Reprezentacja Serbii miała nóż na gardle, w ostatnim meczu musiała pokonać za trzy punkty Francję, gospodarzy Final Six, by dołączyć do grona półfinalistów. Tak się jednak nie stało, rywale byli lepsi we wszystkich elementach. W żadnej partii Serbia nie przekroczyła granicy 20 punktów.
Nic więc dziwnego, że Serbowie byli niezwykle zawiedzeni swoją postawą. - To nie było to, czego się spodziewaliśmy po tym turnieju. Myśleliśmy, że będziemy grali równiej niż w większość weekendów. Nie udało nam się tego dokonać i w pełni zasłużenie nie awansowaliśmy do kolejnej fazy - powiedział Srećko Lisinac.
- Final Six było dla nas bardzo ważne, chcieliśmy pokazać naszą najlepszą siatkówkę, ale rozgrywki zaczynają się za szybko, po zakończeniu sezonu klubowego praktycznie nie ma czasu na treningi - ocenił były siatkarz PGE Skry Bełchatów.
Serbowie byli jedną z ekip, która pokonała Polskę, mieli swoje dobre momenty po drodze do turnieju finałowego. - Na pewno byliśmy w stanie zagrać lepiej niż w Lille, bo wcześniej już prezentowaliśmy lepszą siatkówkę. Jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że dużo pracy przed nami, żeby przygotować się do mistrzostw świata - zapewnił środkowy.
ZOBACZ WIDEO Szymon Marciniak przeprosił Hummelsa. "Niemiec był w ogromnym szoku"
Choć kolega z drużyny, Milan Katić, dzień wcześniej stwierdził, że na słabszą postawę wpływ może mieć zmęczenie, bowiem Serbowie również musieli sporo podróżować. Lisinac ma jednak inne zdanie. - Nie byliśmy zmęczeni, bo mieliśmy czas na odpoczynek. Kluczowy był brak czasu na trenowanie, przez to nie osiągnęliśmy satysfakcjonującej formy - podkreślił.
Serbowie mieli okazję już grać na stadionie w siatkówkę, dwukrotnie rywalizowali z Polakami w meczu otwarcia imprezy, jednak PGE Narodowy jest zupełnie innym obiektem od tego w Lille. - Stadion wygląda jak troszkę większa hala, wszystko jest nieźle zorganizowane. Jedyną rzeczą, na którą mogliśmy narzekać było niewiele jedzenia w hotelu - zakończył.
Dominika Pawlik z Lille