8 listopada wychodzi biografia Arkadiusza Gołasia. "Nie będzie skandali, tylko szczera i prawdziwa historia"

 / Arkadiusz Gołaś z kibicami
/ Arkadiusz Gołaś z kibicami

Już niedługo do księgarń trafi książka o wyjątkowym sportowcu i nieodżałowanym talencie. - Mam nadzieję, że to będzie historia godna wspominania - mówił w rozmowie z naszym portalem Piotr Bąk, autor biografii Arkadiusza Gołasia.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Pomysł na opowiedzenie historii Arkadiusza Gołasia dojrzewał przez dłuższy czas, czy był efektem jednego impulsu?

Piotr Bąk, dziennikarz i autor biografii "Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż": 
Często w swoim życiu podejmuję decyzje spontanicznie, czasem wychodzi mi to na dobre, a czasem wręcz przeciwnie. A pomysł na napisanie takiej książki przyszedł mi do głowy między meczami jednego z Memoriałów Arkadiusza Gołasia. Wtedy pomyślałem: taki turniej to ważna i potrzebna rzecz, ale potrzeba jednak czegoś ekstra, żeby pamięć o tym człowieku po dwunastu latach po jego śmierci nie zatarła się zbyt mocno.

Arek, niestety, żył dość krótko i oczywiście jest on ważną częścią historii opowiedzianej w tej książce, natomiast chciałem skupić się na opisaniu czasów, w których on żył i występował. Pomyślałem, że trzeba pokazać, jak bohater tej opowieści odnajdywał się w tamtej rzeczywistości, którą my kojarzymy przede wszystkim z początków profesjonalizmu w polskiej siatkówce. Arkadiusz, mimo młodego wieku i niemal zerowego stażu w sporcie na wysokim poziomie, od razu wszedł do poważnego grania i stał się ważną częścią klubowej, a potem reprezentacyjnej siatkówki.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu o tej książce, mówił pan, że ma to być nie tylko opowieść o siatkarzu, ale także o czasach, w których żył i występował. Czyli powrót do siatkarskiej rzeczywistości, której już nie ma.


Po części tak. Bardzo mi w tym pomogli moi rozmówcy, między innymi Piotr Gruszka, Krzysztof Ignaczak i Radosław Panas. Wydaje mi się, że odtworzyłem tamte czasy i towarzyszący im klimat, choćby na przykładzie słynnej do dziś rywalizacji z przełomu wieków między klubami z Częstochowy i Kędzierzyna-Koźla.

Do książki trafiło kilka godnych uwagi historii, jak na przykład ta z rzucaniem krowiego łańcucha na boisko albo z wykorzystywaniem drewnianych łyżek do bigosu i emaliowanych garnków do bębnienia i hałasowania na trybunach. I od razu nasuwa się myśl, jak to wszystko się zmieniło na przestrzeni niewielu lat w tym sporcie.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Kusznierewicz: Pioruny waliły jeden po drugim dookoła. To były chwile grozy


W niektórych biografiach, także siatkarskich, czeka się niemal wyłącznie na zdradzanie tajemnic szatni lub na opisy hucznych imprez. Ale w pana książce będzie takich scen niewiele.

Zgadza się, bo Arek nie był postacią znaną z balowania co tydzień lub wzbudzania skandali. Oczywiście, zdarzyło mu się jak każdemu pójść na imprezę lub zorganizować domówkę, ale zaznaczyłem na początku tej książki, że jeżeli ktoś szuka w niej opisów kolejnych podbojów miłosnych czy stosu pustych butelek po whisky czy wódce, to tego nie znajdzie. Jeżeli ktoś potrzebuje takich wrażeń, to ma do dyspozycji sporo biografii, choćby polskich piłkarzy. W nim powtarza się mniej więcej to samo, zmieniają się tylko nazwiska, lokale i rodzaje alkoholu.

Takie lektury nie zapadają koniec końców w pamięć, a mnie zależało na tym, by historia Gołasia była szczera i prawdziwa. Gdyby Arek był człowiekiem skorym do zabaw, pewnie bym o tym wspomniał, ale przez szacunek do jego osoby w granicach rozsądku. Myślę, że takiej książki brakowało na naszym rynku i kiedy słyszę przed oficjalną premierą różne głosy, które to potwierdzają, utwierdzam się w przekonaniu, że podjąłem dobrą decyzję, choć potrzeba było mnóstwa pracy.

W pracę nad należytym spisaniem opowieści o Arkadiuszu Gołasiu z pewnością zaangażowani byli jego rodzice.


