Siatkarze ONICO AZS Politechniki Warszawskiej byli sprawcami jednej z największych niespodzianek 20. kolejki PlusLigi. Na swoim boisku pokonali 3:1 PGE Skrę Bełchatów. Poprzednim razem ta sztuka udała im się dosyć dawno temu, bo w sezonie 2012/2013. - Na pewno zawsze warto czekać na taki mecz. Udało nam się zdobyć bardzo ważne trzy punkty w konfrontacji z mocnym zespołem. Nic, tylko się cieszyć - powiedział zaraz po wygranej Michał Filip.
Warszawiacy wygrali mecz zasłużenie. Zagrali bodajże najlepsze spotkanie w sezonie, chociaż oczywiście nie udało im się paru pomyłek uniknąć. Nie miały one jednak wpływu na końcowy rezultat. - Błędy zawsze będą się pojawiać. Było widać, że wszyscy graliśmy dobrze. Nie było tak, że jedna czy dwie osoby prezentowały się lepiej, a reszta odstawała. Mieliśmy bardzo dobre przyjęcie. W bloku świetnie radzili sobie nasi środkowi, a przecież nie ukrywajmy, że po drugiej stronie siatki byli bardzo dobrzy zawodnicy. Wszyscy zagraliśmy bardzo dobre spotkanie i dzięki temu wygraliśmy za trzy punkty - podsumował atakujący AZS-u.
To prawda, że każdy z zespołu dołożył cegiełkę do wygranej. Jan Firlej na tyle umiejętnie kierował grą, że aż pięciu jego kolegów mogło się pochwalić dwucyfrowym dorobkiem punktowym w tym meczu. Michał Filip nie był więc osamotniony w ataku, jak to bywało w niektórych spotkaniach. Miał wsparcie kolegów i jak przyznał, było to bardzo ważne. - W czwartym secie nie przypominam sobie, żebym w ogóle atakował piłkę. Nasi środkowi kończyli wszystko, co dostawali i lewoskrzydłowi to samo. O wiele przyjemniej gra się, kiedy wszyscy dookoła się wspierają i każdy wie, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji - przyznał główny bombardier akademików.
Obserwując spotkanie przeciwko PGE Skrze, kibice warszawskiej ekipy z pewnością żałowali, że ich ulubieńcy nie prezentowali się tak przez cały sezon. Wtedy Inżynierowie byliby w czołówce tabeli, a tak to zajmują dosyć odległe, dziesiąte miejsce. Jednak obiecują, że nie zadowolą się tym. - Walczymy cały czas, żeby się piąć do góry, bo mieliśmy ciężką pierwszą rundę. Zdarzały nam się mecze, które nie powinny się przydarzyć, bo przegrywaliśmy, kiedy teoretycznie łatwo powinniśmy wygrywać. Ale liga pokazuje, że nie ma łatwych spotkań i trzeba walczyć w każdym meczu, a myślę, że stać nas na to, żeby teraz zająć dobre miejsce, mimo tego, że wiele straciliśmy w pierwszej rundzie - przekonywał zawodnik Politechniki.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
Trudno trochę wytłumaczyć, skąd się wzięła ta słabsza postawa w pierwszej części sezonu. Zespół wcale nie przeszedł dużych zmian, przed rozpoczęciem rozgrywek wielu widziało go w walce nawet o czołową piątkę. - Ciężko powiedzieć, bo było wiele takich spotkań, w których nie graliśmy źle, ale przeciwnik grał rewelacyjnie. Najlepszym przykładem jest mecz z Cuprum Lubin, w którym graliśmy dobrze, a rywal drugiego takiego spotkania jak z nami już nie zagra. Niestety mieliśmy trochę pecha sportowego, ale nie załamujemy się i będziemy dalej walczyć - obiecał zawodnik.
Jednym z meczów z pierwszej części sezonu, w którym Politechnika była faworytem, a mimo to przegrała, była konfrontacja z AZS Częstochowa. Na własnym boisku warszawianie przegrali 1:3. Teraz będą mieć okazję do rewanżu, bowiem w następnej kolejce zmierzą się właśnie z podopiecznymi Michała Bąkiewicza. - Jedziemy się zrewanżować, bo od tego meczu zaczęła się nasza słaba gra w pierwszej rundzie. Gdzieś w głowie siedziała myśl, że teraz musimy wygrać, bo przegraliśmy z zespołem z Częstochowy. To samo było z BBTS-em. Teraz pojedziemy wygrać i przywieźć trzy punkty - zapowiedział Michał Filip.