Choć po stronie gości można było znaleźć kilka ciekawych postaci, jak reprezentant Kanady Jansen Vandoorn, czy Stephen Boyer, którego kibice mają prawo kojarzyć z meczów Ligi Światowej, to bełchatowianie byli faworytem tego starcia. Dla gospodarzy i ich kibiców znakomitą informacją był fakt, że gotowy do gry od pierwszych minut był kapitan Mariusz Wlazły, który powrócił po kontuzji barku.
Do pierwszej przerwy technicznej w pierwszym secie można było się nastawiać na trudny i zacięty bój. Ekipa z Chaumont wyszła nawet na prowadzenie 8:7. Później jednak przytrafił im się przestój, bo z kolejnych jedenastu akcji wygrali tylko dwie. W końcówce jeszcze przypudrowali wynik, bo dzięki dobrej i - co ważne - równej dyspozycji skrzydłowych z Bełchatowa, PGE Skra prowadziła już 22:14. Zagrywka Boyera w siatkę zakończyła premierową odsłonę, wygraną przez gospodarzy do 19.
W drugiej partii żółto-czarnym było już zdecydowanie ciężej. Coraz trudniejszy do zatrzymania był Boyer, a do tego mistrzowie Francji podkręcili tempo w zagrywce (o czym przekonał się dość mocno Milad Ebadipour) i bloku, co pozwoliło im wyjść na prowadzenie 14:9. Bełchatowianie mieli problem ze skończeniem pierwszego ataku, co uniemożliwiało dogonienie przeciwnika. Mimo małego zamieszania z systemem challenge w końcówce, francuski zespół triumfował 25:18 i wyrównał stan spotkania.
Podopieczni Silvano Prandiego kontynuowali swoją grę także w trzeciej partii. Nakręcały ich błędy bełchatowian, których z każdą minutą pojawiało się coraz więcej. Po dwóch blokach na Bednorzu wszedł za niego Nikołaj Penczew, lecz to nie okazało się lekarstwem na całe zło. Dalej w ataku szalał Boyer, a od czasu do czasu dołączał do niego Nikola Mijailović. Gospodarzy stać było na zryw i zmniejszenie straty z sześciu (8:14) do dwóch punktów (14:16), ale ostatecznie nie udało się wyjść na prowadzenie. Stało się jasne, że przynajmniej jeden punkt poleci do Francji.
Siatkarze Chaumont grali jak natchnieni. W polu serwisowym, i nierzadko w ataku, wychodziło im wszystko. Pozytywna energia (w Hali Energia właśnie) aż kipiała od Stephana Boyera i rozgrywającego Javiera Gonzaleza. Tym razem jednak podopieczni Roberto Piazzy starali się pilnować wyniku. Udawało im się to głównie dzięki znakomitej dyspozycji Srećko Lisinaca w ofensywie. Doszło jednak do bardzo zaciętej i emocjonującej końcówki na przewagi, w której lepsi okazali się siatkarze z Francji. Gospodarze co chwilę oddawali im punkty zepsutymi zagrywkami.
Po wygranej 29:27 niespodzianka w postaci triumfu Chaumont stała się faktem.
PGE Skra Bełchatów - Chaumont VB 52 1:3 (25:19, 18:25, 19:25, 27:29)
PGE Skra: Łomacz, Ebadipour, Kłos, Wlazły, Bednorz, Lisinac, Piechocki (libero) oraz Janusz, Romać, Czarnowski, Penczew.
Chaumont: Gonzalez, Mijailović, Rodriguez, Boyer, Louati, Vandoorn, Duquette (libero) oraz Saeta, Ben Tara.
ZOBACZ WIDEO: Dziennikarze WP SportoweFakty: Rosjanie absolutnie zasłużyli na wyrzucenie z igrzysk
Całkowicie bez szybkości i ciekawych zagrań, proszę policzyć zepsute zagrywki i to na własnej hali - katastrofa.