Rodzice Arka mieli pełne prawo uznać, że z różnych powodów nie chcą ukazania się książki o ich synu i uszanowałbym każdą ich decyzję. Tym większe ukłony dla państwa Gołasiów i w sumie od tego powinienem zacząć, bo bez ich błogosławieństwa do niczego by nie doszło. Rodzice Arka byli dla mnie prawdziwą kopalnią informacji: od pana Tomka otrzymałem wszystkie szkolne świadectwa syna, długo mi opowiadał o jego dzieciństwie, sportowych początkach...

Mało kto wie, że Arek w wieku trzech lat spadł z dużej wysokości na głowę i istniało ryzyko, że nigdy nie zajmie się żadnym sportem, wielu lekarzy przez to odradzało mu grę w siatkówkę. Pan Tomek dysponuje wiedzą, która zawstydziłaby niejednego wiernego kibica lub dziennikarza zajmującego się sportem. Gdybym się uparł na spisanie tej biografii tylko z pomocą państwa Gołasiów, to myślę, że to by się mogło udać!

Nie można też nie wspomnieć o Krzysztofie Ignaczaku, największym przyjacielu Gołasia.


Krzysiek był i jest ważną postacią w tej historii, to jest niepodważalne. Kiedy jechałem do niego na wywiad, miałem przygotowane dziewięć stron pytań, a w rozmowie wyszło nam jeszcze więcej! I trzeba było trochę poucinać treści, bo przecież książka ma swoje ograniczenia. Usłyszałem wiele świetnych wspomnień i historii, choćby o wspólnym graniu w kultową obecnie strategię Heroes of Might and Magic III do czwartej nad ranem, a także o mieszkaniu razem i wzajemnej radości z własnych ślubów.

Dowiedziałem się od "Igły" naprawdę wiele o Arku, o tamtych czasach i mogłem liczyć na jego pomoc w pisaniu tej biografii właściwie o każdej porze dnia i nocy. Jeżeli brakowało jakiegoś szczegółu, wystarczył zwykle jeden telefon lub szybka wiadomość do Krzyśka.

Czy w trakcie pracy nad książką coś pana szczególnie zaskoczyło albo zaintrygowało?


Nie spodziewałem się tego, że Arek Gołaś był aż tak ułożonym człowiekiem. Pamiętam fragmenty meczów z jego udziałem i mogłem na ich podstawie ocenić, że był spokojny i przykładał się do swoich obowiązków, ale nie miałem pojęcia, że nawet gdy wracał z treningów lub turniejów, układał swoje rzeczy do torby w idealną kostkę, jakby robiła to za niego mama lub starsza siostra!

Wiadomo było, że wyszedł z dobrego domu, że był inteligentny, ale szalenie fascynujące było to, że Arek w tym wielkim życiowym pędzie swojej kariery w kadrze i lidze nie zmienił się i był zawsze porządnym człowiekiem. Sodówka nie odbiła mu ani razu. A to nie jest codzienność, bo wiemy, jak to jest, gdy młody człowiek osiąga szybki sukces i wtedy zapomina o tym, kto mu pomógł dostać się na szczyt, a w końcu staje się inną osobą niż choćby rok wcześniej.

Stawiał pan sobie pytanie: jak wyglądałoby życie Arkadiusza Gołasia, gdyby nie doszło do wypadku pod Klagenfurtem?


Myślę, że gdyby Arek żył, z pewnością sięgnąłby po srebrny medal mistrzostw świata z 2006, a kto wie, czy z jego pomocą i potencjałem nie byłoby to złoto... Oczywiście, jeden środkowy mógłby nie przesądzić o zwycięstwie w mundialu, ale pamiętajmy, że Gołaś w 2005 roku podpisał aż trzyletni kontrakt z klubem z Maceraty. Ryszard Bosek opowiadał mi, że wtedy Macerata była siatkarskim Realem Madryt i jeżeli w tych czasach ten klub podpisywał z kimś umowę na dwa lata, to było to wielkie wydarzenie.

A tu chodziło o trzyletni kontrakt i nie mam wątpliwości, że Arek grałby w najlepszych klubach świata przez długie lata, może nawet w Zenicie Kazań. Kto wie, być może wróciłby pod koniec kariery do Polski, by grać w zespołach pokroju Skry, Resovii lub ZAKSY? Trudno teraz się zastanawiać "co by było, gdyby", ale z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że Gołaś zaliczałby się do grona najlepszych środkowych świata. Już wieku 24 lat grał świetnie, a mógłby być jeszcze lepszy, gdyby poprawił się w bloku, na co sam zwracał uwagę.

Kiedy rok temu informowałem, że trwają pracę nad książką o Gołasiu, spotkałem się z ogromnym odzewem młodych kibiców, którzy ledwo pamiętają mecze z jego udziałem. To chyba wymownie świadczy o zainteresowaniu tą postacią.

Siatkarskiej "starszyźnie" ta książka ma pomóc utrwalić postać Arka jako zawodnika i człowieka, ale sam jestem ciekaw, jaki będzie odbiór "Przerwanej drogi" u młodszych czytelników. Gdybym teraz poszedł na mecz ligowy i zapytał kibicującej młodzieży, kim był Arkadiusz Gołaś, myślę, że siedem lub osiem osób na dziesięć zapytanych kojarzyłoby lub znało to nazwisko. Umówmy się, ci młodsi kibice nie mają prawa pamiętać grającego Gołasia, kiedy on występował na igrzyskach w Atenach, oni mieli może trzy, cztery lata i woleli swoje zabawki od sportu. Liczę na to, że pomogę tym kibicom i dzięki książce będą doskonale znali osobę Arka.

Książkę promują teraz ogólnopolskie media, informuje o niej sam PZPS i przyznam, że jestem bardzo zaskoczony tak pozytywnym odzewem biografii. Liczyłem się z tym, że pojawią się bardzo krytyczne komentarze, że to skok na kasę i żeruję na czyjejś śmierci. I one się pojawiły, ale sami internauci temperowali takich krytyków i wiem, że nie muszę się przed nikim tłumaczyć ze swoich intencji. Czuję, że misja, której się podjąłem, jest słuszna i potrzebna.

8 listopada w Ostrołęce odbędzie się oficjalna premiera książki, co dalej?

Po premierze w Ostrołęce czekają nas spotkania 15 listopada w Warszawie: jedno dla dziennikarzy, którzy będą mogli porozmawiać o biografii ze mną i przyjaciółmi Arka, drugie w stołecznym Empiku. Dwa dni później promujemy książkę w częstochowskim muzeum monet i medali Jana Pawła II, a 25 listopada pojawimy się w Sosnowcu na meczu MKS-u Będzin ze Skrą Bełchatów. Wtedy hala może pękać w szwach od kibiców i liczę, że to pomoże nam w promocji książki w tym miejscu.

W grudniu też planuję odwiedzić kilka PlusLigowych hal, ale tu na razie trudno o konkrety. Na pewno chcę trafić do Bełchatowa, między innymi z tego względu, że w tworzeniu biografii bardzo mi pomógł Michał Winiarski, przyjaciel Arka, a obecnie drugi trener drużyny z Bełchatowa. A sama Skra zaprasza mnie na swoje mecze i pyta regularnie, kiedy przyjadę. Widzę, że nie mogą doczekać się "Przerwanej drogi" i to bardzo cieszy.

Jaki był odzew siatkarskiego środowiska na wieść o tym, że postaje biografia Gołasia?

Wszyscy, z którymi się kontaktowałem w sprawie książki, nie mieli problemów z udzieleniem pomocy. Poza jedną osobą, która dobrze zna Arka z boiska i mierzyła się z nim w wielu specyficznych meczach, ale tutaj nie podam nazwiska. Nie spodziewałem się, że akurat w jej wypadku spotkam się ze ścianą. Kto ma wiedzieć, o kogo chodzi, ten będzie wiedział i na tym poprzestańmy. Ale poza tym jednym przypadkiem wsparli mnie absolutnie wszyscy: rodzice, przyjaciele, znajomi, pierwsi trenerzy Arka z Ostrołęki i Warszawy... I to chyba jest najważniejsze.

Jaka ma być wartość dodana tej pozycji? Czym ma się wyróżniać na tle wcześniejszych książek o tematyce siatkarskiej?

Chciałbym, aby to było przede wszystkim świadectwo pamięci. Żeby sięgając 16 września, 1 listopada czy w jakikolwiek inny dzień po tę biografię, można było cofnąć się pamięcią do czasów sprzed kilkunastu lat i przypomnieć sobie choćby słynne koszulki wicemistrzów świata z Japonii. To są wspomnienia i momenty chwytające za serce.

Kiedy zginął Arek, miałem 15 lat i oczywiście, że było mi z tego powodu przykro, ale nie było to wtedy bliska mi postać i przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Może to dziwnie zabrzmi, ale podczas pisania tej historii zacząłem ją przeżywać na nowo, emocje związane ze śmiercią Gołasia i tragedią jego bliskich uderzyły mnie raz jeszcze i to dużo silniej. Mam nadzieję, że to będzie historia godna wspominania. Ja jestem tylko przekaźnikiem informacji, który spisał to, co usłyszał od wielu ludzi. Tak naprawdę na okładce koło mojego nazwiska powinno być także pięćdziesięciu moich rozmówców. To jest przede wszystkim ich książka, ja dołożyłem od siebie serce i żmudną, ale potrzebną pracę.

Źródło artykułu: