmy lepszy produkt. Efekty finansowe będą naturalną konsekwencją. To, co wydarzyło się z siatkówką w Polsce w ostatnich kilkunastu latach jest najlepszym dowodem na słuszność tej oczywistej tezy. Musimy też lepiej traktować nasz największy siatkarski kapitał, czyli najlepszych zawodników.

To znaczy?

Proszę zauważyć, że obecnie ci najlepsi, których pewnie jest 1-2 procent grają praktycznie przez 12 miesięcy w roku. Jak nie rozgrywki ligowe, to kadra, itd. Pozostałe 98-99 proc. siatkarzy ma przez pół roku wakacje, kiedy grają reprezentacje. Nie powinno to tak wyglądać. Tak samo, jak nie powinniśmy grać dużych turniejów w wakacje, kiedy kibice są na urlopach. Musimy zrobić rewolucję w kalendarzu.



ZOBACZ WIDEO: Polska potęgą we wspinaczce. Marcin Dzieński i Anna Brożek: Wyniki mamy fenomenalne!

Źródło artykułu: