W finałowych rozgrywkach PlusLigi to podopieczni Daniela Castellaniego stawiani są w roli bezsprzecznego faworyta. - Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo wszyscy stawiają na Skrę. Dwa razy dostaliśmy od nich lanie... do zera, ale to jest finał. Nasza siła jest ogromna i naprawdę każdy z nas wierzy w to, że pokonamy Skrę. Niech się nas boją. Owszem, możemy polec 0:3, ale każdy z nas stanie przed lustrem i powie: dałem z siebie wszystko - zapewnia na łamach Gazety Wyborczej Krzysztof Ignaczak.
Ignaczak liczy na to, że Resovia Rzeszów na stałe już zadomowi się w czołówce ligi. Po cichu jednak marzy o podbiciu nie tylko polskich parkietów... - Resovia ma markę, budować jej nie trzeba, ale chcemy być rozpoznawali w Europie jak Skra. Wnieśliśmy coś nowego do ligi, mamy swój styl. Wierzę, że nie był to tylko jednoroczny wyskok i medale zawitają do Rzeszowa na stałe - twierdzi rzeszowski libero, który nie tak dawno zasilał jeszcze skład Skry Bełchatów. - Skoro już w pierwszym roku gry po wielkich zmianach udało się sięgnąć przynajmniej po wicemistrzostwo i przepustki do Ligi Mistrzów, dalej może być już tylko lepiej - mówi.
Dużą zasługę sukcesu Resovii Ignaczak upatruje przede wszystkim w kunszcie trenerskim Ljubomira Travicy, na którego jednak na początku sezonu spadła spora fala krytyki. - Działacze sprowadzili kilku klasowych graczy - efekty musiały przyjść. Klocki poukładał oczywiście znakomity trener Ljubomir Travica. Z nim mamy przed sobą same tłuste lata, zapewniam, że w Rzeszowie będzie silny ośrodek siatkarski. Marzy mi się, byśmy utrzymali zespół w tym samym składzie, bo w siatkówce nic tak nie działa korzystnie jak czas - podsumował Krzysztof Ignaczak.