Giba: Agata Mróz sprawiła, że chciałem wiedzieć więcej o Polsce. Dziękuję jej za to

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Giba
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Giba

- Agata Mróz była wyjątkową dziewczyną. To ona sprawiła, że postanowiłem dowiedzieć się więcej o historii Polski, zrozumieć, przez co przeszliście. Dziękuję jej za to - mówi WP SportoweFakty Giba, jeden z najlepszych siatkarzy w historii.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jest dla nas pewnym zaskoczeniem, że zdecydował się pan na dłużej zamieszkać w Polsce i został pan łodzianinem. Zwykle gwiazdy sportu wybierają cieplejsze kraje i sławniejsze miasta, jak Paryż czy Barcelona. Polska, Łódź, to niespotykany wybór. Skąd taka decyzja?

[b][tag=3647]

Gilberto Godoy Filho de Amauri "Giba", mistrz olimpijski i dwukrotny mistrz świata w siatkówce:[/tag] [/b] Razem z Vladimirem Grbiciem będziemy jeździć po Polsce, żeby promować projekt "Play for the future". Vlad stworzył świetny program w Serbii, ja miałem swój - "Gibinha". Postanowiliśmy połączyć te projekty i działać razem. Celem naszej akcji jest promocja sportu i zdrowego trybu życia wśród dzieci, ich aktywizacja. Kraje, które postawiły na taką edukację, dobrze na tym wychodzą. Najlepszym przykładem jest Anglia, która stworzyła podobny program w 2000 roku po nieudanych igrzyskach w Sydney, a teraz jest trzecim najpotężniejszym krajem w sporcie olimpijskim. A co do mieszkania w Polsce - na razie wszystko mi się podoba. I nie, nie przeraża mnie, że jesienią zrobi się bardzo zimno, bo przez dwa lata mieszkałem w Rosji.

Wspomnień związanych z naszym krajem ma pan mnóstwo. Tu rozgrywał pan ważne mecze, osiągał sukcesy. Z reprezentacją Polski mierzył się pan wielokrotnie. Czy wśród pana "polskich" wspomnień jest takie, które może pan nazwać najmocniejszym?

Dla mnie Polska to przede wszystkim pierwsze zwycięstwo w Lidze Światowej, w Katowicach w 2001 roku. Pamiętam nawet, że mecz finałowy zakończył się blokiem Nalberta. To był początek naszej złotej ery, potem wygraliśmy wszystko, co było do wygrania. Zaczęło się to właśnie u was.

Wasza dominacja trwała naprawdę długo, na dobrą sprawę skończyła się chyba dopiero w 2012 roku, niesamowitym finałem Igrzysk Olimpijskich w Londynie, gdy trener Rosji, Władimir Alekno, zrobił swoją szarlatańską sztuczkę i przy wyniku 0:2 przestawił Dmitrja Muserskiego ze środka na atak.

Alekno wyczuł moment, żeby wyciągnąć asa z rękawa, ale też nie miał już nic do stracenia. Ograliśmy Rosjan 3:0 w fazie grupowej, prowadziliśmy z nimi 2:0 w finale, więc pomyślał pewnie "ok, przegram to przegram. Ale przynajmniej spróbuję coś zrobić, żeby odwrócić losy meczu". Okazało się, że nie byliśmy w stanie powstrzymać Muserskiego. Zdarza się. Serginho, nasz libero, powiedział mądrą rzecz - przez wiele lat to my mieliśmy szczęście i to nam piłka zawsze lądowała w boisku. Aż w końcu przestała. Tak też w sporcie bywa.

ZOBACZ WIDEO Plaża Open: podsumowanie zmagań w Dąbrowie Górniczej

A z meczu finałowego MŚ 2006 co pan pamięta? W finale pokonaliście wtedy Polskę 3:0, ale dla nas to i tak był ogromny sukces.

To nie był dla was dobry mecz (śmiech). Dla nas wręcz przeciwnie. Uważam, że to był jeden z dwóch najlepszych występów tamtej reprezentacji Brazylii. Cały rok 2006 był dla mnie bardzo udany, w Japonii zdobyliśmy mistrzostwo świata, wcześniej wygraliśmy w Moskwie Ligę Światową.

