Miało być złoto i triumfalny taniec na podium, a skończyło się na medalu na pocieszenie. Reprezentacja Serbii była murowanym faworytem do miana mistrzów Europy, a skończyła z brązem. Mimo dobrego otwarcia krakowskiego Final Four przyszło im przełknąć gorycz nie lada porażki. W półfinale z Niemcami prowadzili już 2:0 i finał mieli na wyciągnięcie ręki, a jednak przegrali 2:3. W niedzielę pozostała im tylko walka o 3. miejsce, w której ledwo co pokonali teoretycznie słabszych Belgów 3:2.
- Czuliśmy, że jesteśmy silni i gotowi na medal. Ten teraz jest już trzecim, który zdobyliśmy tym składem i mamy nadzieję, że będziemy to kontynuować. Po półfinale z Niemcami przez jakieś trzy godziny nie rozmawialiśmy... Zjednoczyliśmy się, powiedzieliśmy sobie, że jest nowy dzień, nowa walka i musimy zdobyć medal, bo na niego zasługujemy - mówił Nikola Jovović.
Tym co zadecydowało o niepowodzeniu Serbów w półfinale i męczarniach z Belgami w meczu o brąz były mankamenty w defensywie. Choć podopieczni Nikoli Grbicia specjalizują się w grze na wysokich piłkach, momentami przez ich przyjęcie trudno im było nawet doprowadzić do wyprowadzenia pierwszej akcji. W ich szeregach brakowało kontuzjowanego Marko Ivovicia.
- Mecz z Niemcami nie był brzydki... Bardzo trudno dojść do siebie po takiej porażce w półfinale, żeby usnąć musieliśmy skorzystać ze środków medycznych, ale niewiele dały. Było ciężko, ale udało nam się wykrzesać nową energię, a Belgowie zagrali bardzo dobry turniej. Zasłużyli na miejsce w półfinale, ale tam Rosjanie byli za silni. My daliśmy z siebie wszystko i mamy brąz - zakończył rozgrywający.
Już teraz wiadomo, że tegoroczne mistrzostwa Europy były ostatnimi dla Serbów w takim składzie. Karierę reprezentacyjną zakończył Dragan Stanković. Był to ostatni turniej Serbii ze środkowym w roli kapitana.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Fabiański: Mecz mieliśmy pod kontrolą