W sobotę 29 kwietnia Jenia Grebennikov rozpocznie walkę o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Siatkarz w roku 2015 związał się z Cucine Lube Civitanova trzyletnim kontraktem, ale przyznaje, że tak naprawdę długoterminowa umowa niczego nie gwarantuje. - Mam ważny kontrakt jeszcze przez rok, ale we Włoszech, to nic nie znaczy - jeśli dziś przegrasz, możesz jutro "wylecieć". Wiem, że na przyszły sezon zostają Osmany Juantorena, Cwetan Sokołow i Micah Christenson - zdradza Grebennikov. - Cała reszta będzie zależeć od wyniku. Moim problemem jest to, że jestem obcokrajowcem i obowiązują limity. W lidze włoskiej na boisku powinno być minimum trzech Włochów.
Jenia Grebennikov zdradził, że w zeszłym sezonie rozpatrywał wariant gry w PGE Skrze Bełchatów, a działacze Cucine Lube Civitanova dali mu wolną rękę. - Pojawiła się opcja gry w Polsce, w Bełchatowie. Ja sam chciałem wtedy grać w Dynamie Moskwa, ale było to niemożliwe ze względu na limity. W Rosji wolą zatrudniać atakujących, czy rozgrywających. Zostałem więc w Lube.
Pytany o najlepszych zawodników na świecie grających na pozycji libero, Grebennikov wymienia bez wahania reprezentanta Polski. - Moim zdaniem są to Aleksiej Wierbow, Erik Shoji i Paweł Zatorski. Jeszcze Hubert Henno i Jean-Francois Exiga. Oni są dla mnie najlepsi na świecie.
W półfinale Ligi Mistrzów Cucine Lube Civitanova zagra z Sir Sicoma Colussi Perugia. - Prezes Perugii powiedział, że zrobi wszystko, aby jego zespół wygrał Final Four. Mieli cztery miesiące aby przygotować się do tych meczów - mówi Francuz. - U nich wiele zależeć będzie od Iwana Zajcewa - nigdy nie wiadomo, jak on zagra. Jesteśmy gotowi do walki. W play-off mieliśmy ciężkie mecze, ale pokonaliśmy Skrę Bełchatów i Azimut Modena.
Zdaniem Grebennikova, gdyby hipotetycznie połączyć ligę włoską z rosyjską, to na czele rozgrywek byłby Zenit Kazań, ale Cucine Lube Civitanova, Azimut Modena, Diatec Trentino i Sir Sicoma Colussi Perugia byłyby wyżej, niż Biełogorie Biełgorod, Dynamo Moskwa i Lokomotiw Nowosybirsk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: chwiał się na nogach. Cudem dotarł do mety