W którym momencie tamtego finału wiedzieliście już, że wygracie?

Po pierwszym secie. Przed spotkaniem starannie przeanalizowaliśmy grę Polaków i wychwyciliśmy, że Paweł Zagumny przez cały turniej zagrał tylko dwie piłki do Michała Winiarskiego, gdy miał go za plecami. Przy takim ustawieniu waszej drużyny "zamykaliśmy" siatkę na środku i przed Zagumnym. To przyniosło efekty. Seta wygraliśmy 25:12. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy jak lwy, że wszyscy mamy ogień w oczach, a ja powiedziałem, że dziś nie przegramy.

Kto był najlepszym polskim zawodnikiem, przeciwko któremu pan grał, albo którego miał pan okazję oglądać?

- (Giba bierze głęboki oddech, po nim następuje kilka sekund ciszy) Wow. Już wiem, Michał Winiarski. Świetny siatkarz, grałem przeciwko niemu we Włoszech i na arenie międzynarodowej. Dla mnie to kompletny gracz, bardzo dobry w przyjęciu, obronie, bloku, sprytny w ataku. Tak, jeśli pytacie mnie o najlepszego Polaka, według mnie to Winiarski.

A kto był najlepszy w ogóle?

Ja uważam, że Andrea Giani. Potrafił wszystko, mógł występować na każdej pozycji. To jedyny znany mi gracz, który z powodzeniem grał jako atakujący, przyjmujący i środkowy bloku. Pierwsze mistrzostwo świata zdobył jako atakujący, drugie jako środkowy, a gdy Włosi sięgali po trzecie złoto, występował na przyjęciu. Ma też świetną osobowość, jest nie tylko znakomitym sportowcem, ale i dobrym człowiekiem.

Giani, Gardini czy Nikola Grbić mają za sobą piękne sportowe kariery, a teraz bardzo dobrze radzą sobie jako trenerzy. Myślał pan kiedyś o pracy przy siatkówce jako szkoleniowiec?

Nie, ponieważ lubię swoją obecną rolę w siatkówce. Jako działacz, propagator tej dyscypliny. Kiedy bierzesz się za coś w sporcie, musisz mieć do tego pasję, a ja mam większą pasję do zarządzania, niż do trenerki. Prędzej widziałbym się w roli menadżera drużyny, niż jej trenera. Ale nigdy nie mów nigdy.

Zdradzi pan, od którego trenera nauczył się pan najwięcej? Który z nich był dla pana najważniejszy?

Wszyscy zadają mi to pytanie, ale ja nie potrafię wybrać tego jednego. Każdy z trenerów czegoś mnie nauczył. Renan dal Zotto,Bernardo Rezende, Ze Roberto, Andrea Anastasi – o każdym z nich powiem, że to mój trener. Ktoś może powiedzieć, że przecież najwięcej wygrałem pod wodzą trenera Rezende. To prawda, ale nie powiem, że był tym najlepszym. Był bardzo dobry, do dziś utrzymujemy bliskie relacje, ale każdy z wcześniej wymienionych dał mi jakąś lekcję siatkówki i życia.

Już niedługo we Włoszech i w Bułgarii zaczną się mistrzostwa świata w siatkówce. Obrońcami tytułu są Polacy, ale my nie uważamy, że jesteśmy wśród faworytów wrześniowego turnieju. A pan? Ma pan jakieś przeczucia dotyczące wrześniowego turnieju?

Ja stosuję taki klucz - w siatkówce jest siedem najmocniejszych drużyn: Brazylia, Polska, Włochy, Rosja, Francja, Serbia i Stany Zjednoczone. Te ekipy zawsze są na topie. Sprawdźcie teraz, kto z tego grona nie był mistrzem świata w ostatnich dwudziestu latach i macie głównych faworytów. Sport jest jednak nieprzewidywalny, sukces zależy od małych rzeczy. Jeśli akurat nadszedł wyjątkowy dla twojego zespołu czas, jeśli drużyna jest ze sobą blisko i wszyscy zmierzają w tą samą stronę, wygrywasz.

My tak naprawdę sukcesów zaczniemy oczekiwać od Polaków dopiero w przyszłym roku, kiedy do drużyny dołączy Wilfredo Leon.

To jeden z najlepszych graczy na świecie. Najlepszy jeszcze nie jest, musi zebrać więcej doświadczenia, choć jak na swój wiek ma go już naprawdę duża. Pamiętam go z finału mistrzostw świata 2010, wtedy grał jeszcze dla Kuby, jako 17-letniego chłopaka, który atakował nad moim blokiem. Bez wątpienia będzie jednak bardzo dużym wzmocnieniem waszej drużyny.

Leon niedawno przeszedł z rosyjskiego Zenitu Kazań do włoskiej Perugii. Pan grał zarówno w Rosji, jak i we Włoszech. Jakie są największe różnice pomiędzy tymi ligami?

Wydaje mi się, że we Włoszech przywiązuje się większą wagę do ustalonych zasad, do taktyki. Przykład: Jeśli w jednym meczu atakujesz tylko po przekątnej, a w drugi będziesz chciał robić to samo, od razu nadziejesz się na blok. Dlatego musisz zmieniać swoje zachowania, próbować przechytrzyć przeciwnika, bo on na pewno będzie przygotowany, będzie znał twój styl. W Rosji taktyka odgrywa trochę mniejszą rolę, za to większą siła. W całym moim życiu tylko w czasie gry dla Iskry Odincowo ważyłem 97 kilogramów. Potrzebowałem więcej masy mięśniowej, żeby uderzać mocniej i jakoś radzić sobie z tymi wielkimi chłopami po drugiej stronie siatki.

Uważa pan, że teraz siatkówka jest bardziej fizyczna niż jeszcze kilka lat temu?

Tak to wygląda. Kiedy teraz widzę obrazki z meczów, mówię sobie "wow, dobrze, że skończyłem karierę". Na pewno ważną rolę odgrywają tu medycyna i technologia. Dzięki nim sportowcy z każdym rokiem mogą trenować trochę mniej, a zarazem być zdrowsi i silniejsi.

Jeszcze jeden temat, który chciałbym poruszyć. Niecałe dwa miesiące temu, minęła dziesiąta rocznica śmierci Agaty Mróz. Pana łączyła z nią szczególna więź, bo tak jak ona walczył pan z białaczką. Starał się pan też wspomagać ją w walce z chorobą. Jak zapamiętał pan Agatę?

Ona ma szczególne miejsce w moim sercu. Jeszcze zanim na świat przyszła jej córka Lilianą, gdy lekarze widzieli w ciąży zagrożenie dla życia Agaty, ja mówiłem jej, że musi urodzić. Wyjątkowa dziewczyna, bardzo wyjątkowa. To Agata sprawiła, że postanowiłem dowiedzieć się więcej o historii Polski, zrozumieć, przez co przeszliście. I dziękuję jej za to. Z jej mężem Jackiem Olszewskim i z ich córką wciąż mam kontakt, który w czasie pobytu w Polsce zamierzam podtrzymywać.

Liliana ma już 10 lat, być może wkrótce sama postanowi trenować siatkówkę. Jakiś czas temu pojawiła się nawet na boisku w meczu pokazowym. Zawodową siatkarką i reprezentantką Polski jest już córka Dawida Murka Natalia. Pana dzieci też garną się do tego sportu?

Córka zdecydowanie nie. Ona już jak miała dwa lata mówiła, że nie chce grać w siatkówkę, bo siatkówka zabrała jej tatę. I ta niechęć została jej do tej pory. Ale syn gra we wszystko. W siatkówkę, piłkę nożną, koszykówkę. Pływa, uprawia judo, chce się sprawdzać we wszystkim. Bardzo się z tego cieszę i chciałbym, żeby pasję do sportu miało w sobie jak najwięcej dzieciaków. Jestem w Polsce po to, żebym zarazić je tą pasją.

Wywiad powstał we współpracy z telewizją Eurosport.

Źródło artykułu: